Przez całe dorosłe życie co jakiś czas miałam dziwny sen, że oto mam na ręku maleńkie dziecko, tak maleńkie jak Calineczka, która mieści się na dłoni. Śniło mi się to wiele razy i rano pamiętałam ten sen, zawsze budząc się przejęta. W tym śnie za każdym razem byłam bardzo rozczulona tym maleństwem, a jeszcze bardziej przestraszona, że nie wiem co mam z tym dzieckiem zrobić, czyje to dziecko jest, jak mam się zaopiekować takim drobiażdżkiem, żeby mu nie zrobić krzywdy, a w ogóle to najlepiej, żeby znalazł się ktoś kto się nim zaopiekuje, bo ja nie chcę zajmować się tym dzieckiem, boję się go i nie mam dla niego czasu.
Już dawno słyszałam o wewnętrznym dziecku, sama zaczęłam poważniej o tym myśleć w trakcie mojej drogi do siebie. Jednak dopiero po powtórnej lekturze "Tęsknoty silnej kobiety za silnym mężczyzną" z jungowskim tłumaczeniem słabej dziewczynki we wnętrzu silnej kobiety (im silniejsza kobieta, tym słabsza, bardziej bezbronna wewnętrzna dziewczynka) olśniło mnie, że ten sen, to maleńkie dziecko, to ja sama.... Kiedyś w takie bajki nie wierzyłam, jakieś sny, jakieś znaki, jakieś inne ezoteryczne cuda na kiju. Teraz jednak wiem, jestem tego pewna, że te sny o maleństwie to były znaki mojej podświadomości o tym, że zaniedbuję tę moją Calineczkę, nawet we śnie nie chciałam się nią opiekować, tylko szukałam kogoś kto się nią zajmie....
Już dawno słyszałam o wewnętrznym dziecku, sama zaczęłam poważniej o tym myśleć w trakcie mojej drogi do siebie. Jednak dopiero po powtórnej lekturze "Tęsknoty silnej kobiety za silnym mężczyzną" z jungowskim tłumaczeniem słabej dziewczynki we wnętrzu silnej kobiety (im silniejsza kobieta, tym słabsza, bardziej bezbronna wewnętrzna dziewczynka) olśniło mnie, że ten sen, to maleńkie dziecko, to ja sama.... Kiedyś w takie bajki nie wierzyłam, jakieś sny, jakieś znaki, jakieś inne ezoteryczne cuda na kiju. Teraz jednak wiem, jestem tego pewna, że te sny o maleństwie to były znaki mojej podświadomości o tym, że zaniedbuję tę moją Calineczkę, nawet we śnie nie chciałam się nią opiekować, tylko szukałam kogoś kto się nią zajmie....
Słyszałam, że są kobiety, które żeby nauczyć się dbać o swoją wewnętrzną dziewczynkę (czyli o siebie) posługują się laleczkami, do których mówią, którymi się opiekują, wymyślają im przyjemności. Może to jest niezły pomysł, żeby nauczyć się kochać siebie i dbać o siebie. Np. "No, teraz moja kochana, zrobimy sobie przerwę, muszę Cię zabrać od tego komputera, bo oczka sobie popsujesz. Nie możemy do tego dopuścić, kochanie. A wieczorem zrobimy sobie kąpiel z tą pomarańczową solą. A w sobotę, obiecuję Ci, pojedziemy na jakąś fajną wycieczkę, będzie fajnie i wesoło :)"
Pamiętacie tomagotchi?
Przydałoby się takie z wizerunkiem swojej małej dziewczynki, którą trzeba dopieszczać i hołubić, bo inaczej zmarnieje i będzie smutna.
O wewnętrznym dziecku na swojej stronie pisze Ewa Foley. Polecam:
Esej o wewnętrznym dziecku
Przydałoby się takie z wizerunkiem swojej małej dziewczynki, którą trzeba dopieszczać i hołubić, bo inaczej zmarnieje i będzie smutna.
