UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

niedziela, 8 lipca 2012

SŁOWO NA NIEDZIELĘ

W związku z refleksyjnym nastrojem dnia wypoczynku i "początku" powstało pytanie: czy uciekanie ma finał? Czy muszę uciekać do końca moich dni, czy nadejdzie chwila kiedy będę mogła po prostu podążać? Jak szybko i dokąd uciekać? Czy subiektywna ocena wystarczy? Czy powinien to zweryfikować kto inny? Jeśli tak to kto? Kiedy będę ucieknięta, do kiedy uciekająca.? Sama mogę to ocenić?
Mam obawy czy galopując przed siebie nie zacznę w końcu "drugiego kółka" co, według praw fizyki, oznacza powrót do punktu wyjścia.
Do jakiego stopnia nie przejmować się strzelającym spod podeszew martensów w kwiatki żwirem, robaczkami, a nawet człowiekiem? Bo przecież ja uciekam, mogę nie zwracać uwagi na to co stanie mi na drodze. Czy jednak powinnam? Znaleźć nowe granice, wyznaczyć sobie "widełki człowieczeństwa" w tym uciekaniu.
Nie chodzi mi o "przytulenie psychofaga". Chodzi o innych ludzi, którzy są świadkami i uczestnikami mojego uciekania. Czy uciekając mogę ich rozdeptać? Czy fakt uciekania stanowi usprawiedliwienie?

87 komentarzy:

  1. Każda ucieczka ma kres :)
    Nie mam na myśli kresu ostatecznego ;)
    Nikt "zdrowy" nie pozwoli się rozdeptać.
    Jedyne niebezpieczeństwo to zatracenie się w ucieczce.
    Sądzę, że chwile poświęcone na odpoczynek i sprawdzenie czy przyczyna ucieczki jeszcze istnieje pozwolą rozpocząć spokojną wędrówkę:)
    P.S. Nigdy tak nie uciekałem. To tylko obserwacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mysle, ze nikt oprocz nas samych tego zweryfikowac nie moze. Wedlug mnie dopoki odczuwamy strach przed ponowna wpadka, nie jestesmy gotowe do podazania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uciekanie to nie jest naturalny stan. Uciekam, gdy coś lub ktoś mi zagraża. Gdy czuję się bezpieczna nie muszę już uciekać, mogę iść, podążać, spacerować, zatrzymać się na chwilę i odpocząć, mogę przyspieszyć lub zwolnić kiedy chcę. Nic mnie nie goni, to sama chcę iść na przód. Jestem spokojna. Widzę to co się dzieje wokół. Nie jestem już skoncentrowana tylko na swojej ucieczce. Cieszę się relacjami z innymi ludźmi. Widzę, że nie wszystko jest jak w krzywym zwierciadle. Amplituda moich emocji nie jest już jak Himalaje i Rów Mariański. Czuję równowagę.

    Moja ucieczka prowadzi właśnie do takiego stanu. Spokój i równowaga. Ten wewnętrzny spokój, ten brak napięcia, brak strachu, pogoda ducha. Harmonia. Dobre stosunki z innymi. Przyjazne patrzenie. Dobre intencje. Uśmiech do siebie i do innych. Dystans do siebie i innych. Luz. Pewność siebie. Szacunek i godność.

    OdpowiedzUsuń
  4. Veno, jak zwykle uśmiecham się do Twojego naturalnego ZEN:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężko odpowiedzieć na te wszystkie pytania, wiem jedno: ucieczka nie zawsze musi byc do przodu :( To jest już moja druga porządna ucieczka. Mimo, że kolejna, to wcale nie łatwiejsza, wręcz przeciwnie, ta obecna pomimo tego, że tym razem jest po pieknej, równej, asfaltowej nawierzchni, jest o wiele bardziej wyboista. Pierwszym razem umiałam powiedzieć zdecydowanie: DOŚĆ, BASTA, KONIEC! Było trudno, ale byłam konsekwentna. Obciążenie było o tyle większe, że za dwa miesiące od rozstania miał przyjść na świat mój syn. Niemniej znalazłam siłę. W ucieczce wybrałam drogę, jak to pieknie kilka dni temu nazwała Maryś: zapierdalać! Urodziłam syna, wybudowałam dom, posadziłam drzewo, dorobiłam się wysokiego stanowiska, otworzyłam własną firmę, zabezpieczyłam rodzinę, podrózowałam i spełniałam swoje marzenia. Trwało to 3 lata, w tym czasie zero mężczyzn, zgodnie z radami w madrych książkach poświęciłam ten czas tylko dla siebie. Niestety po całej tej rekonwalescencji wpadłam znowu... jak sliwka w kompot i poświęciłam rok na zabijaniu siebie w związku z narcystycznym mizoginistą. Dałam się prowadzić JEMU za rękę w tą otchłań chaosu wręcz ksiązkowo. A myslałam, że już mnie to więcej nie spotka. Chcę tylko powiedzieć, żeby uciekać z głową. Ja jeszcze nie wiem, czy tak właśnie to robię. Jednak żyję nadzieją, że moja obecna ciężka praca nad sobą zaowocuje spokojem duszy, której niestety na dzień dzisiejszy nie posiadam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla każdego "ucieczka" , a tym samym droga życia, jest chyba trochę inna. Ma też różne momenty czasem, silnego zmagania z przeciwnościami losu , czasem uświadomieniem sobie czego tak naprawde chcemy , uświadomieniem swoich oczekiwań i celów do których chcemy dążyć. Wydaje mi sie, że najwiekszą istotą Osławionej Ucieczki ;) jest świadomość, Wolności. Myslę, że w ucieczce nie wolno się nigdy zatrzymać , to po prostu świadomość ciągłego rozwoju, świadomośc zmian , przemijania, świadomość , ze tak naprawdę nic nie jest stałe. Na pewnym etapie życia moze to byc zauroczenie człowiekiem , na innym cud macierzyństwa , a może zwykła pielęgnaca trawnika;), a moze radośc w rejsu wynajętym jachtem. Myslę ,że ucieczka jest świadomością zmian , to brak kurczowego przywiązania do wyobrażeń, emocji , sytuacji . Pozdrawiam
    Diamentowa

