Uciekam z toksycznego związku. Uciekam od własnych uzależnień i współuzależnień. Uciekam z miejsca, które mnie niszczy. Uciekam z mgły nieświadomości w stronę samoświadomości i samostanowienia. Wychodzę z roli ofiary i biorę odpowiedzialność za swoje życie. Uciekam tam, gdzie mogę się rozwijać, wzrastać, żyć pełnią i być szczęśliwa. Uciekam do przodu!
UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.
środa, 11 lipca 2012
"Pamiętaj, abyś pozwolił pewnym sprawom odejść. Pozbądź się ich. Oderwij się od nich" Paulo Coelho " Zahir"
To dobre motto dla tego bloga, dobre szczególnie na dzisiaj:)
Uciekać ale nie stracić SIEBIE po drodze.. Bez oglądania się na innych , szukać odpowiedzi, żyć własnym życiem, siebie poznawać. Ucieczka to codzienna walka ze sobą, ze strachem. A przecież nasze życie jest w naszych rękach a strach w głowie. Wczoraj znalazłam artykuł(nie było tej pozycji w Literaturze Ratunkowej), dość drastyczny, ale wreszcie ZROZUMIAŁAM z czym walczę:współuzależnienie. Umiem to sobie wyobrazić, zobrazować, przeanalizować na spokojnie mechanizmy.. Psychopata krąży, drąży i kąsa byle zostawić ruiny za sobą - my musimy umieć wstać i uciekać dalej, inwestować w SIEBIE.:)
Katalinko, dziękowałam już na "ręce" Veny, ale korzystając z tego, że jesteś, dziękuję za wsparcie, za pokazanie tego jak dalej żyć. Całuski i wszystkiego dobrego. Ucieknięta (NOWAlijka Basia)
Wcielo mi kawalek wpisu. W zwiazku z tym mysle, ze nowe zakladki na temat akceptacji siebie i przeszlosci, pokochania i polubienia siebie, nauki asertywnosci, kreowania nowego lepszego zycia bylyby bardzo pomocne. Nie kazda z nas ma mozliwosc uczeszczania w warsztatach lub tez mozliwosci korzystania z uslug psychoterapeutow.Licze na Was dziewczyny:)
Tak Veno czytałam. Ale szukam dalej.Artykuł też się przydał mojemu pracodawcy (odkąd trafiłam na moją cudowną grupę wsparcia widzę ogrom i ilość problemu tylko w moim mieście) - z pracodawcą od paru dni rozmawiam, bo mamy możliwości pomóc w podjęciu pierwszej pracy ale i dalszego rozwoju osobom np.bez wykształcenia. Temat i projekt rzeka ale działa-w poniedziałek na 12 zwołane zebranie całej kadry zarządzającej.:))
Dot, czytasz mi w myślach:)) ja mam do biblioteki 12km..ale mam internet, szukam, czytam, wracam do ulubionych. SIEBIE mamy stwarzać , uczyć się, żyć i być.
Dot, czuję że energia do życia własnego Ci wraca:)) Doczytałam gdzieś jeszcze , że żeby zmienić jeden nawyk potrzeba 14 dni..:)) a odmienić swój los , trzeba działać:))
Milko, ona dopiero sie niedawno urodzila, chyba nigdy wczesniej nie istniala:) Zdalam sobie sprawe z tego, ze cala energie kierowalam na innych, nigdy na siebie. Nigdy nie bylam dla siebie wazna. Jest to dla mnie czas przelomowy i chce dla siebie zrobic jak nawiecej moge. Tak dla odmiany:))) Ale Ty Milko tez niezle brzmisz. Bije z Twoich postow duzo pozytywizmu i usmiechu. Bardzo mnie to cieszy:)
Dot kochana, to jest właśnie ta praca nad sobą:)) byle psychofag nie zabił jak widać do końca zdrowego rozsądku i chęci walki o SIEBIE.:)) Dot, pisz częściej bo i mnie potrzeba jeszcze ,,przełomów,, a w pracy mam 120 osób do zarządzania...wiesz ile energii zabierają problemy innych? Każdy potrafi sam o siebie zadbać jak mu się tylko CHCE
Wiesz co Milko? Ja coraz bardziej jestem sklonna stwierdzic, ze gdyby nie psychofag, nigdy nie bylabym w stanie spojrzec na wszystko, w taki sposob jaki patrze teraz. Chyba ktos musial zniszczyc mnie i moje zycie, zebym mogla je zbudowac na nowo, swiadomie, obalajac mity wedlug ktorych zylam, zobaczyc to czego wczesniej nie widzialam albo nie chcialam widziec.
Też tak myślałam.:) Dot, Ty już uciekasz do przodu Ja w pewnym momencie straciłam wiarę w siebie, czułam że zaczynam kręcić się w kółko; dla przewietrzenia sięgnęłam po inną książkę która dała mi niesamowitego kopa do przodu,(praktyczny poradnik), mam w pdf , mogę podesłać, jeśli chcesz.
Co do Twojej pracy. Swietnie, ze ja lubisz i daje Ci ona satysfakcje, ale jestes wiecej niz Twoja praca. Ty jestes Milka, ktora ma obecnie wlasnie taka prace. Nie poswiecaj jej energii, kosztem wlasnym. Postaraj sie zachowac balans. Tak jak mowisz,kazdy potrafi zadbac o siebie jak tylko chce. Twoi pracownicy tez.
Dawaj Milka, czytam wszystko. Ja tez mam dla Ciebie propozycje ksiazkowa.Dla przewietrzenia Niestety nie na pdf wiec musisz chyba sie przejsc do ksiegarni. Czytalas 'Przebudzenie' Anthonego do Mello?
Będzie:) Dokładnie taka, jesteście zaproszone do współtworzenia. Zastanawiamy się jak króciutko polecić pozycję. W żołnierskich słowach - taka rekomendacja.
Aaa i jeszcze jedno, prosimy, żeby na pewno były to pozycje zgodne z ideą uciekania przodu. Bardzo się nad tym zastanawiajcie, to ważne, bo nowo przybyłe będą to czytać i wierzyć, że pomoże. Ma pomagać :)
I o to właśnie chodzi. Do przodu, to co było, to było. Żyjemy TU i TERAZ. Warto się nad przeszłością pochylać, tylko po to by zabrać z niej coś konstruktywnego. Reszta to zbędny balast.
