Groszkiem o ścianę...
Ja dziś próbowałam koleżance z pracy wyjaśnić, że jeśli facet nie szanuje i to on decyduje czy ze sobą będą czy nie to nie jest wart łez. I że to ona powinna odejść, a nie pozwolić na to, aby to on decydował o ich być albo nie być razem. Nie docierało do niej kompletnie nic. Zalana łzami cały czas podtrzymywała, że to jej wina, że on ją olewa, że się nie stara itd. Mówię - Ty odejdź, po co ci facet, który wodzi za nos i stroi fochy? NIC, klapki na oczach, w ogóle nie słuchała i dalej płakała :( Z jednej strony szkoda mi jej, bo wiem, jak to jest, a z drugiej irytowało mnie to, że nic do niej nie dociera. Ściana.
Wiesz, Median, jak to jest - trzeba osiągnąć swoje dno, wcześniej przeważnie nie dociera.
OdpowiedzUsuńDotrze, dotrze. Jeszcze za mało łez... Daj jej linka do bloga:) Może cos do niej dotrze?
OdpowiedzUsuńnie, jeszcze za wcześnie. Na razie jest przekonana, że chłopak ma CHWILOWE zaburzenia emocjonalne z nią oczywiście związane :)
UsuńAleśmy teraz mądre, teraz wszystko widzimy jak na dłoni.... A ile czasu trwało dochodzenie do tej mądrości? Też umiałyśmy świetnie znajdować usprawiedliwienia.
OdpowiedzUsuńtak, a najgorsze jest to, że aktualnie nadal sobie znajduję usprawiedliwienia. Także wyświetlam seriale. A "jego" decyzje wpływają na mój nastrój. Jedyna na razie zmiana jest taka, że wiem, że powinnam przystopować bo wcześniej tego właśnie nie wiedziałam :)
UsuńMedian, znajdowanie usprawiedliwień i wymówek, oszukiwanie siebie i kręcenie filmów, nie sprzyja uciekaniu do przodu. Skoro to wiesz, to dlaczego to robisz?
OdpowiedzUsuńMedian wie - ale buja w obłokach. Prawo natury:) Jak będzie miała czterdziechę to będzie tylko rozważna, na razie jeszcze bywa romantyczna. Ale bez przesady - widzi. Skoro widzi to się zatrzyma nad przepaścią, a nie troszkę za późno:)))
OdpowiedzUsuńno bo to jest, jak nałóg. Poza tym pierwszy raz od "tamtego" mogę się sprawdzić, nie miałam okazji wcześniej poćwiczyć :)
OdpowiedzUsuńTak, bujanie w obłokach jest bardzo trafnym określeniem mojego stanu :) I również widzę. Jakbym nie widziała, to bym się Kataliny o takie tam nie pytała :) Poza tym wiedzę mam już tak wbitą do głowy, ze teraz tylko muszę ją wykorzystać. Sęk w tym, że to nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. Tzn wiedzę nie jest wbrew pozorom łatwo zamienić w czyny. Wiedza swoje, serial swoje i weź to teraz wypośrodkuj, żeby było dobrze skoro wydaje ci się, że robisz dobrze. Ciężko.
I tak, czuję w sobie zeeeeeew :)
No tak :)))
OdpowiedzUsuńMedian, ja tak w trosce o Ciebie :)) Co byś sobie krzywdy nie zrobiła :)
wiem, wiem i serdecznie za to dziękuję ;)
UsuńZew to nie jest nic złego, wręcz przeciwnie to fantastyczne uczucie. Ważne, żeby zew nie ciągnął w kierunku nieodpowiedniego osobnika. Ale Ty już wiesz i dostrzeżesz w razie czego czerwone lampki. Oby nie miały powodu się zapalać.