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że ucieczka nie zawsze jest świadomością zmian. Czasami jest to podświadomy odruch obronny, z którego nie zawsze zdajemy sobie sprawę...

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie to ujęłaś, Nowalijko. Trzeba sobie uświadomić, że to uciekanie jest częścią procesu zdrowienia a nie chorobą. Tempo z czasem spada, ale dopóki się utrzymuje, to oznacza, że nasza psychika tego potrzebuje. Czasem trzeba uciec bardzo daleko, żeby osiągnąć te zmiany, których nam potrzeba. Pamiętasz Forresta Gumpa? Biegł i biegł i biegł, aż pewnego dnia stwierdził, że nie jest mu to już potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chcę doprecyzować mój komentarz.
    Nie jest on zachętą do spowolnienia ucieczki.
    Jest określeniem kierunku, który ja sobie wyznaczyłam.

    Są różne style ucieczki. Jedne wyrywają do przodu i biegną jak Forest Gump. Inne posuwają się małymi kroczkami, jeszcze inne czasami kręcą się w kółko, potem kawałek podbiegają, by znów cofnąć się o kilka kroków, by ponownie czemuś się przyjrzec. Ważne by dochodzić do świadomości. Ważne by mieć cel. Ważne by nad sobą pracować i się rozwijać. A tempo i sposób muszą się różnić, bo każda z nas jest inna.

    Czy kiedykolwiek będę całkowicie ucieknięta? Chyba nie, bo tak jak pisałam w swojej drodze do siebie to cały czas jest proces. Cały czas życie przynosi nowe niespodzianki, ktore wymagają zastanowienia, przewartościowań i może zmiany kierunku o kilka stopni. A może nawet dużych zmian. W życiu nie można założyć, że coś jest na stałe i na zawsze. Wszystko płynie, ważne jak ja się w tym odnajdę.

    OdpowiedzUsuń
  10. A dla mnie ucieczka w pewnym momencie stała się czymś negatywnym.
    Bardzo się cieszę, że zaczęłam uciekać, bo dzięki temu wyrwałam się z toksycznego kręgu. Ale okazało się, że ta ucieczka stała się stanem permanentnym Co gorsza, zorientowałam się, że zaczęłam za bardzo uciekać, również od siebie (a przecież nie o to chodziło). Było tak na pewno dlatego że tak byłam skupiona na samej ucieczce, i jej efektach, że się po prostu zgubiłam.

    I wiecie co? Musiałam się zatrzymać i odwrócić się - i zobaczyć co takiego jeszcze mnie ściga. Wydawało mi się, że jestem już uzdrowiona ale okazało się, że wcale nie. A za mną goniły moje lęki i moje deficyty które biegły tym szybciej im szybciej biegłam ja. I musiałam właśnie przestać uciekać i stawić czoła samej sobie, od której w ostatecznym rachunku przeciez nie mogłam uciec.

    Ja ucieczki nie rozumiem jako czegoś stałęgo. Ja jej potrzebowałam, żeby odciąć wszystkich nachalnych odbiorców energii, zregenerować się i nabrać sił do konfrontacji z tym, co tak naprawdę spowodowało, że stałam się ofiarą.

    Bardzo mi się podobało Andrzeju to co napisałeś - zgadzam się z każdym słowem. Bo u mnie tak to wygląda. Ja już nie uciekam - ja stawiam czoła temu co jeszcze mi zostało jako niepotrzebny balast. Tak aby mi się lepiej dalej wędrowało, dryfowało, szło ku celowi - cokolwiek w danej chwili wybiorę.