O wewnętrznym dziecku na swojej stronie pisze Ewa Foley. Polecam:
Esej o wewnętrznym dziecku
Veno, dziękuję za tego posta
OdpowiedzUsuńDziękuję Veno, TEGO POTRZEBOWAŁAM właśnie dzisiaj.
OdpowiedzUsuńAleż proszę bardzo :)
OdpowiedzUsuńJa sobie robię, już od dawna: "Dzień dobroci dla Kataliny":))) I to jest ważny dzień, przynajmniej raz na tydzień:) Rożne fajne rzeczy wtedy robię,ale jedna jest najważniejsza - nie wolno się spieszyć:) To daje mi poczucie wolności i ładnie "resetuje głowę" na następny tydzień:)
OdpowiedzUsuńPolecam, Twoje wewnętrzne dziecko będzie Ci wdzięczne:)
To jest bardzo ważna kwestia.
OdpowiedzUsuńDotarcie do naszego wewnętrznego dziecka to nasz obowiązek, nikt za nas samych tego nie zrobi. To, jak ja to nazywam, praca od podstaw. Często tę pracę musimy wykonać za naszych rodziców, dziadków i nauczycieli, którzy kiedy byliśmy dziećmi nie poświęcali nam wystarczającej ilości uwagi, za dużo krytykowali i wymagali a za mało chwalili i motywowali. Dlatego właśnie, teraz, sami musimy pochylić się nad naszym wewnętrznym dzieckiem, ba! przyznać się, że ono w ogóle w nas jest, nie wstydzić się go. Nie odrzucać już więcej. Tylko zaakceptować. Nie pozbawiać miłości własnej tylko pokochać.
Jeśli się kogoś kocha to jest się uważnym, dostrzega się potrzeby kochanej osoby. Pamiętacie, która z Was w lot nie odgadywała potrzeb psychofagów?
To teraz tak samo trzeba nauczyć się odgadywać, wyczuwać w lot potrzeby swojego wewnętrznego dziecka. Ale najpierw przyjrzyjmy się co w tym naszym dziecku drzemie, po latach naszej kompletnej ignorancji względem niego. Ile w nim jest:
-uczucia złości
-poczucia krzywdy
-zranienia
-zdrady w imię przypodobania się innym
-niewypłakanych żalów
i innych aktów wrogości wobec siebie
To efekt, tego, że przez lata nie słuchałyśmy naszego wewnętrznego dziecka.
A bez tego nie pójdziemy dalej a już na pewno daleko nie uciekniemy szczęśliwe i wolne.
Zatem do roboty :-)
Dzisiaj mam bardzo dziwny dzień. Bardzo.Coś się dzieje ale nie wiem co, nauczona już kontrolować się (opornie idzie, ale staram się), nie spieszę się-pobędę sobie z tym uczuciem.
OdpowiedzUsuńMam znów kartkę podzieloną na pół, po jednej stronie napisane wszystko - wstecz,co zrobiłam, co było tylko wyobrażeniem, nieprawdą, iluzją, itd. Dotarłam do punktu sprzed lat gdzie już nie biegałam przytulać się ,ot tak,do męża, bo on tego nigdy nie chciał ani nie potrzebował(ślubu nigdy nie było-na potrzeby zewnętrzne nazewnictwo); widzę wyraźnie że ja to ta druga matka wyszukująca wymówek dla wygodnego popijania; no niestety, dotarło i ta prawda do mnie - ale : jestem zupełnie spokojna dzisiaj, jak nigdy. Po drugiej stronie jeszcze nic nie napisałam bo widzę znów wyraźnie że to przyszłość, jutro, pojutrze, za miesiąc...Widzę też że sama sobie świetnie radzę (nie jest to jeszcze szczyt marzeń) ale idzie nieźle.
Niezwykły dzień mam dzisiaj - nawet iskierka nadziei na lepsze była, wielka radość, trochę smutku, ale bardzo spokojnie.