OdpowiedzUsuńKrzywdy nie, ale bać się tak strasznie też nie trzeba:) Widzisz, myślę, że nie pójdziesz (nie dasz się zaprowadzić) za daleko - bo wiesz:) Ale trochę tych tam, motyli i innych głupot - czemu nie, żyj Dziewczyno, po prostu żyj:)
OdpowiedzUsuńmam takie poczucie, że dopóki nie załatwię wszystkich swoich spraw do końca (dobrze wiecie jakich) to nie czuję się na tyle wolna aby sobie poszaleć, zapomnieć się. Ale nic na siłę. Jak będzie dobrze to fajnie, a jeśli nie to też ok.
UsuńNajbardziej wkurza karykatura własnej osoby. :)
OdpowiedzUsuńtak ;)
UsuńAaa, Median, ale masz awatara! To chyba ten zeeew :)))
OdpowiedzUsuńhaha :)
UsuńTo Boris Vallejo. Piękne akty kobiet maluje ;)
Ładny ten Boris, ładny:) A sprawdziłaś kiedy ma urodziny:)
OdpowiedzUsuńWiesz, test na intuicję:)
Boris nie w moim typie ;) A urodziny ma bodajże w styczniu ;)
UsuńŻe też od razu nie poznałam, znam, znam i lubię. Maluje też niesamowite sceny miłosne tych pięknych kobiet i różnych potworów.
OdpowiedzUsuńtak, i mężczyzn też ;) generalnie fantasy.
UsuńAle...moim mistrzem, którego podziwiam od wielu lat jest fotograf Andreas Bitesnich. To jest dopiero sztuka ;) Uwielbiam go! Uwielbiam każde jego zdjęcie.
A jego zona Doris Vallejo pisała wiersze do tych obrazów. Muszę odnaleźć te wiersze.
OdpowiedzUsuń"że to jej wina, że on ją olewa, że się nie stara" ...nie można zmienić drugiego człowieka można zmienić siebie. A może jest inne wyjście, może nie trzeba stawiać wszystkiego " na faceta " ,może świat jest piękny i toczy się poza facetem. Może nie należy rozpatrywać konfliktu w kategoriach odejścia lub nie, może należy zacząć być samej dla siebie. Czy wyznacznikiem szczęścia i radości dla kobiety jest tylko facet? owszem mamy już taką naturę, że chcemy być piękne podziwiane, uwielbiane. Ale może trzeba poszukać czegoś innego, poza facetem, co daje nam radość ....Co daje nam, kobietom radość życia ?ja wczoraj miałam frajdę ze wspólnego tańczenia na działce z córką :) Oj , chyba sąsiedzi patrzyli na nas jak na wariatki. I zrodziło się we mnie marzenie być jesienią w Bieszczadach;) A facet ....oj chyba był gdzieś. Miłość a tym samym uwaga, troska potrzebuje pewnej dozy sprawiedliwości, nie dajemy "nie inwestujemy" tam gdzie same "straty" ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDiamentowa
Jeszcze jedna myśl, w kontekście "przyglądania się " sytuacji opisanej koleżanki z pracy , Veno, podawałaś ten zestaw mądrych pytań9myslenie pytaniami moja książka została w domu ;) ) ...konieczny tutaj bardzo....chyba jedno z nich "Jak mogę spojrzeć na tę sytuację inaczej...?" itd.
OdpowiedzUsuńDiamentowa :)
I o to właśnie chodzi, Kochana Diamentowa.
OdpowiedzUsuńJa też "TAM" byłam, tam gdzie facet był najważniejszym elementem mojego szczęścia, bez niego wszystko było szare, a mnie niewiele cieszyło. Żeby cieszyło musiałam się z nim dzielić, a gdy nawet coś sprawiało mi radość, bez niego, to natychmiast pisałam smsa "Szkoda, że Ciebie tu nie ma", bo radość nie była pełna. Dlatego rozumiem, że jakaś kobieta moze w ten sposób myśleć. Zastanawiam się tylko, czy każdej w ten sposób myślącej potrzeba traumy, by zaczęła szukać szczęścia i radości w sobie. Ja byłam bardzo zatwardziała w opieraniu szczęścia o fakt bycia z facetem. Dopiero trauma mnie obudziła.