    Ja się dowiedziałam, że czas na koniec ucieczki, bo mi się po prostu system zbuntował. Miał dość. Rozchorowałam się na depresję (lata całe od momentu gdy zaczęłam uciekać)- i żeby z niej wyjść musiałam właśnie się zatrzymać. Ucieczka zazwyczaj jest "od". Ja już zaczęłam spacer "do" :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Gratuluje Jętko. Ja właśnie się kręcę. Nienawidzę tego stanu. W trakcie uciekania szłam już sobie spacerkiem, chwilami biegłam, były też momenty kontrolowania ucieczki, był tez sprint, stawiałam tez czoła... chwilowo kręcę się. Nie potrafię podjąć decyzji. Jestem sama na siebie zła.
    Zaje

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie bądź zła na siebie Zaje! Kręcenie się w kółko pozwala Ci nabrać sił przed dalszą drogą.
    Mam zawsze takie wspomnie a propos kręcenia się w kółko: pamiętam, jak pierwszy raz pojechałam do Katowic. Wjechałam no to rondo obok Spodka, i za Chiny nie wiedziałam jak mam dolej jechać, przemierzyłam już ze trzy okrążenia klnąc i wściekając się, i w pewnym momencie strasznie mnie rozbawiła ta sytuacja: będę sobie tak jeździć aż mi się skończy paliwo!!! i nagle już wiedziałam w którą stronę, i nie zabrakło mi paliwa i wszystko stało się jasne...może to mój Anioł kazał mi krążyć, by uchronić mnie przed jakiś zdarzeniem...
    Nie złość się na siebie, może to Twój Anioł każe kręcić Ci się w kółko, byś znalazła ten odpowiedni moment i kierunek..i wtedy wystartować jak rakieta do przodu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję Zaje! ja też tyle kółek i ósemek wydeptałam, że aż się koleiny porobiły :)
    Jestem z tych co to learn the hard way czyli w wolnym brzydkim tłumaczeniu, muszę po dupie dostać, żeby pewne rzeczy do mnie dotarły.
    W pewnym momencie dobiłam już do stanu całkowitego otępienia i poczucia beznadziei (choć obiektywnie nie miałam do tego powodów), żeby dopiero móc się jakoś odbić (a najpierw stanąć żeby się przyjrzeć dobrze wszystkiemu naokoło i sobie).

    Nie mam pojęcia oczywiście co będzie dalej ale uczę się cały czas polegać na sobie i słuchać siebie. W moim wypadku oznacza to ponowne dotarcie do wszystkich emocji (również tych które kojarzyły mi się źle i których wcześniej się bałam) tylko już na bezpiecznym gruncie. Więc tak naprawdę to zatoczyłam pełne koło, tylko że wróciłam do punktu wyjścia już na wyższym poziomie. Ucieczka była mi potrzebna do tego, żeby znaleźć się na tym bezpiecznym gruncie, ponieważ bez tego nie miałabym odwagi na konfrontację z samą sobą.

    I też byłam na siebie okropnie zła. Co będę ściemniać, dalej bywam, choć duużo rzadziej. Odkryłam jednak, że tę złość, której nie miałam odwagi mieć - źle kierowałam, bo przeciwko sobie. A przecież nie na siebie powinnam być zła!! Oczywista oczywistość!
    A złość tak naprawdę jest fajną emocją, bo daje energię :) I już bardzo staram się ją świadomie przeżywać, tak aby nie być złą na samą siebie i nie karać siebie drugi raz, skoro i tak już coś się dzieje co mnie wkurza :)

    Pozdrawiam Cię cieplutko Zaje! I jak masz się wkurzać, to nie na siebie, a na to co rzeczywiście tę złość powoduje - przecież zasługujesz na tę odrobinę luksusu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki Dziewczyny za wsparcie!!! Jakby jeszcze ktoś mógł przytulić..... ;-))) najlepiej tak w realu...

    Wali mi się kilka rzeczy jednocześnie (niezależnych całkowicie ode mnie, a mających zdecydowanie wpływ na moje życie), przy czym coś tam w tym samym czasie samo-mnie-się-uświadamia....

    Podoba mi się wersja z krążeniem wokół czegoś-tam dla nabrania werwy do dalszego popierdalania. Tego się będę trzymać.

    P.S. mój Anioł mnie mnie lubi, to wiem ;-))) dał mi tego przykład nie raz

    Zaje

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Jętka, piszesz, że złość tak naprawdę jest fajną emocją, bo daje energię. Dla ochrony zdrowia psychicznego i fizycznego stosuj i złość i "tu mi wisi koło pisi" (na przemian). U mnie to się sprawdziło :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Twój Anioł Cię kocha!!! Tylko powiedz mu, że Go potrzebujesz!
    Mnie czasami tez się zdaje, że mój Anioł zachlał gdzieś :)))i pozwolił mi zrobić coś czego potem żałuję - a może tylko nie posłuchałam albo nie odczytałam znaków. Oni są i czym bardziej proszę o pomoc tym więcej jej otrzymuje..
    Pozdrawiam Zaje, kopnij swego Anioła w zadek i powiedz, że ma Ci pomagać!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. wydawalo mi sie ze juz tak troszeczke jestem ucieknieta,ze juz jakos staje na nogi ten rok po rozwodzie,i co ,a to ze dzisiaj znowu obudzilam sie z takim dolem ze nie moge sobie znalesc miejsca,kraze w kolko i czuje sie jak zwierz zamkniety w klatce,tak mysle ze gdziekolwiek bym nie probowala uciekac zawsze i tak zabiore ten przeklety bagaz jakim jestem ja sama,lata prania mozgu zrobuly swoje,jakos trace nadzieje zew koncu nadejdzie dzien spokoju i pogodzenia sie sama z soba,ze nie bedzie tych mysli co by bylo gdyby,jak dlugo to trwa ,te nawroty dolow,ile jeszcze czasu musze znosic zal,bol i tak male mniemanie o sobie ,ktore powoduje ze sama o sobie mysle jak o marnym robaczku,mialyscie to,taki powrot dola po jakims czasie....