Nie wiem co się dzieje-miał ktoś tak??
hmm...Tak idąc za Kataliną to może to jest taki właśnie dzień dzisiaj dla mnie? wraca pomału stan umysłu ,,sprzed,, ale bardziej świadomie dzisiaj ,,żyję,,?
OdpowiedzUsuńDzisiaj dziwny dzień:) Aż głowa boli. Długi...
OdpowiedzUsuńDużo pracy w pracy:), a miało być mało:) - niespodzianka:)
Goście pojawiający się znienacka:) Jeden (jedna) nawet z pysznym jabłecznikiem własnej produkcji:)
Drugi usiłował "psychofażyć", ale został sprowadzony do poziomu:) Będzie musiał wynająć kogoś do rozliczenia:) Katalina nie pozwoliła sobie wcisnąć tej roboty (społecznej:) Jeszcze jakiś czas temu wzięłabym i robiła za lenia, dzisiaj leń musi się z tym ogarnąć:) Moje wewnętrzne dziecko stanowczo zaprotestowało - ono woli być tutaj, z Wami niż robić za kogoś (bezczelnego) czarną robotę. Po to, żeby "bezczelny" popisywał się na prawo i lewo swoimi talentami organizatorskimi:)
Ja również sobie jakoś radzę, i może nie jest to szczyt marzeń, ale na pewno dobra na ten szczyt droga. Czy dotrę - nie wiem, ale idę:)))
Katalinko, Ty już bardzo daleko jesteś:)))kibicujemy i trzymamy kciuki:))
OdpowiedzUsuńTak myślę:) Że jestem daleko. Chwilami wydaje mi się, ze powinnam iść dalej, ale już nie chcę:) Nie można całe życie uciekać - żyć trzeba:) Nawet jeśli troszkę nudnawo:), to stabilnie i spokojnie:)
OdpowiedzUsuńBędę chciała, to pójdę dalej, będę chciała - zostanę. Mam wybór i nic (nikt) mnie nie zmusza do żadnej opcji - ja decyduję:) To moje ucieknięcie - JA DECYDUJĘ:)
Katalino, otóż to.
OdpowiedzUsuńNic na siłę.
Ja zaobserwowałam u siebie inną nazwijmy to tendencje, ale o tym w mojej nowej zakładce, która już niebawem.
Dobrej nocy dla wszystkich.
Tulę Was i Wasze wewnętrzne dzieci, a przede wszystkim Swoje :)
Dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńJak tam dziś Wasze Calineczki?
Moja dostała dziś pysznego loda czekoladowego, słodkiego i tłustego, ale była zadowolona :))) Mniammm
A na poważnie, przez tyle lat bardziej starałam się robić komuś przyjemności niż sobie. Teraz staram się pamiętać także o sobie, a często nawet stawiać siebie przed innymi lub co najmniej na równi. Przeciez to powinno byc takie naturalne, a musiałam się tego uczyć, musiałam się uczyć nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. I wcale to nie było łatwe, nadal mnie czasami dopadają te wyrzuty sumienia, zwłaszcza w relacjach z dziećmi, bo w tych relacjach matki naturalnie stawiają się na drugim miejscu, a przecież nie zawsze muszą to robić, tym bardziej, że dzieci już dorosłe, choć niesamodzielne.
:)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mogę się ostatnio moją zaopiekować. Faza 3 mnie dopadła w tej mniej przyjemnej formie. Rezygnacja i brak siły na cokolwiek :(
Liv, moja Droga, dół to jest własnie moment kiedy koniecznie trzeba się małą Liv zaopiekować. To własnie ONA daje Ci znać, że potrzebuje zrozumienia, przytulenia, że jest jej źle. Rozpieść ją czymś, spraw jej przyjemność. Co mała Liv lubi najbardziej? Bądź dla niej dobrą mamą i nie mów jej, ze nie możesz się nią opiekować, ona potrzebuje Twojej uwagi.
OdpowiedzUsuńDziękuję Vena. Masz rację. Może zrobię chociaż obiad.