Teraz potrafię cieszyć się po prostu z tego co do mnie przychodzi. Potrafię być szczęśliwa będąc sama, będąc tylko w swoim towarzystwie, będąc z dziećmi, będąc z innymi kobietami. Czasami nachodzi na mnie zdziwienie, że się tego nauczyłam :))Jestem taka inna niż byłam :)
20 lat szczęścia i radości z bycia razem. Odsuwanie wszelkich problemów od niego. Danie mu możliwości spełniania przez te wszystkie lata jego marzeń (CD`s, sprzęty, komputery, wymarzone auto, motor, ciuchy). Jestem dobrą kucharką, uwielbiam seks, dbam o siebie, o dom, o dziecko, o psa. Zawsze interesowałam się jego problemami... Chyba żle mu ze mną nie było... Mam 46 lat. Dwa miesiące temu dowiedziałam się od niego, że tak naprawdę woli gejów, ale takich z piersiam. Szok! Mój cały świat zawala się każdego dnia coraz bardziej... Czuję się stara, wykorzystana i zużyta. Nie ma we mnie radości, marzeń, chęci. Przepraszm za moje "wypociny", ale chciałam po prostu wyrzucić z siebie to wszystko... jeden raz, a potem, jak zwykle znajdę gdzieś siły i może jakieś rozwiązanie.
UsuńMonika
Moniko, zostań z nami. Rozgość się, poczytaj. Zapraszamy.
UsuńPrzeważnie wieczorem jest tu większy ruch. Zajrzyj do nas :)
Dziękuję, Veno, za zaproszenie. Na pewno tu zajrzę. Mam wrażenie, że w tym całym udawanym i pełnym konwenwnsów świecie, jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie można być naprawdę sobą.
UsuńTulę Was, wspaniałe Kobiety, do serca
Monika
Moniko, odpowiedź na dole. Staramy się nie pisać w drzewko, żeby nie robił się bałagan. Nowe komentarze zawsze na dole.
UsuńJAK MOGĘ SPOJRZEĆ NA TĘ SYTUACJĘ INACZEJ?
OdpowiedzUsuńDoskonałe pytanie, bo często brniemy w coś, bez przerwy patrząc jednostronnie, nawet naginając rzeczywistość żeby pasowała do naszej interpretacji faktów. Spojrzenie z innej strony zmienia optykę i widać więcej, inaczej.
Trzeba wiedzieć, że można sobie zadać takie pytanie. Trzeba skorzystać, gdy inni pokazują nam drugą stronę medalu. Ale nie kazdy to umie i nie każdy chce. Bywa, ze zaciskamy oczy by nie ujrzeć prawdy. I tak chyba jest w przypadku opisywanym przez Median.
Median, daleko nie trzeba szukać, to właśnie od Ciebie dostałam pierwszego maila, po rozstaniu z Romeo, który miał mi coś uświadomić, oczywiście wszystko co w nim pisałaś, było prawdą i jedyną słuszną racją.
OdpowiedzUsuńAle odebrałam go od Ciebie w kwietniu, a walczyłam o niego aż do końca lipca. Jeśli ona sama nie zechce tego zmienić, choć w promilu, to tak będzie jeszcze długi czas.
Nie "kurwy, dziwki" spowodowały moje dno, to było zupełnie co innego. Ale o tym jeszcze dziś w notce, o ile noga pozwoli.
Ja też walczyłam przez kilka miesiecy, zyjąc nadzieją, że tym własnie razem, kiedy znowu do siebie wrócimy będzie inaczej, wszytsko się ułoży.
OdpowiedzUsuńDo tego trzeba samemu dojrzeć, nikt i nic nie jest w stanie nas przekonać.