Hej Dziewczyny, chciałam tylko powiedzieć, że cały czas tu byłam, tylko jakoś podczas tej "burzy" wolałam się schować do swojej norki :) Chciałam się odnieść do słów Dot. Ja własnie dzisiaj sobie uświadomiłam, że psychofag był "niezbędny" w moim zyciu. Gdyby się nie pojawił pewnie dotąd żyłabym w nieświadomości. Przypisywałabym swoje niepowodzenia, poczucie nieszczęśliwości, pustki i innych... losowi, czy czemukolwiek innemu, a nigdy nie wpadłabum na to, że to może mieć związek z moim dzieciństwem. To dla niego zainteresowałam się tematyką DDA, to dla niego poszłam na terapie, bo DLA NIEGO chciałam się zmienić! Dzisiaj chce bardzo, ale teraz już DLA SIEBIE. Dzisiaj też po 21 dniach została przerwana cisza. Wywołało to we mnie ogromne emocje, a tej chwili dziękuję mu w duszy za nie. Po 7 miesiącach terapii dla DDA dopiero dziś udało mi się połączyć te emocje z moją przeszłością, a ponoc to klucz do wyzdrowienia. Płakałam dzisiaj tak jak jeszcze nigdy dotąd, momentami brakowało mi oddechu, trwało to długo, ale teraz.... teraz czuję, że wyrzuciłam z siebie coś strasznego, toksycznego i cięzkiego. A zatem psychofag czasami sie przydaje :) Ale melduje, ze jestem twarda, nadal nie ma w moim zyciu miejsca dla NIEGO! Do Czytelni coś dodam, bo mam kilka naprawde niezłych pozycji :)
Cobycmusi, dobrze, że jesteś:) Dzisiaj spokój - chwilo trwaj. To ma być azyl. Tu ma być bezpiecznie. Taki mamy plan:) Gratulujemy "twardości" i trwania w postanowieniu. A, że psychofag się przydaje - wiemy. On pomaga odnaleźć siebie, sprawia, że radość z odzyskanego życia jest wielka, dzięki niemu już wiemy, czego na pewno nie chcemy. I już nikt nam nie wciśnie niechcianego - no way. I ta świadomość - jestem wystarczająco dobra, nie muszę ciągle zasługiwać:) Mogę BRAĆ:) Jak inni:)
Droga cobycmusi. To jest klucz do wyzdrowienia:)Gratuluje Ci. Pamietam siebie sprzed kilku tygodni.Byl wieczor, siedzialam skulona na lozku, czulam sie potwornie. Wydarzenia z psychofagiem bolaly jak cholera.Mialam przed oczyma jego twarz.Polecialy lzy.Wiecej lez. Flashbacki z ostatnich 4 lat.caly film.wiecej lez.Nagle stalo sie cos niespodziewanego. Twarz psychofaga zamienila sie w twarz mojego ojca. Dotarlam do uczuc z mojego dziecinstwa,poczucia wyrzadzonej mi krzywdy, strachu, bicia, terroru psychicznego. Pozwolilam sobie na przezycie tego jeszcze raz, juz jako dorosla osoba. Nie moglam przestac plakac. Wszystko zaczelo ze mnie wylazic. Razem ze lzami.Oczyszczajacymi lzami. Juz nie chcialam ich zatrzymywac. Dotarlam do siebie. Dotarlam do malej, skrzywdzonej dziewczynki.Dotarlam do sedna problemu. Mysle, ze tamtego wieczoru rozpoczelo sie moje zdrowienie.
W ramach przestrogi, bo nabieralam sie na powroty niejednokrotnie: Jesli Wasz psychofag jest uparty to odezwie sie po kilku miesiacach, po roku.A Wy mozecie miec wtedy slaby dzien...Moj psychofag wyciagal najciezsza artylerie, lacznie z jego dziecmi (bo je tez ratowalam) i atakiem serca - musialam przeciez ratowac, nie moglam zostawic, po dwoch dniach czuwania w szpitalu (byl na obserwacji) lekarz nakazal by przestal palic - oczywiscie wciaz pali i ma sie dobrze. O placzu, zakleciach nie wspomne. Z perspektywy czasu wiem, ze to byla gra, na ktora dawalam sie nabierac. Minal dobrze ponad rok odkad ostatni raz moje oczy go widzialy a on od czasu do czasu i tak sie odezwie. I oczywiscie w pieknych wznioslych slowach. To wcale nie znaczy, ze jestem super special albo, ze on naprawde mnie kocha (choc dla niezaznajomionych z tematem moze to tak wygladac) Jest po prostu "jebniety" Slowa pewnym ludziom przychodza latwo, nie maja zadnych zahamowan by ich naduzywac.Tak wiec badzcie twarde! Warto. Moze i poplaczecie miesiac, czy kilka ale jesli go przygarniecie na otarcie lez to zmarnujecie kilka lat a plakac i tak bedziecie. Kazdy moj powrot to kolejna rozkrecona srubka mojego zycia - przed ostatecznym ucieknieciem moje zycie calkiem sie rozpadlo. Zostalam bez pracy, bez pieniedzy, bez dachu nad glowa i w depresji, itd. Osobiscie uwazam, ze placz jest niezbedny do zdrowienia. Tylko trzeba uwazac, by nie popasc w depresje, I zero kontaktu, nic sobie nie dac tlumaczyc. Walczyc o siebie. Powodzenia. J.
Przylaczam sie do tego co mowi Jade. Zero kontaktu jest jedna z najwazniejszych rzeczy, jak nie najwazniejsza w okresie wychodzenia z toksycznego zwiazku. Nasze zranione ego jest bardzo lase na adoracje i czule slowka. Nie jestesmy stabilne emocjonalnie i latwo nam grac na empatii. Dla nich to jest tylko gra na uczuciach. Nic wiecej. Traktuja byla partnerke jak wlasnosc, ktora miala czelnosc nie sluchac sie rozkazow pana i zerwac sie z lancucha. Jak widac z miloscia to nie ma nic wspolnego. Tym bardziej, ze w miedzyczasie juz rozgladaja sie za nastepna 'miloscia', jesli juz jakiejs nie udupili.
Wiem Kochane, bo wielokrotnie dałam się już na to nabrać. Tych odejść i powrotów było wiele, jednak tym razem to ja podjełam decyzje i od pierwszego dnia jestem konekwentna. Myślę już teraz inaczej i jestem dokładnie znam system jego działania. Teraz już wiem jak będzie wyglądał kolejny atak, kiedy na litość, kiedy na złośc, kiedy na proszenie, a kiedy na wielkie love. Niemniej muszę się dobrze pilnować. Czuje, ze dziś to był przełom, że już łatwiej mi będzie wypluwać z siebie ten cały syf zbierany przez te wszystkie lata. Jaki jest następny etap? Kiedy choć trochę zapełni się ta "pustka"? Kiedy zacznę odczuwać chociażby minimalne zadowolenie z życia?