    OdpowiedzUsuń
  18. Pytasz jak długo trwają doły po rozwodzie. Myślę, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi dlatego, że że tak naprawdę zależy to tylko od nas. Ja jestem po rozwodzie 27 lat. W moim przypadku stan "zdołowania" trwał bardzo krótko, ponieważ uświadomiłam sobie, że te "doły" kontynuują "pracę" mojego byłego męża - niszczą umysł, duszę, ciało (dopóki się zamartwiałam, choroby atakowały mnie jedna za drugą). I w końcu zrozumiałam, że tak dalej nie można. Ze skoro żyję to to mogę jeszcze coś zrobić ze swoim życiem. Proszę, zastanów się nad tym.

    OdpowiedzUsuń
  19. A i jeszcze jedno. Po tym postanowieniu, nie było już nawrotów moich "dołów". Dałam radę, bo tego chciałam. Ty też dasz radę. Wierzę w Ciebie i jestem tego pewna. Daj sobie szansę. Warto.

    OdpowiedzUsuń
  20. Polecam ZUMBĘ - taki zastrzyk endorfin wyciągnie z każdego Rowu Mariańskiego. Ogólnie wszelaki wysiłek fizyczny zalecany!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziewczyny, a ja mam taki problem. Przerabiam moją przeszłość (terapia, ksiązki, analiza, ćwiczenia, pisanie) i z każdym dniem jest coraz lepiej. Przerabiam moją ucieczkę, dziś dzień 17ty (lektury, pisanie, wyciaganie wnioskow) i jestem na takim etapie, że wiem, iż to była najlepsza z decyzji, jaką kiedykolwiek podjęłam. Zdarzają się małe spadki formy, ale już coraz szybciej z nich wychodzę. Czuję, że ide do przodu. Jest jednak coś, co nie daje mi spokoju. To poczucie NICOŚCI. Taki brak celu, brak planów, brak zadowolenia, brak optymistycznego spojrzenia na przyszłość. Mam nadzieje, ze to jeden z etapów, przez który muszę przejść. Mając juz swoje doświadczenia i rózny staż w uciekaniu, wiecie może jak najlepiej sobie z tym poradzić? pomóżcie plis

    OdpowiedzUsuń
  22. Dopóki jasno sobie nie nakreślisz (ja to spisałam na kartce)jaki cel/cele chcesz osiągnąć (musi być realny)i w jakim czasie - będziesz stała w miejscu. Przypomnij sobie jakie były Twoje marzenia zanim"to" się stało. Odśwież je w swojej głowie i do... przodu:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Dzięki NOWAlijko. Mam teraz sporo "na głowie", więc powinnam nie mieć tego poczucia. Mam sporo planów związanych z przyszlością. Są i wakacyjne, czekają mnie trzy super wyjazdy, mam fajny projekt zawodowy, ale nic z tego mnie nie cieszy w tej chwili. Nie umiem ustawić sobie celu związanego z tymi marzeniami. Czuję się tak, jakbym marzen nie miała. Właśnie to poczucie nicości :(

    OdpowiedzUsuń
  24. Powolutku, daj sobie czas. Zacznij realizować najpierw te "małe" marzenia, potem te "średnie", a potem weźmiemy się za te duże. Pomogę Ci, damy radę:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Jeżeli wiemy, jakie są nasze marzenia, to wiemy już jakie mamy cele.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wiesz NOWAlijko, właśnie mnie olśniło. Naprawdę zaczełam się zastanawiac nad tym jakie mam marzenia. Moja psycholog przez pół roku mówiła mi, że to ja musze wiedzieć co chcę osiagnąć, dokąd zmierzam, jakie mam cele. Ja kompletnie jej nie kumałam i ciagle zastanawiałam się o co jej chodzi, nawet przeszło mi przez głowę, ze jest niekompetentna. I nagle WIEM. Marzę o tym, aby odczuwać zadowolenia z życia, również o tym, aby być dla siebie emocjonalnie wystarczalną, marzę też o tym, aby przestać się bać, że nic mnie już nie czeka. Problem chyba jest w tym, ze mi nic nie brakuje, nie muszę martwić się dniem codziennym, i nie mam przyziemnych problemów. Wtedy to byłyby te moje małe marzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK. A więc bierzemy się do roboty. Które marzenie idzie pierwsze na "tapetę"? Wybierz takie, które w obecnym stanie psychicznym uda się zrealizować. Tylko nie pisz mi tu że żadne, bo się obrażę:)

      Usuń
  27. Chyba wszystkie trzy wiążą się ze sobą. A zatem realizacja każdego z nich będzie miała wpływ na następne. Kolejność nie ma znaczenia :) Naprawdę poprawiłaś mi humor! Nie czuję się już taka samotna...

    OdpowiedzUsuń
  28. Ty mi tu nie kombinuj. Które pierwsze? (od razu wszystkie trzy by chciała, no ładnie :) Chyba nie myślałaś, że zostawię Cię z tym wszystkim samą? No bierz się do pisania, koniec użalania się nad sobą. Stajemy do walki o nasze marzenia!