Mam również taką koleżankę, która po raz kolejny bierze ode mnie klucze, bo jednak chyba się wyprowadzi. Wyprowadza się, a później wraca. Rozumie wszystkie mechanizmy, czyta książki, ale wraca. Nie sięgneła jeszcze dna i być może nigdy go nie sięgnie. Ja przestałam doradzać, namawiać, słucham jej tylko i mówię, że to jej decyzja, która nie będzie i tak miała wpływu na naszą przyjaźń. Bedzie moją przyjaciółką, bez względu czy będzie z nim, czy nie. I oddałam jej życie w jej ręce, nie chcę brac odpowiedzialności, za jej decyzje. I nadal ją lubie..... :)
Ja nie dałam szansy powrotu. Sposób jego zachowania, rozwiązywania problemów (niestety moim kosztem zarówno psychicznym jak i tym "namacalnym")przekonały mnie, że ten mężczyzna NIGDY się nie zmieni i wiara w to, że może być inaczej, byłaby oszukiwaniem samej siebie.
OdpowiedzUsuńPowiem tak... nasze babcie mówiły, że NIKT się nie nauczy na cudzych błędach - każdy niejako musi się sparzyć osobiście, by uwierzyć, że COŚ jest gorące.
OdpowiedzUsuńJak już anonim... to niech będzie Gall...anonim :)
Ja jednak mam nadzieję,że KTOŚ się jednak "nauczy" i jeżeli na tym blogu uda się uratować choćby jedną taką osobę, to znaczy, że warto było pisać, dzielić się swoimi (nieraz traumatycznymi)doświadczeniami...
OdpowiedzUsuńBo kobiety powinny sobie zapamiętać jedną, podstawową rzecz - mężczyźni się nie zmieniają, a wszelkie prób zmiany ich to zamach na ich niezależność, przez co obróci się to przeciwko usiłującemu zmienić delikwenta. I ja też sobie nie życzę, aby ktoś próbował mnie zmienić. Zbiegamy się ze sobą bo... bo coś przyciąga, akceptujemy drugą osobę, a nie po to aby zmieniać ją. Coś mi się wydaje, że większości wydaje się, że łatwiej jest kogoś zmienić niż znaleźć osobę odpowiednią.
OdpowiedzUsuńHo, ho:) Median, ukłon w Twoją stronę:)
OdpowiedzUsuńTo jest NAJWAŻNIEJSZE: nie można liczyć na to, że ktoś się zmieni, że go "wkomponujemy" w ramki swoich oczekiwań:)
Bierzemy jaki takiego jaki jest ( z ryzykiem, że się może zepsuć:)
Nikogo nie przerobimy, albo się lubimy i akceptujemy, albo będziemy się krzywdzić. Oczekiwaniami nie do spełnienia.
Bardzo mądre i ważne spostrzeżenie Median, mądra bardzo z Ciebie kobieta:)
Się uczę od mądrzejszych koleżanek :)
OdpowiedzUsuńNasze babcie mówiły, że NIKT nie uczy się na cudzych błędach, dziś mówimy, że inteligentni uczą się na cudzych błędach, ale ja mam wątpliwości czy w przypadku uzależnienia czy współuzależnienia inteligencja ma tak dużo do rzeczy. Dopiero odkrycie i przyznanie się do bycia uzależnioną oraz podjęcie decyzji o wychodzeniu z nałogu lub roli ofiary może cokolwiek zmienić, dopiero wtedy mozna się uczyć na błędach. Swoich lub cudzych.
OdpowiedzUsuńNiestety Veno, nie zawsze uczymy się na błędach. Po wyjściu z jednego "bagienka" często wchodzimy w następne, głębsze, pomimo, że przecież już "wiemy", "przeżyłyśmy"...