To zależy Cobycmusi, to zależy od Ciebie:) Czym wypełnisz teraz swoje życie, jakie masz cele jak będziesz je realizowała? Czy będziesz zajęta, kreatywna; czy będziesz się nudzić i z nudów taplać w tym od czego próbujesz uciec. Twoje wybory, Twoje decyzje. Ofert zajęć "pozalekcyjnych" jest ogromna. Dla wszystkich, w każdym wieku, z talentami i bez:) Zawsze jest jeszcze wolontariat w domu spokojnej starości. I to jest dobre - uczy pokory, dystansu do pierdołów i pokazuje co w życiu jest ważne. Otóż ono - życie, trzeba je szanować i nie marnować.
Tak wiem. Mam tych zajęć pozalekcyjnych bardzo już bardzo dużo (salsę zaczynam dopiero od września :)))) ), ale to wszytsko mnie jeszcze nie cieszy na tyle, an ile bym chciała. Wierze, że to stan przejściowy i z każdym dniem będzie lepiej.
No to, musisz się z nami męczyć:))) Bo jak jeszcze nie cieszy Cię prawdziwe życie, to może w wirtualnym znajdziesz i radość, i ukojenie? Na razie, przecież jesteś w drodze:) Wszystkie tak miałyśmy:) Wirtualni przyjaciele pomogli przetrwać, nie pozwolili zboczyć z obranej drogi, towarzyszyli w wygrzebywaniu się z tego szamba. Byli:) Pomogło:)
:))czytaj czytaj, ja też czytam,no dobra-niech idzie w świat-ale może pomoże.ciężka,mocna,twarda muzyka,tzw,,szarpidruty,,w ostrym stanie złości czy wściekłości które się jeszcze zdarzają włączam i słucham... ........................................ i polubiłam...ani nie wracam do złudzeń które były ani nie tęsknię- uffff....wydusiłam...ale humor lepszy codziennie:)))))
ja też się leczę muzyką, a słucham róznej i tej ciężkiej tez :)) W ostrej fazie moich emocji najlepiej robi mi jazda samochodem z muzyką na full. Ostatnio spodobało mi się to http://www.youtube.com/watch?v=kNdz6PPQy4Y zamówiłam płytę będzie w poniedziałek. Popatrzcie jaki paradoks, ona śpiewa " w kolejny piątek wieczorem.... próbuje stanąć na nogi"...
no i rozpieszczanie się:)))przygotowanie przysmaków tylko dla siebie, raz w tygodniu (jeśli finanse pozwolą) wyjazd za miasto, sama, bez telefonu.w plener, odpocząć.:))
Widzicie, kolejny piątek wieczorem - a my stajemy na nogi:) Milka, masz być dobra dla siebie, dbać o siebie, robić sobie choćby malutkie przyjemności, mieć dla siebie czas, pracować efektywnie i umiejętnie wypoczywać:) Gdzieś czytałam coś takiego: Toje życie jest za krótkie albo za długie żeby przeżyć je byle jak. I to prawda, święta prawda. Jeśli za długie, to można zamęczyć się bylejakością. Jeśli za krótkie, to naprawdę szkoda go zmarnować na byle co:)
już niebawem będę sobie dogadzać, przede mną wakacje :) najpierw sama, później z dzieciakami, później znowu sama. Z wyjazdem za miasto samej ciężko, maluchy mam pod opieką, sport już niebawem, naprawiam kolano :) Bedzie dobrze, będzie cobycmusi!
:))co to mnie jeszcze ZAWSZE wkurzało...wszystko robię na odwrót, niż z nim - np.tankuję do pełna nie w niedzielę tylko w poniedziałek..takie tam terapeutyczne samowolki:))))
Co jest z tymi kolanami? Ja walczę już od miesiąca:) Dzisiaj nas (firmowy) cudotwórca okleił mnie drenująco i odciążająco i jest zdecydowanie przyjemniej:) Ale jeszcze muszę dużo różnych dziwnych rzeczy zrobić. A na zdjęciu ze szpitala dzisiaj zamiast mojego kolana cudzy mózg i kręgosłup:))) A może mój? Może mam rezerwowy mózg w kolanie? I nie używam:)))
no dobra, to teraz ja powiem o czymś czego się wstydzę :( mam nadzieje, że dacie jakąś mądrą radę. A więc, pomimo, ze zachowuję "brak kontaktu" to jednak nie mogę powstrzymac się przed "sledzeniem" go w necie. Łapie się na tym, ze zaglądam na komunikatorach, czy jest, czy był, co napisał... To jest jak jakis przymus wewnętrzny. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego to robie, zaglądac tam do srodka siebie. I nie wiem., Czy to jeszcze jakaś ostatnia nutka nadziei się we mnie odzywa, czy też moze czeka na jakiś cios poniżej pasa, bo przecież tak "lubie" jak mnie rani... nie wiem :(
Niestety, to nie jest "brak kontaktu". Ty cały czas jesteś w kontakcie i nie masz zamiaru przestać. On jest w centrum zainteresowania, realizujesz więc jego, nie swój program. Brak kontaktu oznacza, że nie dzwonisz, nie odbierasz telefonów, nie mailujesz, nie czatujesz, nie wymieniasz SMSów, nie spotykasz się. Ale również: nie chodzisz tam gdzie on bywa, nie jadasz w knajpach, które lubi, nie szukasz go na stronach, portalach, komunikatorach "tylko" po to żeby sprawdzić czy był... A po kiego Ci ta wiedza? Zdrowsza od niej jesteś? Szczęśliwsza? Oszukujesz sama siebie. Odliczanie w akcji "Zero kontaktu" musisz zacząć jeszcze raz. Jak będziesz gotowa.
też tak miałam.Ale któregoś dnia zapytałam się sama siebie-,,chcesz naprawdę wrócić do byle czego? jeśli tak to dzwoń!,,ja na ostro ze sobą..wybór-konsekwencja; kręcenie się w kółko to obłęd, a chciałam wyjść z obłędu.I już mi dzięki Bogu przeszło.niech robi i żyje jak chce.