OdpowiedzUsuńI koniecznie deser :)
OdpowiedzUsuńZ okazji dnia DOROSŁEGO DZIECKA:)))
OdpowiedzUsuń"Wszyscy rodzimy się dziećmi. Jesteśmy spontaniczni, prawdomówni i bezkompromisowi. Później dorastamy i uczymy się konwenansów, nabieramy dystansu, socjalizujemy się. To wypada, a to nie. Grubej cioci nie wolno mówić, że jest gruba, choć być może ta – z pozoru tylko niekulturalna uwaga przedłużyłaby jej życie – bo być może pod jej wpływem ciocia zaczęłaby się odchudzać. Prawdomówność, to jedna z tych cech, które z siebie wypieramy dorastając. Usprawiedliwiamy się tym, że nie chcemy nikogo zranić zbyt brutalna prawdą, a tymczasem koloryzując rzeczywistość i upiększając fakty, przyczyniamy się często do czyjegoś nieszczęścia – nie zawsze musi to być śmierć, czasem jest to na przykład mylne przekonanie o własnym geniuszu, talencie lub guście.
W każdym z nas – zazwyczaj gdzieś tam bardzo głęboko – tkwi dziecko. Ten pierwszy, prawdziwy człowiek. Nie bójmy się przyznać tego wprost. Przecież to szczera i raczej dość akceptowalna prawda. Czy umiemy je w sobie pielęgnować? Czy w ogóle wiemy na czym to pielęgnowanie polega i po co miałoby być praktykowane?"
To fragment artykułu
http://www.rankingmlm.com/articles/article/pielegnujmy_w_sobie_dziecko!
Powodzenia w pielęgnacji DZIECKA:)_
Dziękujemy i wzajemnie :))
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam, że na starość dziecinnieję, ale chyba póki co, w tym lepszym znaczeniu tego słowa :)
Jaka starość?:)O
OdpowiedzUsuńTo nie zdziecinnienie, ale odkrywanie w sobie tego co dobre, najlepsze:))
Amarku, wiem, wiem :)))
OdpowiedzUsuńStarość - młodość jest w psychice, a nie w metryce, a ja sobie obiecałam, że nigdy się nie zestarzeję :)
To taki żarcik był :))) Taka malutka prowokacja i się udała :)))
Masz rację to co jest w nas z dziecka, jest najlepsze. Tylko ta ufność czasami nie pasuje do świata dorosłych. Właściwie często.
To co większość z nas tu obecnych spotkało, to niezasłużona kara właśnie za ufność.
Domyśliłem się:)
OdpowiedzUsuńWniosek: unikamy zbędnych kontaktów z ludźmi pozbawionymi pierwiastka dziecięcej ufności.
Mimo złych doświadczeń, należy być ufnym (przy zachowaniu odrobiny ostrożności).
Dzieci są ufne, to fakt, nam dorosłym dzieciom :-) też potrzebna jest ufność. Ale małe dzieci szybko wyczuwają fałsz, mają taki wewnętrzny radar. Są świetnymi obserwatorami. Wróćmy do tych naszych pierwotnych instynktów.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałam sobie o czymś i chcę się z Wami tym podzielić :-)
http://www.tekstowo.pl/piosenka,turbo,dorosle_dzieci.html
Może dziewczyny wlepią na główną....
W Twoim wniosku jest pewna sprzeczność - skoro jesteśmy ufni, to jak możemy zakładać czy poznać, że ktoś jest pozbawiony pierwiastka dziecięcej ufności?
OdpowiedzUsuńJa bym raczej była skłonna namawiać do pozostawienia sobie czy do powrotu do dziecięcej radości i chęci poznawania i rozwoju, a jeśli chodzi o zaufanie to tak jak na drodze - reguła ograniczonego zaufania.
To nie jest grzech być ufnym jak dziecko, ale wielka nieostrożność.
hm,chyba się nie zrozumiałyśmy...