OdpowiedzUsuńBo to jest tak, NOWAlijko. Tak długo dostajemy lekcje od życia, dopóki się nie nauczymy naprawdę. A jak tylko nam się wydaje, że umiemy, to musimy powtórzyć lekcję :) Do skutku :)
OdpowiedzUsuńJak się jednego w końcu nauczymy, to później dostajemy kolejną lekcję, z innego "tematu" :)I tak bez końca.
No to ja w takim razie jestem... recydywa:)
OdpowiedzUsuńJa to byłam wielokrotna recydywa :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w końcu przeszłam do następnej klasy :)
Ale obiecajmy sobie VENO, że tym razem nie będziemy już tej klasy powtarzać...:)
OdpowiedzUsuńObiecajmy :)
OdpowiedzUsuńTobie i sobie, życzę dotrzymania obietnicy :)
Wiesz Veno, zestresowana jestem. Za "równy" tydzień zostaje po raz pierwszy...teściową:)
OdpowiedzUsuńNOWAlijko... nową teściową jestem od 5 maja br :-)
UsuńNajbardziej stresującym/wzruszającym momentami były sam ślub, przysięga
i życzenia. Ręce mi się trzęsły masakrycznie, ale było cudownie.
A jak już pisałam na weselu bawiłam się rewelacyjnie, czego i Tobie życzę
:-)
...stresującymi/wzruszającymi :-)))
UsuńHellenko kochana, dziękuję. Na razie jestem zestresowana. Na wzruszenia przyjdzie czas później ... :)
OdpowiedzUsuńNOWAlijko - zawsze jest ten pierwszy raz :)
OdpowiedzUsuńJa tego pierwszego razu jeszcze nie mam za sobą, więc nie wiem jak się czujesz, ale mogę się domyśleć, że masz tremę :)
Ściskam Cię :)
Moje dzieci twierdzą, że mi to nie grozi:) Taki stres:) Zobaczymy. Ale nie mam pojęcia jak to jest, nie umiem sobie wyobrazić.
OdpowiedzUsuńMyślę, że przez to też da się przejść, w końcu ludzie przeżywają takie rzeczy:)
A czym się stresujesz NOWAlijko? Chyba wszystko jest w najlepszym porządku? Czego się obawiasz?
Kochane poradzcie.... Nie mam już powracających dołów, ale przez caly czas mam taki jakiś powracający niepokój. Nie umiem tak do końca nazwać tego uczucia. To jakiś taki stracho-zalo-smutko-tęsknota. Ja nie wiem, ale ja za czymś tęsknię... Czyżby za tym co było? Czasami się zastanawiam nad tym, czy ja w ogóle potrafię żyć w spokoju... :( ciagle kolacze mi się w głowie "co to będzie, co to będzie" . Znacie ten stan? Czy to minie? Co z tym robić? Jak to przepracowac? Jak mam to coś, to tracę sens, wtedy nic mnie nie cieszy, jestem jakaś obojętna...
OdpowiedzUsuńJeśli to tęsknota to raczej nie za tym co BYŁO, a za tym CO MOGŁOBY BYĆ:)
OdpowiedzUsuńAle nie ma za czym tęsknić, bo to mogłoby nigdy się nie zmaterializowało:)
Pewnie, że jest niepokój, że obawa... Ale tęsknota? Na pewno nie. Nie tęsknię za niczym, za niczym. Minęło tyle czasu a ja ciągle odczuwam euforię z powodu uwolnienia:) Już nie bezustannie, ale chwilami, zdarzają się takie momenty.