pamiętam jeszcze że zmieniłam dzwonki w telefonie...wróciłam niedawno do poprzednich ulubionych gdy poczułam że już ,,nie czekam,,-nabieram zaufania do siebie stopniowo, ale nie poddam się:))
Wiem:) To nie była "reprymenda" tylko ocena sytuacji:) Ale powiedziałaś (napisałaś) to znaczy, ze widzisz problem i chcesz się z nim uporać. Sama musisz przewalczyć to uzależnienie. My będziemy Ci mówić - just do it! Widzisz po to jest to miejsce, żeby przyglądać się sobie uważniej. A summa summarum efektywniej uciekać:) Dasz radę, musisz bć silna - tylko i aż tyle:)
Dla mnie to jest niepojęte, jak mozna kogoś/siebie doprowadzić do czegoś takiego...ta toksyna jest tak silna, ze to jest niewyobrazalne. Łatwo nie jest, to muszę przyznać :( chociaż nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Wiesz, paliłam przez 30 lat. Można. Można siebie doprowadzić do takiego stanu, że stoisz z petem na mrozie, deszczu, piździejewie okrutnymi skulona z zimna, wiatr Ci hula za koszulą:) A Ty - jarasz, mówisz, że lubisz, a to bzdura - musisz:) Aż przychodzi dzień, którym mówisz - basta cosi, dość. Jestem człowiekiem wolnym, nie muszę tego robić. I przestajesz. I już. Do niepalenia trzeba dorosnąć. Do braku kontaktu również. Jak znienawidzisz siebie za to co robisz - przestaniesz.
ja myślę że jesteśmy silne i umiemy walczyć tylko zapomniałyśmy...szukałam kiedyś sytuacji w życiu w której musiałam walczyć sama ze sobą, i znalazłam.znów siem wstydzem bo nie szło ,,żyć ze mną,,...nadmierna pedanteria-co ja miałam sama ze sobą...udało się, z pomocą terapeuty, ale pokonałam to. A siła..mamy i siłę, każda przeszła niejedne trudne chwile.
Te natręctwa:))) Która z nas ich nie ma? Ja notorycznie wycieram blaty w kuchni. Wszyscy się ze mnie śmieją, że mam "wyślizgane":) To zabawne. Ale można z tym żyć, można nad tym popracować:) Pedanteria to jedna z głównych cech tych, które ciągle próbują zasłużyć. Wzor(c)owe gospodynie, panie domu, kucharki, praczki, prasowaczki, kibliczyścicielki... Żeby nikt nie powiedział: niedokładnie, niedobrze, niestarannie... Zamęczyć siebie i bliskich ale nie wypaść z roli. A to tylko przykrywanie deficytów, maskowanie problemów. Fakt, że mając troje dzieci i wielki dom przy takim usposobieniu nie ma czasu na filozofię. Człowiek jest tak urobiony, że pada na twarz i nie myśli - w ogóle. O sobie w szczególności.
:)dokładnie:)) cobycmusi - wstydzem siem znów ale opiszę początki - pamiętam pierwszy krok - zostawić brudny talerzyk na całą noc - świat się nie zawalił, przeżyłam, a rano wody nie brakło...:)) - drugi krok - uświadomić sobie że nic się nie stało dla mnie złego, nie boli, przeżyłam a to znaczy że da się ale trzeba chcieć.itd,itd,itd:))
- dwa dni bez internetu - sprawdziłam, da się - nie pisać do niego przez cały dzień - sprawdziłam, da się - nie pisać do niego przez trzy miesiące - sprawdziłam, da się - nie myśleć o nim przez jeden dzień, sprawdziłam, da się - nie myśleć o nim przez miesiąc, sprawdziłam, da się itd,itd,itd - każdy ma swoje tempo i sposoby , nie martw się:)) co mam z tego że już go nie ma w mojej głowie?- dużo. Skupiam się na sobie, poznaję siebie, dostrzegam wady i zalety, poznaję mnóstwo fantastycznych ludzi, wiele ,,dzieje się samo,, - czuję że zaczynam inne lepsze, dobre, bardziej spełnione życie. A strach ? był...dzisiaj wiem że tylko w mojej głowie.tyle z mojego podwórka:)))
dziekuję Kochane za te wszystkie słowa. Jak to mozliwe, że jesteśmy tak do siebie podobne? Ja też leczyłam pedantyzm!!! Boshe, potrafiłam sprzątać nocami, pozostawiony kubek stawał się powodem nieprzespanej nocy. Powiem tak. Z decyzją odejścia od psychofaga, wiele rzeczy się zmieniło. Bez udziału mojej głowy rzuciłam kawę. Po spakowaniu psychofaga, nastepnego dnia już nie napiłam się kawy, odrzuciło mnie, a piłam 6 kaw dziennie. Myślę, że organizm był już tak zmeczony, ze powiedział kawo PRECZ, ja chcę w końcu zwolnić, odpoczać i wyspać się. Wtedy też odrzuciło mnie od alkoholu, który bywał czasami "usypiaczem" i ukojeniem emocji w gorszych dniach. Wtedy też definitywnie skonczył się mój pedantyzm. Nagle stwierdziłam, ze ja NIC NIE MUSZE. Jedyne co muszę, to zrobic porządek ze swoim wnętrzem. Ja się tylko boję jednego, że jak kiedyś pojawi się jakiś psychofag na mojej drodze, ten czy inny, to ja zapomne o tym wszytskim i znowu zapomne o SOBIE. Jak widać sledziłam przez te ostatnie dni, więc "to" jest tam jeszcze w środku. Ja ciagle czuję, że mam ściścnięty żołądek i klatkę piersiową, ciagle czuje brak powietrza. Nie można zrobić jakiegoś resetu, wymienić dysku twardego?
Powiem tak-mnie wystarczy moje dno. Przy tym człowieku doznałam i wielkiej euforii i wielkiego upokorzenia. Zrozumieć, badać, analizować JEGO - już mi się nie chce - widzę tylko z analizy że ich satysfakcjonuje tylko upokorzenie kobiety, wykorzystywanie ludzi do swoich celów, nic więcej. Mnie opowieść Veny szarpnęła i wstrząsnęła dość mocno - najważniejsze że SIĘ DA.
Dziś chcę zacząć mój pierwszy dzień bez psychofaga. Zero kontaktu. Wiem, że SIE DA. Nie takie rzeczy w życiu osiagałam. Nie chcę znowu być na dnie. Dziś chcę zacząć NOWE ŻYCIE.