UsuńNapisałam, że nam, dorosłym też jest potrzebna taka ufność w życiu
i takie naturalne wyczucie fałszu i nieszczerości jakie mają małe dzieci.
dobra...załapałam, to było do Amarka :-)
UsuńMam dzisiaj totalną migrenę.... :-)))
Liv, powiem Ci jak ja sobie z tym radze. Jak jest mi bardzo zle i chce utulic moje wewnetrzne dziecko, klade sie na lozku, klade reke na moim brzuchu, glaszcze go i mowie do mojego wewnetrznego dziecka.Tak jak robia to kobiety w ciazy. Mowie tej malej dziewczynce, ze wiem o jej bolu, widze jej lzy, ze rozumiem przez co przechodzi. Mowie jej, ze sie nia zaopiekuje, ze moze na mnie liczyc, ze nie pozwole jej wiecej skrzywdzic. I obiecuje jej cos fajnego, lody, kino, park etc. Na koniec sama siebie przytulam. Pomaga:)
OdpowiedzUsuńJest sprzeczność.
OdpowiedzUsuńMam szczęście, bo Hellena mnie poratowała wpisem o "dziecięcym radarze" :)
Ograniczone zaufanie, podoba mi się. Dzięki niemu nadal żyję:))
Wszyscy piszemy o tym samym tylko innymi słowami :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Dot.
OdpowiedzUsuńNajpierw trzeba się uporać z żalem do siebie o tą ufność i nie znienawidzić jej. To się też łączy z wewnętrznym dzieckiem, do którego możemy mieć żal o naiwność, choć nie było w niej nic złego. Dziś mam właśnie taki dzień, uczucie, że nie pasuję do świata dorosłych i nie wiem jak sobie w nim poradze nie zmieniając się na modłę ogółu. Dla jak wielu na tym śwecie życie i relacje to gra? Ja nie umiem w to grać. Czy przetrwam?
OdpowiedzUsuńPrzetrwasz, chociaż łatwo nie będzie:) Nauczysz się "odławiać" tych, którzy żyją, nie grają. Tych drugich będziesz omijać szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńWtedy można pozwolić sobie na ufność:)))
Pozdrawiam Serdecznie tylko, bo mądrości już napisano;)i podtrzymuje, rozpieszczania potrzebują małe wewnętrzne dziewczynki i chłopcy też;)
OdpowiedzUsuńDiamentowa
Cześć Diamentowa :)
OdpowiedzUsuńZawsze się cieszę, gdy Ciebie tu widzę :))
Pozdrowienia z Brukseli :) znalazłam małą chwilkę, więc tylko piszę, ze jestem i miewam się całkiem nieźle. Opowiem Wam wszystko po powrocie. Jaka była droga do mojego wewnętrznego dziecka. Ono już jest w moich ramionach, szczesliwe i bezpieczne i właśnie teraz, w tej chwili dbam o nie bardzo mocno. Powiem Wam w sekerecie, chce mi się krzyczeć z radosci!!!!
OdpowiedzUsuńNo ładnie, moje Ty nareszcie szczęśliwe Cobycmusi! To Ty w Brukseli, a ja tu siedzę na walizkach i płaczę, bo miałaś mnie zabrać na urlop!!!Żądam publicznych wyjaśnień tej kwestii :)
OdpowiedzUsuńKochana, na wakacje wyjeżdżam za tydzień, a tu nie jestem "wakacyjnie". Zabieraj się zatem z nami do gorącej Grecji, kogoś upchniemy do jednej z walizek i myślę, ze się nie zorientują :))))
OdpowiedzUsuńZorientują się, mam 70 kg. Postaraj się o jakiś kontener. Inaczej nie ma szans:)))
OdpowiedzUsuńPuk, puk jest tam kto? :)
OdpowiedzUsuńTak NOWAlijko, jestem:)
OdpowiedzUsuńMoje wewnętrzne dziecko dostało dzisiaj troszkę ginu z tonikiem i czuje się bardzo "zaopiekowane":)))
Cieszę się, że Cię "widzę":)
Dopiero piątek, jak ja przetrwam ten towarzyski weekend?