    OdpowiedzUsuń
  29. No dobrze, to zacznijmy od pierwszego. Mam dwójke wspaniałych dzieci, fantastyczną pracę, własną firmę i fajny nowy projekt, dom, zabezpieczenie finansowe, możliwość realizowania marzeń, za chwilę wspaniałe wakacjex3, ale jakoś to wszystko mnie nie cieszy :( Może mi się zwyczajnie w dupie poprzewracało??? Nie wiem co mam zrobić, żeby te czarne mysli zastąpić tymi kolorowymi i cieszyć się tym co mam, a wiem, że mam wiele.

    OdpowiedzUsuń
  30. nowalijko ,dziekuje za odpowiedz,czytam cie tez na innych tematach i podoba mi sie to co piszesz,wszystko rozumiem ale tak nieraz ciezko jest i niezaleznie od nas,cos zobaczysz,cos ci przypomni minione chwile i klops,nagle zjawia sie dol i nie widzisz juz przyszlosci przed soba tylko czarna odchlan,jak ja dzisiaj,okropny stan....jeszcze uciekajaca

    OdpowiedzUsuń
  31. odczuwam podobnie jak cobycmusi, tez nie mam zle,ale tez mnie nic nie cieszy,tez nie wiem jak czarne mysli zastapic kolorowymi,kiedy w koncu to sie uda...jeszcze uciekajaca

    OdpowiedzUsuń
  32. Ty tam się swojego dupska nie czepiaj. "Ona" co prawda nie ma marzeń ale swoje cele ma:)Hm... co by Cię tu ucieszyło... Pomyślmy... Moje towarzystwo nie, bo jestem behapowcem, więc musiałabyś robić wszystko zgodnie z przepisami. Ponadto zanudziłabym Cię prawem pracy, bo to druga moja specjalność.A więc czym by tu zastąpić Twoje czarne myśli...Pomyśl, że jakie to szczęście, że z Tobą nie jadę! Od razu zobaczysz wszystko w innych kolorach:)

    OdpowiedzUsuń
  33. Moja kochana Anonimowa.Tak jak napisałaś, te chwile są minione. Po co je rozpamiętywać? Ważne jest tu i teraz. A więc skup się co w tej chwili możesz zrobić, co teraz dla Ciebie jest NAJWAŻNIEJSZE.

    OdpowiedzUsuń
  34. I proszę pisz do mnie.To że nie znamy się osobiście, nie oznacza że jesteś sama. Nasze myśli
    łączą się ze sobą i każda z nas ma w sobie ogromną siłę. Ja już o tym wiem, więc pozwól mi się nią z Tobą podzielić...

    OdpowiedzUsuń
  35. Puk, puk, cobycmusi, zabierasz mnie na ten urlop? No dobra, zaopiekuję się Twoimi dzieciakami, co mi tam.... A Ty w tym czasie będziesz szukała swoich kolorów. Może być? :)

    OdpowiedzUsuń
  36. NOWAlijko, musiałam odebrać dzieci w innej miejscowości, wiec zniknęłam na chwilę. W tym czasie dokonałam niesamowitego odkrycia.
    Po pierwsze, pierwszy raz w zyciu publicznie okazałam swoją SŁABOŚĆ i publicznie POPROSIŁAM O POMOC. Po drugie, pierwszy raz w zyciu usłyszałam: DAWAJ TO NA TAPETE, PRZEPRACUJEMY TO WSPÓLNIE. Ja, zawsze silna, z kamienia, twarda babka. Rzygać mi się chcę jak słyszę komplementy w moim kierunku, jaka jestem godna podziwu, jak dobrze sobie radzę, jakim jestem wzorem dla innych kobiet, które tylko narzekają. Płacę za to ogromną cenę. Dziś wykonałam siemiomilowy krok do przodu. Dziekuję Ci bardzo, ze tak zareagowałaś, bo dzieki temu zorzumiałam ZE JA TEŻ COŚ ZNACZĘ, ŻE MOGĘ BYĆ SŁABA, ŻE WARTO PROSIC O POMOC.
    Na wakacje zabieram Cię w ciemno!!!! I wiesz, zapiszę się na salse, to moje marzenie tak seksownie ruszać dupką w tańcu!!!

    OdpowiedzUsuń
  37. Pierwsze co zrobiłam po wyprowadzce psychofaga to kurs salsa - fit:) Później "dorosłam" do zumby:)
    To właściwy kierunek :) Tak trzymać!

    OdpowiedzUsuń
  38. No dobra, chyba też się będę musiała zapisać, obiecałam Ci pomoc w realizacji Twoich marzeń i teraz mam. I to na stare lata... Mój Boże... ;)

    OdpowiedzUsuń
  39. Się nie bój :) Ja też na stare :) I co? I żyję:)
    To są dobre rzeczy - dają możliwość zmęczenia ciała, fajne rytmy latino i regaeton (mój ulubiony - atawizm czystej wody:). Oczyszczają, uzdrawiają, są radosne. Endorfiny i dopamina w ilościach hurtowych.