Kochane, dopóki nie powrócicie do chorobliwego sprzątania (też tak miałam, jeszcze ma wraca, ale jest lepiej). chyba możecie być spokojne. Znacie "system wczesnego ostrzegania" - słuchajcie swojego wnętrza:) Mój organizm zrezygnował z palenia po rozwodzie - to był dowód na ewidentne zerwanie z przeszłością. Tamto życie papierochami stało. One były najważniejsze. Chyba były ZAMIAST:)
Jakiś czas temu znalazłam, nie wiem gdzie, może tu, może w jakiejś książce, takie stwierdzenie: "Żeby wyjść z uzależnienia, trzeba poradzić sobie z emocjami, które pchnęły nas w to uzależnienie i tyle." Ja czasami o tym zapominam i zaczynam wtedy robić rzeczy, których się później wstydzę. Wtedy te emocje znowu biorą górę. Dogłebna analiza, to coś co jest niezbędne w procesie zdrowienia, ale nie raz, ani nie dwa, tylko pewnie jeszcze przez długi czas i za każdym razem, kiedy zaczyna się myśleć o przedmiocie uzależnienia. Dziś śledzenia nie będzie. Ten strach, ze on o mnie nie zawalczy, że już go nie będzie, że znowu zostanę sama, że znowu muszę liczyć tylko na siebie i mnóstwo jeszcze innych "że"... ten strach nie będzie żył moim zyciem, bo ja chcę nim żyć! Przypominajcie mi to za każdym razem, kiedy znowu złapie dolinę :)
Mysle, ze jest jeszcze jeden aspekt, ktoremu moglabys sie przyjrzec. KONTROLA.Dzieci z rodzin dysfunkcyjnych wyrabiaja sobie ten mechanizm na skutek roznych deficytow, jako forme obrony, zabezpieczenia przed nastepnym zlym zachowaniem rodzica oraz regulowaniem strachu, powielajac go w pozniejszym zyciu. Zastanow sie czy w Twoim sledzeniu go po czatach, dalszym zainteresowaniu jego osoba, chec posiadania kontroli nad tym co on robi nie jest napedem tych zachowan?
Dokładnie tak jest. Ja rozpoznaje te wszystkie mechanizmy. Jednak nie potrafie jeszcze nad tym wszystkim tak do końca zapanować. Chodzę na terapie, czytam, analizuję, jednak tak od razu to wszytsko nie mija. Każdy tutaj komentarz, a szczególnie w mojej sprawie dodaje mi siły, aby coraz bardziej panować nad sytuacją.
cobycmusi:)poszukam książki która mnie pomogła zrozumieć i pozbyć się,,czekania,,na telefon,na jego zainteresowanie itp.- poszukam ale to potrwa troszkę bo mam sporo pozycji różnych w pdf; moje marzenia i cele na najbliższe miesiące - złapać równowagę wewnętrzną, spokój, nie stwarzać sztucznych problemów by potem nie biegać z każdym ała do terapeuty, pilnować swojego rozwoju, rozwiązywać problemy, żyć własnym życiem i rozpieszczać się:))) uciekam:)) nowe duszyczki, ujawniać się:)))))
Cobycmusi, daj sobie troche kredytu. Nie wszystko naraz. Fakt, ze jestes swiadoma tego to jest juz naprawde BARDZO DUZO.Idziesz we wlasciwym kierunku a to najwazniejsze:)Zycia, ktorym sie zylo przez -dziesci lat nie da zmienic sie w tydzien. Wracajac do kontroli. Moze to Ci pomoze. NIE MAMY KONTROLI NAD INNYMI OSOBAMI, ANI NAD ICH DZIALANIEM. Jesli gosc sam podejmuje decyzje, ze bedzie nas sznowal i dobrze traktowal to swietnie, jesli bedzie sie zachowywal jak gniot to nie przechodzimy samych siebie w dogadzaniu mu i zaslugiwaniu na lepsze traktowanie (co jest proba kontrolowania jego zachowania), tylko mowimy 'nara' i pokazujemy drzwi.Ale mysle , ze ta lekcje juz odrobilas:)
Milka - będę wdzieczna za ksiązkę :) ewentualnie podaj jaka to pozycja moze ją wygoogluje. Dot - masz słuszną rację i cieszę się, że ta lekcje już odrobiłam. To fakt, cały czas dogadzałam, dostosowywałam, na wszelkie (niekoniecznie korzystne dla mnie) sposoby próbowałam zapanować nad sytuacja. Wiem, że to była próba kontroli. I z całego serca pragnę, aby się to nie powtórzyło. Cele wyznaczam - zaczynam od tych małych. Jutro założę zielnik, to sprawi mi przyjemność i pojadę kupić rower :) czy to znaczy, że zaczynam się rozpieszczać? :)))
:)))))cierpliwości jeszcze bo o tytuł mi właśnie chodzi-w poobijanej głowie na początku pamięć trochę zawodzi, ale szukam. Ogródek też mam pod oknem, wprowadziłam się i były chaszcze pod parapet..opanowałam i dobra też terapia na pobycie samemu ze swoimi myślami:))ale dobrymi - jestem mądra i wartościowa, tak masz myśleć o sobie i wierzyć w to. Ja mam dzisiaj ciężki dzień bo los wystawia na próbę i weryfikuje - ale daję radę:)))
Milko Kochana, to witaj w klubie, ja też dzisiaj wystawiana jestem na próbę, ale nie odpisuję i ani razu dziś nie śledziłam :) Własnie rozmawiałam z koleżanką, żaliła się jak jej źle, też żyje z psychofagiem. I jak ona mi opowiada, to myślę, jaka GUPIA i ze ja dawno bym to skonczyła. A jednak.... dziś 22 dzień "prawie ciszy" a ja czuję ból prawie fizyczny. Biją się ze sobą te dwie we mnie: jedna rozsądna, która jest świadoma szkód, których doznała, a druga ta, która ciągnie mimo wszytsko do tego jak lep na muchy. Na razie trwam i zamierzam trwac dalej. Za Ciebie Milko trzymam kciuki, nie daj się, pamietaj o tym co mi mówisz, Twoja równowaga i spokój, zadowolenie z zycia jest najwazniejsze.
:))sierżant śledczy:))))ale Twój wybór i Twoje decyzje, wiesz lepiej co dla Ciebie dobre, czego oczekujesz, kiedy jesteś szczęśliwa,nie wtrącam się:));zdrowy związek sam z nieba nie spadnie. ja miałam podwójną ofensywę bo i mamusia nie odpuszcza-ale nic nie wskórali:)) rzeczowe argumenty przedstawiłam, niech myślą - czyny nie słowa...:) spokojnego wieczoru wszystkim!!:))
Tort - nie. Zrobiłam tartę z borówkami i malinami:))) Była... niezła:))) Goście już poszli, mam wieczór dla siebie:). Znaczy jestem:) Obecna:) Z małym ginem z małym tonikiem:) Mój ulubiony:) Z limonką i lodem - bajka:)
Katalino, ja też na posterunku :) A ja małe piwko. Dziś małe rozpieszczanie, trzeba się zająć pazurkami. Melduję, że śledzenia nie było i Milko musze potwierdzić DA SIĘ. Powiem Wam coś jeszcze. Przeglądnełam się dzisiaj w lustrze. To mi dało do myslenia. Kolezanka potrzebowała wsparcia, bo już nie daje rady w związku z psy... . Opowiadała, a ja myslałam: przecież ja też tak miałam, jej współczuje, a sobie? Cisnienie i ból w sobie zelżał.