A pytania "co będzie?", "jak będzie" - muszą się pojawiać, niezależnie id tego czy nam dobrze, czy źle, czy jesteśmy same, czy "sparzone". Normalnie = człowiek myśli i się zastanawia:)
Trzeba pracować, działać, chodzić, biegać, pływać,
pisać... Wykazywać aktywność - nuda i brak zajęcia generują "głupie" stany ducha:)))
"co to będzie?" Właśnie takie stany mam ostatnio :( A tęsknota jest za bliskością, miłością, wspólnym budowaniem, tworzeniem :( oczywiście nie ma w niej byłego psychopaty. Ja tęsknię za kimś kogo nie ma i ciągle kołacze mi się, że nie będzie. Tak bardzo się boję, że ktoś mnie znowu kiedyś oszuka i skrzywdzi. Boję się że nie odnajdę się w samodzielności i samorealizacji. Że nie umiem być szczęśliwa sama. Że nie podołam.
OdpowiedzUsuńLiv, to właśnie jest to co piszesz.... Ja tego nazwać nie umialam, albo przyznać się do tego nie chciałam :( Boje się dzisiaj :(((((
OdpowiedzUsuńDziewczyny, a może po prostu jesteście "na głodzie". Z uzależnienia nie wychodzi się tak łatwo. Ja ewidentnie miałam takie stany, że chciałam się sztachnąć, że tęskniłam, właśnie tak - tęskniłam, choć tak jak mówi Katalina, ta tęsknota była za moja iluzją, a tęsknić za iluzją??? Bez sensu.
OdpowiedzUsuńMaja nazywała to bólami fantomowymi. Niby odjęte, a boli. To minie. Potrzebujecie jeszcze trochę czasu. Spokojnie. Zajmijcie się sobą. Własnie nie czytając jeszcze tej Waszej dyskusji, zamieściłam posta, co można robić, by lepiej się poczuć :)
cobycmusi - ściskam. Wiem, że nie miało być tu wyjni ale ja w takim stanie inaczej nie umiem. Zamęczam otoczenie tym wyciem, w pracy udawanie, że wszystko w porządku, tu wiem, że przynajmniej rozumiecie. Jak miałam takie stany w fazie zombie- przez kilka miesięcy to tylko czas chyba w końcu zadziałał i może modlitwy, więc teraz tylko czekam (znowu) aż minie i poczuję szczęście i wiarę. Mózg musi odreagować ten cały syf. To potrwa.
OdpowiedzUsuńTak Vena :) Czytałam Twój nowy wpis. Nawet chciałam kliknąć "lubię to" ale nie było przycisku :D
OdpowiedzUsuńTeraz nie mam siły i ochoty na działanie. Może jutro :(
Liv, gdy nie ma siły na działanie, trzeba utulić małą Liv, kąpiel, meliska lub nawet coś farmakologicznego, łóżeczko, przytulić się do podusi i sen. Gdy nie mogłam zasnąć, powtarzałam w kółko z uwagą by nie pozwolić myślom uciec w niebezpieczne rejony: o niczym nie myślę, śpię, o niczym nie myślę, śpię, o niczym nie myślę, śpię. Nie dać myślom szaleć.
OdpowiedzUsuńWytrzymać. Po prostu.
OdpowiedzUsuńJakoś optymistycznie mnie to nie nastroja :( u mnie dopiero drugi miesiąc się zaczął.... Nie wyobrażam sobie takich hustawek nastrojów jeszcze przez kilka miesięcy. Powiedzie, ze tak nie będzie plissssss
OdpowiedzUsuńWszystko z czasem ucichnie, obiecuje. Sama zobaczysz. Teraz dyscyplina i nie wolno. Po prostu. Nie będę tu uskuteczniała kwiecistych wystąpień w tym temacie. Dasz radę. Chcesz tego. Poza tym szkoda tego czasu co już minął. I wysiłku. Ten czas najlepiej pokazuje, że można. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńNie wiesz ile u Ciebie to potrwa. Nie myśl o tym, ciesz się każdym dobrym/znośnym dniem. Ważne że w końcu przejdzie, prędzej czy później. Dobrze, że tak szybko tu trafiłaś. Ja znalazłam to miejsce i te wszystkie informacje dopiero jak przeszła najgorsza faza. W ogóle nie wiedziałam w czym tak naprawdę tkwiłam i co się stało. Może dlatego u mnie tak długo.