    OdpowiedzUsuń
  40. W takim razie Katalinko muszę też spróbować. A co mi tam, w końcu dla mnie życie zaczyna się po 50:)

    OdpowiedzUsuń
  41. No dobra, masz mnie :) Hej, pozostałe koleżanki, kto zapisuje się z nami? Będzie super. Biusty w górę i ta reszta też, jak dawno tego nie przeżywałam :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Jak tak dalej pójdzie to zamiast ogniska czy konferencji bedzie salsoteka uciekajacych :)Wyobrażacie sobie? wszytskie uciekające ruszające dupkami w rytmie latino :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Hura, Hura, Hura! Słuchajcie dosyć zmartwień, idziemy poszaleć!!!

    OdpowiedzUsuń
  44. I tym samym NICOŚĆ poszła w NICOŚĆ :)

    OdpowiedzUsuń
  45. I potrząsające biustem:) Shimmy:) Shake:) Merengue:) I inne śliczności:)

    OdpowiedzUsuń
  46. Katalinka, Ty kusicielko :):):)

    OdpowiedzUsuń
  47. Drugi rok uprawiam ten niecny "proceder" - wiem co mówię :) Aczkolwiek może nie wiem co czynię:)

    OdpowiedzUsuń
  48. A wiecie co do tańca, to przypomniała mi się taka historyjka z moim "byłym". Siedzimy sobie na kanapie, nastrojowo, muzyczka gra. Mowie mu: Chodź, zatańczymy, a on mi na to: Najpierw do łóżeczka! Nie,najpierw taniec. Obraził się i wyszedł do kuchni. I wtedy zrozumiałam, co znaczy powiedzenie: "bawimy się jak damy, a jak nie damy, to się nie bawimy". Tańca było mi trochę szkoda, ale łóżeczka nie, ponieważ i tak orgazm nigdy szyb mi nie wybijał :)

    OdpowiedzUsuń
  49. Katalinka, nie ma się co zastanawiać, jak szaleć to szaleć!

    OdpowiedzUsuń
  50. NOWAlijka, czyli jak? Salsujemy?

    OdpowiedzUsuń
  51. I TY przeciw mnie Brutusie? :) No dobra, Maść na żylaki i hajda !!!!

    OdpowiedzUsuń
  52. Acha, jeszcze jedno pytanie. Ta salsa to w biustonoszu, czy bez? No wiecie, nie chciałabym sobie zębów powybijać :)

    OdpowiedzUsuń
  53. WSZYSTKO w biustonoszu:) Czasami się rozpina - sam z siebie od nadmiaru wrażeń, ale musi być :) I nie ślizgające się buty :) WAŻNE!

    OdpowiedzUsuń
  54. No to mnie pocieszyłaś. Jakoś będzie.Do juterka ! Mam nadzieję że zasnę, bo wrażeń dzisiaj było moc:)Pa, pa wszystkim! Dobrej nocki!

    OdpowiedzUsuń
  55. Dobrej, niech Ci się przyśni coś szalonego:)
    Dzisiaj był dobry dzień - oczyszczający:)

    OdpowiedzUsuń
  56. Tak, tak, chwilo trwaj :) To było bardzo dobre zakończenie dnia :) NOWAlijka się mocno do tego przyczyniła. Niech śni o samych przyjemnosciach i Wy wszystkie Kochane Kobietki również :)

    OdpowiedzUsuń
  57. nowalijka,cobucmusi,dzieki dziewczyny,lzej mi bo widze ze nie jestem sama,razem moze wyrwiemy sie z tej nicosci...jeszcze uciekajaca

    OdpowiedzUsuń
  58. Witam wszystkich, miłego dnia! I pamiętajcie, że ten dzień jest NASZ. Nie pozwólmy, żeby cokolwiek go zepsuło:)

    OdpowiedzUsuń
  59. Wklejam, bo może którejś z Was też się przyda: http://kobieta.interia.pl/porady/news-zrob-sobie-dobry-pr-i-pokaz-swiatu-atuty,nId,620516. Wiedzy nigdy za dużo.

    No i z całego serca przyłączam się do wypowiedzi NOWAlijki!!!

    Zaje

    OdpowiedzUsuń
  60. A ja dzisiaj sporządze swoją "bucket list". Salse już zoorganizowałam i zaczynam po powrocie z urlopów. Postaram się, aby od dzisiaj kazdy dzień był MÓJ. Jak coś będzie szło nie tak, to już wiem, gdzie mam się zgłosić i wiem, ze wyciagniecie mnie za uszy do góry. NICOŚCI uciekaj!!!
    Anonimowa, moze Ty też zrób liste marzeń, to pomaga :) Będziemy Cie wspierać w realizacji ich.