Milko, dziękuję Kochana:) Teraz to wydawnictwo na urodziny wolontariuszce raczej - ja już jestem wolna jak ptak. Chłodno, bez emocji podarowałam jej psychofaga, może Ty dołożysz "Instrukcję obsługi"?:)))) Ja mam teraz inny świat i to chciałabym przekazać. Tak było - jak piszesz Ty, Cobycmusi, inne dziewczyny. Ale to historia, lata świetlne za mną:) Chcę żebyście wiedziały, że to minie, że odejdzie, że będzie mglistym wspomnieniem.
Milko, podeslij mi proszę również, znowu rozbudziłas moją ciekawość :) jak jestem zalogowana to chyba z profilu można wysłać maila, tak mi się wydaje. A tytuł książki znalazłaś?
nie znalazłam jeszcze, 118 pozycji mam przez te trzy miesiące, w tej tematyce tylko, i jak widać parę różnych ,,dreszczowców,,:)) do niektórych książek jeszcze wracam, bo w miarę pisania, nazywania problemów, wyłażą z zakamarków jeszcze przeróżne migawki-a chcę poznać i swoje reakcje i czasem jedno przeczytane zdanie odblokowuje myśli i idę dalej, już wolna
Tak, były:) Ale nie powiem jakie:) Ciągle nie mogę oduczyć rodziny od celebrowania tego coraz bardziej upokarzającego święta:) Dziesięcioletnia córcia mojej siostry pyta: "Mamo, a ile lat ma ciocia?" siostra pytająco do mnie: "ILE?" Coraz więcej, niestety coraz więcej. Ale coraz bardziej mi się podobają te moje lata, moje życie, wszystko:)))
Wrrrróć...łał, spokojnie przyjmuję to na co nie mam wpływu, bez ,,dręczenia tematu,,:)))))normalnieję.. ufff - kolejny poziom przepracowany:))ależ siem lubiem dzisiaj
Rozumiem, nie ganie ani nie poganiam:) Trudny dzien masz juz prawie za soba.Poradzilas sobie z atakiem i to jest najwazniejsze. Swoja droga 118 pozycji tematycznych na komputerze sa godne podziwu.:)
przez Dot Ci prześlę, znalazłam, oby pomogło.:))twarde jesteśmy ale tematu nie podejmuję dalej - nie chce mi się już tracić energii na niego:)))szkoda czasu DOBREGO już :))
cobycmusi - dla Ciebie piszę teraz, dużo mnie kosztuje, muszę przyznać. Ale, gdy płaczemy , chcemy żeby nas ktoś przytulił, powiedział dobre słowo. Czasami jesteśmy już na tyle silni że umiemy płakać w samotności:) Bałam się w pewnym momencie tej ucieczki - żeby nie stracić SIEBIE - nie wiem, może troszkę tej dziecięcej naiwności która jest we mnie i którą lubię; wrażliwości, na innego człowieka, na swoje uczucia i odczucia, na lubię-nie lubię; poczucia humoru. Ten stan już PO - ze wszystkimi uczuciami złości, bólu, wstydu, upokorzenia, ale i wielkiej walki, analizy, pochylenia się nad tym, i wychwycenia momentu akceptacji..Czy to jest wreszcie uczucie wybaczenia sobie? Nie wiem jeszcze ale każdy poczuje to sam, w środku:) Jesteśmy ludźmi, mamy uczucia i odczuwamy, tego nie wolno zatracić.
Dot, wczorajsze Twoje zdanie utwierdziło mnie w przekonaniu że dwutorowo się nie da iść, że podjęłam słuszną decyzję. - dziękuję, jesteś mądrą kobietą. dobrego dnia wszystkim:))
Witaj Milko :) i cała reszta :) własnie wróciłam, nie było mnie, bo spędzałam CUDOWNY DZIEŃ!!!! łłłaaaaaaaaa, to był piekny dzień, smiałam się, bawiłam, było fantastycznie. I wiesz, nie potrzebowałam do tego nikogo. Tylko ja i dzieciaki, spkkojnie bez pośmiechu, bez stresu, bez focha, bez gniewu, bez strachu. Niezaplanowany, spontaniczny fajny dzień, lody, pizza, plac zabaw, gokarty, kolejka, kupilismy rowery, dzieciaki całą powrotną drogę jechały w kasakch rowerowych ::, niby nic, ale siedziały wtedy w samochodzie, więc strasznie mnie to rozbawiło :))))))
A u mnie się coś zmieniło. Od piątku, od momentu, kiedy się tu przyznałam, ze śledzę, kiedy powiedziałyście co o tym myslicie, wszytsko sie zmieniło. Przestałam już sledzić, nie myślę o nim, nie interesuje mnie. Od wczoraj mam atak telefoniczno-smsowo-mailowy, a wiecie co ja na to? ZERO KONTAKTU. Jakoś przestało na mnie działać to wszystko. Już nie wierzę w te piekne słowa, a kooooooocha nad zycie, żyć nie potrafi. Buuuuu jak mi przykro. JA NIE KOCHAM i tyle. Z każdą chwilą w stanie ZERO KONTAKTU czuję sie silniejsza. Jestem gotowa na chwile, kiedy będę znowu na dole, ale dziś cieszę się tym stanem, który jest. JEST MI DOBRZE :) bardzo dobrze. Wiem, ze przede mną życie, do którego ja napiszę scenariusz, a że jestem kreatywna, to to będzie naprawdę fajne życie.
I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Odkąd go nie ma, a szczególnie ten weekend, kiedy już nie patrze czy jest, czy był co robi, co mysli, od tej chwili mam niesamowity kontakt z dzieciakami. Nie widzę ich już "przez mgłę". Widzę je bardzo wyraźnie i myślę, a nawet wiem, że bardzo im mnie brakowało. Przez cały weekend nie dały mi ani jednego powodu, aby się na nie zezłościć, pogniewać, nagle znikneły problemy z jedzieniem, były dokładki, do tego mnóstwo przytulania, mnóstwo miłych słów, słów, które czasami powodowały łezkę wzruszenia w oku. Warto być sobą, dla siebie, ale też dla tych, których kochamy najbardziej, DLA NASZYCH DZIECI.