OdpowiedzUsuńI zawsze pomagało mi w dołach, jak się na chwilę zatrzymałam w tej paranoi i uświadomiłam po raz kolejny "Najważniejsze, że go już nie ma w moim życiu, że nie może mnie niszczyć i nigdy już do mojego życia nie wróci"
Wiem, ze można. Kilka dni jest super, a pózniej przychodzi taki moment. Wiem, ze trzeba to przetrwać i trwam. Strasznie chciałabym, żeby to już się skończyło. Przydałby się jakiś magiczny sposób, ze uciekać szybciej...
OdpowiedzUsuńCobycmusi, pamietam, gdy ja tak pisałam, jak Ty, jak złościłam się na siebie, że już nie chcę tych stanów, a one wracają, że przecież wszystko wiem, rozumiem, a i tak mam te huśtawki...
OdpowiedzUsuńNiestety, ta faza tak ma i musisz się z tym pogodzić. Wszystkie tak miałyśmy, jedna dłużej, druga krócej, ale to trzeba po prostu przetrwać ze świadonością, że to jest taki etap. A potem on się kończy. I zaczyna byc normalnie. Dojdziesz do końca tego etapu. Cierpliwości, Kochana, cierpliwości. Idziesz, biegniesz do przodu i to jest najwazniejsze. Niedługo dół przejdzie i będziesz miała lepszy nastrój :)
Buziaki :**
Powiem Wam, ze aż mi wstyd za siebie.... Ludzie żyją, borykają się z naprawdę ogromnymi problemami. Ja nie mam na co narzekać, a uzalam się nad sobą jak siódme nieszczęście. Czasami mam ochotę tak sobą porządnie potrzasnac !
OdpowiedzUsuńOooo! Widzę zaczyna pojawiać się złość :)
OdpowiedzUsuńDobry objaw :)
Złość potrafi nieść jak mało która emocja. Złość na swoje mazgajstwo jest o wiele lepsza niż wycie i użalanie. Cobycmusi idziesz w dobrą stronę :)
Moniko, przeczytałam jeszcze raz na spokojnie Twój komentarz.
OdpowiedzUsuńKochana, zachęcam Cię do spisania swojej historii, to bardzo pomaga zrozumieć i oczyścić się, pozbyć się balastu i lżejszą pójść dalej. Zacznij pisać. Jeśli zechcesz to opublikujemy Twoją historię, wszystkie się jej przyjrzymy i wesprzemy Cię. Dziewczyny są uważne, potrafią zwrócić uwagę na takie szczegóły i wątki, których samej się nie zauważa. Nie musisz się spieszyć, ale spróbuj pisać, zdziwisz się efektem.
Pozdrawiam :)
Ja dawałam szansę nie raz, a kilka razy w przeciągu trzydziestu trzech lat. Dzisiaj, dzisiaj wiedziałabym jak postąpić...Nie warto łudzić się, że zmieni się, zmieni na lepsze?
OdpowiedzUsuńTak liczyłam, ze zmieni się i wierzyłam,że może być inaczej, lepiej.
Ale wtedy tak nie myślałam! Wtedy kochałam. I wtedy pojawiały się "one". Basia, Lucyna, Basia, Teresa, Zosia i Ela. Ela to moja przyjaciółka była "przyjaciółka". Romans ich trwał pięć lat zanim się dowiedziałam. Przepraszał, przynosił kwiaty i prosił aby mu dać jeszcze jedną szansę.
Wybaczyłam i póżniej spotkałam ich razem. Coś we mnie pękło, wmiosłam sprawę o rozwód i jestem sześć lat po rozwodzie. Czy boli, tak w dalszym ciągu boli, ale jest już lepiej.
Staram się podążać za "Wami" do przodu
Pozdrawiam Haliś