    OdpowiedzUsuń
  61. :)cobycmusi jak Ty inaczej już dzisiaj piszesz:)) cieszę się. Mnie też się już nie chce myśleć i mówić o psychopatach, socjopatach i tym co było..pracować nad sobą, badać przyczyny, chodzić na terapię ale żyć się chce dniem dzisiejszym...:))trzymam za Was kciuki

    OdpowiedzUsuń
  62. Milka, mam nadzieje, ze ten stan się utrzyma, chociaż ten stan niech się na razie utrzyma, a już będzie dobrze. Ja ciagle czuje ten ucisk w klatce piersiowej, te sciśnięte wnętrznosci, ale juz jakoś w głowie troche lżej. Dzisiaj mój świat lekko się "zakolorowił". Niemniej wiem, że jak na tym poprzestane, to wrócę do punktu wyścia. Czytam już w takich ilościach, że to szok, na terapie chodzę, chociaż zastanawiam się czy nie zmienić terapeuty, zaczęłam też już wszytsko spisywać, bo nie ogarniałam już tych wszytskich myśli, analizuję, wyciagam wnisoki. Wyciagnełam też zdjęcia z okresu kiedy byłam mała. Zawsze myslałam, ze byłam smutnym dzieckiem, a okazało się, że byłam śmiesznym słodziakiem! :))) Muszę się też pochwalić, bo zauważyłam dzisiaj coś niesamowitego. Dzisiaj pierwszy raz spokojnie pozwoliłam swojej córce się pozłoscić. Wykrzyczała się, wyzłościła, a jak się uspokoiła to ją przytuliłam i spokojnie wytłumaczyłam, że może i powinna się złościć, chociaż nie musi tego robić w aż tak agresywny sposób. Ona wtedy powiedziała jak bardzo, bardzo mocno mnie kocha. Był to też pierwszy raz, kiedy kogoś emocja nie spowodowała mojej. Ona była zła, a ja wiedziałam, ze muszę to przeczekać i nie mogę się złościć na nią, za to że ona się złości. To super uczucie :)

    OdpowiedzUsuń
  63. Cobycmusi, jak się cieszę, jestem z Ciebie dumna! Proszę, zapisz gdzieś tą sytuację, może założyć jakiś zeszyt albo pamiętnik w kompie? Chodzi o to, aby takie wydarzenia/sukcesy nam nie uciekały, bo są takimi cegiełkami w budowaniu siebie od nowa:)

    OdpowiedzUsuń
  64. Tak, spisuję wszystko. Jak widać jednak czegoś się uczę. Zaobserwowałam, że podchodzę do wielu sytuacji z większym spokojem. Dzieki temu mogę się skupić na tym co się dzieje. Dzięki za dobre słowa :) pomagają...

    OdpowiedzUsuń
  65. Pozdrawiam Was kolezanki !
    Tak czytam Cobyc musi i usmiecham sie...mam ten sam stan...nie wiem kompletnie co dalej.Zapomnialam o czym marze, czego chce.Nie potrafie powiedziec co chcialabym robic w przyszlosci..Pusta, obdarta z marzen, wyplukana. 6 lat z sadysta, odcieta od swiata. Od miesiaca spektakularna ucieczka przeprowadzana bez jakiegokolwiek wsparcia z zewnatrz, bo jest to fizycznie niemozliwe.Zmeczona i obolala , nie potrafie przestac rozmyslac i filozofowac, plakac i bac sie przyszlosci...tu trza dzialac...mieszkanie zmienic, nowej pracy poszukac, zeby uwolnic sie od widma przeszlosci. Zreszta pozstajac tu naraze sie na ataki pychola, ktory pewnie zacznie robic podchody wkrotce po sprawie sadowej.Cholera, tak juz mam dosyc tego marazmu.6 lat dreczyl mnie psychopata a teraz sama siebie drecze....
    Jak skutecznie wyrwac do przodu? Run, Forrest, run!!!!
    DZIEWCZYNA BEZ ZEBA NA PRZEDZIE

    OdpowiedzUsuń
  66. Jak już pójdziecie na salsę, to poznacie taki krok - nazywa się "idziemy do przodu", to bardzo dobre połączenie z uciekaniem:))
    IDZIEMY DO PRZODU:)
    Do Dziewczyny z długim nickiem:) - Ty wiesz jak. Trzeba chcieć, a chcesz. Wiesz co robić, zrób listę priorytetów - wszystkiego na raz nie załatwisz, ale po kolei jak najbardziej. Trzymam kciuki za Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  67. Dziewczyno bez zęba, ja też trzymam kciuki. Też jestem obolała i ciagle myślę, ale z dnia na dzień to myślenie się zmienia. Ja duzo czytam, to mi pomaga. Zaczęłam też robic notatki, tak porządkuje myśli. To co na papierze jakoś się utrwala, bo to co w głowie to jeszcze chaos. Pomaga mi też zaglądanie tutaj.
    Jesli jest Ci źle to napisz tutaj, ja się przekonałam, że zawsze ktoś obdarzy mnie dobrym słowem i wtedy uszy idą od razu do góry :)

    OdpowiedzUsuń
  68. Katalino, na pierwszy "fizyczny" krok "idziemy do przodu" muszę jeszcze trochę poczekać (zapisy na salsę dopiero od września),ale dzisiaj wykonałam ten pierwszy krok w sensie psychicznym.Mój "były" przypomniał o sobie 23 smsami - ile ich będzie jeszcze do nocy lub w nocy nie wiem, ale na razie dobrze mu idzie:) - a ja spokojnie je kasowałam jeden za drugim. Kiedyś powiedziałabym, że przyjęłam pozycję na "padlinę", dzisiaj - że człowieka, który odzyskał godność, wolność i za nic na świecie nie da już sobie tego odebrać:)