No, Kochana, potrzebowałaś reprymendy:))) U nas - no problem, mówisz - masz:))) Widzisz (widzicie)? Samo wyartykułowanie problemu, nazwanie go po imieniu, napisanie i przeczytanie swoich słów, pomaga w znalezieniu rozwiązania. Bo, przecież wszystkie odpowiedzi znasz, tylko nie chcesz się przyznać do tego, czasami.... Gratuluję Ci pięknego dnia i dzieciom, że miały dzisiaj fajną szczęśliwą mamę. Dlatego w tych kaskach jechały, bo były beztroskie i szczęśliwe:)))
:)))))))))cobycmusi - bo Ci wyślę tekst coś o uwodzeniu na nasz słuch czy jakoś tam:))))))) czytałaś wczoraj - do mnie pisze a w łóżku z tą z pociągu:)))))))))) no.
cobycmusi, dla takich chwil warto żyć, nieprawdaż? :)))
To ja opowiem o moim przedwczorajszym wieczorze. Ja mam już dorosłe dzieci, ale jeszcze "na stanie". Przedwczoraj zrobiliśmy sobie we troje ognisko. Padał deszcz, więc siedzieliśmy na ogrodowych krzesłach z parasolkami. Syn grał na gitarze, wszyscy śpiewaliśmy, choć nie umiemy, ale lubimy :))) Piliśmy piwko i piekliśmy kiełbaski. Obok leżały sobie nasze dwa psy. Tak niepostrzeżenie minęło prawie 5 godzin. Poszliśmy spać w doskonałych humorach. Do szczęścia wcale nie trzeba tak wiele.
noooo, w to nie wątpie :))))) jakbym chciała wrzucić tu tego maila od niego, to musiałybysmy zakładkę załozyć, bo prawie tak długi jak opowieść Kataliny :))))) Mógłby pół stolicy miłością obdarowac, tyle jest jej w tym mailu, a ja ciagle mam przed oczyma pewną scenę z ostatniego dnia kiedy go widziałam, kiedy serce mi pękło. I tego uczucia się trzymam, kiedy widzę jego wyznania miłosne. Żadne uniesienie nie jest warte tego bólu. To wiem!
cobycmusi kochana, jak się już wymieniamy własnymi doświadczeniami szczerze to i ja mam opowiastkę miłosną :)) unikam tego tematu bo już dostaję odczynów alergicznych na NIEGO, ale prawda taka że pisze - rzadko na szczęście ale dokładnie wie w który czuły punkt trafić (czytają w nas jak otwartą książkę prawda ? ) . że to haremowy logistyk każda wie , będzie trochę skomplikowanie ale spróbuję to ogarnąć własnymi słowami:)) parę miesięcy temu długoletniej partnerce obiecał że pójdzie na terapię bo tylko ją kocha a romanse mu nie w głowie już - stan aktualny wygląda tak : chodził aż miło było patrzeć, w międzyczasie już nakręcał aktualną swoją ofiarę, był w kontakcie z poprzedniczkami, i akurat wczoraj mu się przypomniało że to ja byłam ta naj. itp,itd. Jak się nagle jedna o drugiej dowie to znaczy , że znów się biedak ZAGUBIŁ (50 lat chłopina ma). Ja decyzję podjęłam dawno i się jej trzymam - nie reaguję, nie analizuję , nie odpisuję bo wierzę że kiedyś mu się znudzi.
Milko, tak wnioskuje, ze Ty juz jesteś dalej w uciekaniu niż ja. Ja mam ciszę taką ewidentną od 3 dni, a rozstanie było prawie miesiąc temu. Własnie mam skumulowany atak z jego strony. Codziennie maile, smsy, telefony. Generalnie idzie w takim kierunku: "cza aby napewno mam o Was zapomnieć?", "strasznie Cię kocham, chcę byc z Tobą, to jedyna rzecz, o której marzę, ALE... jest i ale... ale pomimo tego, że marzę tylko o Tobie, to wiem, że zycie jest takie, że jak nie Ty to inna" (bynajmniej chłopak się z tym nie kryje i jest szczery). Teraz już, kiedy umysł się oczyscił widzę, że to są manipulacje. Kurcze, ja wczesniej dawałam się na to nabierać!!!! Ale lepiej późni niż wcale :) Postaram się opisac swoją historie. Zaczęłam już nawet. Acha i jeszcze jedno. Dowiedziałam się, że wszysyc terapeuci, wszytskie te mądre ksiazki to GNIOTY. Bo nikt z tych ludzi nie zna życia, przelewają tylko teorie na papier, on ma doświadzcenie i on wie najlepiej, mam nie czytać, nie wierzyć, iść za głosem serca! To jego rada :) hahahahahhhaha
cobycmusi . ,,tylko się pospiesz bo jak nie Ty to inna...,, to stara śpiewka. Musiałabym książkę napisać o NIM a tego mi się nie chce , po prostu. Oni mają ŚWIADOMOŚĆ SWOICH CZYNÓW. i tyle .
Ja się zajęłąm teraz moją mamą. Bo tylko dlatego że mnie urodziła, wycierała pupkę i karmiła należy się jej szacunek - że nie odeszła wcześniej, że taki los nie inny miałam, że to i tamto - zamykam ten rozdział, kocham ją i jest moją mamą i to jej dzisiaj powiem, przytulę i dalej już będziemy pracować na szczęśliwe i dobre tylko chwile.
Bez filozofii i psychologii - czas czasowi trzeba dać i kochać:))
Tak, tak :) "jest własnie na drodze pomiędzy jednym związkiem, a drugim, więc musze się spieszyć, bo jeszcze mam szanse" hahahhha Racja, gadać się o NICH już nie chcę, mi coraz mniej. Własnie się zastanawiałam, czy mają świadomość swoich czynów. Bo jesli tak, to są potworami. Nikt normalny nie jest tak okrutny dla drugiego człowieka.
Ja też zajęłam się swoją mamą. Musiałam od niej odejść tak jak od niego. To druga toksyczna osoba w moim zyciu i dzieki, której jestem w tej doopie. Nie kocham jej, bo ona nie chce pracować. Zamiata wszytsko pod dywan i udaje, że nie ma problemu. A co nagorsze nadal próbuje mna manipulować. Terapia pozwolia mi w końcu to dostrzec.
cobycmusi. mają i już. udowodnione i prawnie i psychologicznie. odkopię to Ci wyślę:)))) druga rzecz ( z własnego podwórka tylko) - jest na nich jeden sposób - nienawidzą ludzi szczęśliwych, mających swoje zdanie i swoje szczęśliwe chwile. zazdroszczą . przekonałam się o tym gdy poznałam jego byłą żonę. wtedy tak naprawdę postanowiłam uciekać. Jest to dość znana rodzina lekarzy i nauczycieli - od pokoleń. Prawdziwa diamentowa kobieta - ma swoje zdanie, swoje życie prywatne i zawodowe, swoje pasje, wycieczki, kwiatki i szmatki - i nikogo temu do tego. I to nie zimna suka jest na niego batem..I tu z obserwacji moje takie wnioski nie inne. Gdy popatrzyłam na nią, na siebie, na byłe i aktualne to mnie oświeciło. My już wraki ciągle myślące jak by go tu w końcu zadowolić, czy zadzwoni, czy terapia mu pomoże, czy SIĘ ZMIENI???? czy to i tamto ... Mają wspólne dzieci ...ale on je tylko ma , gdy mówi o nich. To ona je wychowała, wychowuje, wspiera i kocha . I to widać. On baaaardzo dużo mówi o uczuciach, nawet je na buzi umie pokazać ale nic nie odczujesz Ty. Czas, swoje życie, do szczęścia nie trzeba wiele. :)))
Uciekać ale nie stracić SIEBIE po drodze..