    OdpowiedzUsuń
  69. Owszem:) Dobrym albo "silnie motywującym". Zależy czego Ci potrzeba. Fakt jest taki, że sama musisz uporać się z kłopotami. My możemy Ci towatrzyszyć i wspierać radą i doświadczeniem. Zostań i mów:)

    OdpowiedzUsuń
  70. NOWAlijko, może go zablokuj? Przecież niczego odkrywczego się nie dowiesz:)
    U mnie dzisiaj święto - najmłodsze Kataliniątko dostało się na studia. Czekamy na wyniki rekrutacji w innych miejscach, ale to jest nieobrzydliwe i zgodne z preferencjami :) Matka jest dumna i widzi, że uciekanie ma wymiar również w sukcesach dzieci. Spełniają swoje marzenia, nic im nie przeszkadza. Zakładam, że prowadzę uciekanie właściwie:)

    OdpowiedzUsuń
  71. Katalinko :)gratulacje!
    NOWAlijko, może mu napisz że kasujesz bez czytania..:))

    OdpowiedzUsuń
  72. Dzięki:)
    NOWAlijko! NIC nie pisz! Zablokuj i czapka z daszkiem:)
    Idę zaszaleć z "maleństwami" do galerii handlowej:) Sukces musi mieć konkretny materialny wymiar - lepiej smakuje :)

    OdpowiedzUsuń
  73. Katalinko, wiadomość super! Kataliniątko stanęło na wysokości zadania. Tak jak jego mama!

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie chcę kusić losu Mileczko. Ma przepić i przepalić, to niech chodziarz operator sieci komórkowej się ucieszy :)))

    OdpowiedzUsuń
  75. Najbardziej skuteczny jest brak kontaktu, całkowity. Sama to przerabiałam i przerabiam do dzisiaj:)) spokój , cisza i błogie lenistwo dzięki temu mam dzisiaj :))

    OdpowiedzUsuń
  76. Jednego tylko nie kumam. Czy oni nie mają za grosz GODNOŚCI???
    Ja na koniec usłyszałam, że jestem wredną suką i uwielbiam obdzierać ludzi z godności. Po czym on robił takie rzeczy, które z godnością nie mają nic wspólnego. Były wręcz żenujące i angażowały naszych znajomych.

    OdpowiedzUsuń
  77. tiaaa..mowa psychofaga...- nie myśl teraz ani o nim ani co powiedział i co myśli - szkoda energii, skup się na sobie.

    Mam gumę do żucia we włosach ,sztuk 4 - dzieciaki koleżanka mi zostawiła na chwilkę tylko...da się to jakoś?...czy ciąć mam moje długie włosy???? KTOŚ WIE ????????????

    OdpowiedzUsuń
  78. Masz racje, nie myśleć o tym o czym mysleć się nie powinno :)
    Milka, spróbuj obłozyc kostkami lodu, jak się zmrozi powinna się wykruszyć, ewentualnie posmarować ją trzeba oliwą, odczekać 20 minut i wyczesać. Kwestia tego jak mocno się tam wpasowała.

    OdpowiedzUsuń
  79. Milka,
    nie wiem, ale może to znak, że czas na zmiany również te wizualne ? :))))

    Katalina,
    SUPER, a może będzie jeszcze lepiej :)))

    NOWAlijka,
    trzymaj się i spoko luzik, kiedyś mu się znudzi.

    cobycmusi
    nie próbuj kumać, NIE DA SIĘ, szkoda zachodu, ich pokrętne myślenie jest nie do zrozumienia, lepiej pomyśleć o swojej godności :)

    OdpowiedzUsuń
  80. A nad moim domem pojawiły się własnie dwie przepiękne tęcze. Moja córa mówi, że na końcu teczy jest garnek ze złotem. Na końcach moich tęcz będa garnki: jeden z równowagą, a drugi ze spokojem :)

    OdpowiedzUsuń
  81. Vena kochana...ile ja Ci chciałabym powiedzieć:))! ....

    OdpowiedzUsuń
  82. Kostki lodu pomogły:)) włosy uratowane
    Vena zainspirowałaś mnie:))zmiany wizualne wprowadzę, i nawet garderobę chyba (jestem pewna )wymienię.:) Dużo mi pomaga grupa wsparcia jaką znalazłam (dda i ddd) na wiele spraw patrzę zupełnie z innej perspektywy - gigantyczne kiedyś problemy są dzisiaj dla mnie normalną sprawą. Wiem na co mam wpływ,co dziś mogę zrobić i jakie będą tego konsekwencje, i na tym się skupiam. Uwierzyłam nareszcie że DA SIĘ...Ciernista droga ale jest wielka:))niecierpliwie czekam na kolejne spotkanie:))

    OdpowiedzUsuń
  83. -ciernista droga ale nagroda jest wielka-tak ma być:)))

    OdpowiedzUsuń
  84. NOWAlijko, dziś mój psychofag też sobie o mnie przypomniał :( zaczyna się znowu! Teraz jesteśmy na etapie wzbudzania litości. Błaga o możliwość spotkania sie z dziećmi (w celu wyjasnienia, to nie są jego dzieci!). Echhhh.... byłam pewna, pewna na 100%, że dał już sobie spokój :(

    OdpowiedzUsuń