OdpowiedzUsuńBez oglądania się na innych , szukać odpowiedzi, żyć własnym życiem, siebie poznawać.
Ucieczka to codzienna walka ze sobą, ze strachem. A przecież nasze życie jest w naszych rękach a strach w głowie.
Wczoraj znalazłam artykuł(nie było tej pozycji w Literaturze Ratunkowej), dość drastyczny, ale wreszcie ZROZUMIAŁAM z czym walczę:współuzależnienie. Umiem to sobie wyobrazić, zobrazować, przeanalizować na spokojnie mechanizmy..
Psychopata krąży, drąży i kąsa byle zostawić ruiny za sobą - my musimy umieć wstać i uciekać dalej, inwestować w SIEBIE.:)
Milka, czytałaś "Koniec współuzależnienia"?
OdpowiedzUsuńKatalinko, dziękowałam już na "ręce" Veny, ale korzystając z tego, że jesteś, dziękuję za wsparcie, za pokazanie tego jak dalej żyć. Całuski i wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńUcieknięta (NOWAlijka Basia)
Wcielo mi kawalek wpisu.
OdpowiedzUsuńW zwiazku z tym mysle, ze nowe zakladki na temat akceptacji siebie i przeszlosci, pokochania i polubienia siebie, nauki asertywnosci, kreowania nowego lepszego zycia bylyby bardzo pomocne. Nie kazda z nas ma mozliwosc uczeszczania w warsztatach lub tez mozliwosci korzystania z uslug psychoterapeutow.Licze na Was dziewczyny:)
Tak Veno czytałam. Ale szukam dalej.Artykuł też się przydał mojemu pracodawcy (odkąd trafiłam na moją cudowną grupę wsparcia widzę ogrom i ilość problemu tylko w moim mieście) - z pracodawcą od paru dni rozmawiam, bo mamy możliwości pomóc w podjęciu pierwszej pracy ale i dalszego rozwoju osobom np.bez wykształcenia.
OdpowiedzUsuńTemat i projekt rzeka ale działa-w poniedziałek na 12 zwołane zebranie całej kadry zarządzającej.:))
Dot, czytasz mi w myślach:)) ja mam do biblioteki 12km..ale mam internet, szukam, czytam, wracam do ulubionych.
OdpowiedzUsuńSIEBIE mamy stwarzać , uczyć się, żyć i być.
Dot, czuję że energia do życia własnego Ci wraca:)) Doczytałam gdzieś jeszcze , że żeby zmienić jeden nawyk potrzeba 14 dni..:)) a odmienić swój los , trzeba działać:))
OdpowiedzUsuńMilko, ona dopiero sie niedawno urodzila, chyba nigdy wczesniej nie istniala:) Zdalam sobie sprawe z tego, ze cala energie kierowalam na innych, nigdy na siebie. Nigdy nie bylam dla siebie wazna. Jest to dla mnie czas przelomowy i chce dla siebie zrobic jak nawiecej moge. Tak dla odmiany:)))
OdpowiedzUsuńAle Ty Milko tez niezle brzmisz. Bije z Twoich postow duzo pozytywizmu i usmiechu. Bardzo mnie to cieszy:)
Dot kochana, to jest właśnie ta praca nad sobą:)) byle psychofag nie zabił jak widać do końca zdrowego rozsądku i chęci walki o SIEBIE.:))
OdpowiedzUsuńDot, pisz częściej bo i mnie potrzeba jeszcze ,,przełomów,, a w pracy mam 120 osób do zarządzania...wiesz ile energii zabierają problemy innych? Każdy potrafi sam o siebie zadbać jak mu się tylko CHCE
Vena ja mam OCZEKIWANIE..:))że się wyrażę :)) Zakładka ,,pogaduchy do poduchy,,- czy coś w tym stylu...
OdpowiedzUsuńWiesz co Milko? Ja coraz bardziej jestem sklonna stwierdzic, ze gdyby nie psychofag, nigdy nie bylabym w stanie spojrzec na wszystko, w taki sposob jaki patrze teraz. Chyba ktos musial zniszczyc mnie i moje zycie, zebym mogla je zbudowac na nowo, swiadomie, obalajac mity wedlug ktorych zylam, zobaczyc to czego wczesniej nie widzialam albo nie chcialam widziec.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam.:)
OdpowiedzUsuńDot, Ty już uciekasz do przodu
Ja w pewnym momencie straciłam wiarę w siebie, czułam że zaczynam kręcić się w kółko; dla przewietrzenia sięgnęłam po inną książkę która dała mi niesamowitego kopa do przodu,(praktyczny poradnik), mam w pdf , mogę podesłać, jeśli chcesz.
Co do Twojej pracy. Swietnie, ze ja lubisz i daje Ci ona satysfakcje, ale jestes wiecej niz Twoja praca. Ty jestes Milka, ktora ma obecnie wlasnie taka prace. Nie poswiecaj jej energii, kosztem wlasnym. Postaraj sie zachowac balans. Tak jak mowisz,kazdy potrafi zadbac o siebie jak tylko chce. Twoi pracownicy tez.
OdpowiedzUsuńDawaj Milka, czytam wszystko. Ja tez mam dla Ciebie propozycje ksiazkowa.Dla przewietrzenia Niestety nie na pdf wiec musisz chyba sie przejsc do ksiegarni. Czytalas 'Przebudzenie' Anthonego do Mello?
OdpowiedzUsuń"Przebudzenie" de Mello jest w necie, podaję linka:
OdpowiedzUsuńhttp://www.astro.eco.pl/astro2/przebudzenie.html
Ja tez bardzo polecam tę lekturę.
wysłałam do Veny , odeśle Ci , prześlij swój adres może na nowy adres bloga.
OdpowiedzUsuńWyslalam krotkiego maila z mojego adresu mailowego na adres bloga. Dzieki wielkie Milko. Kochana jestes.:)
OdpowiedzUsuńProszę:))czuję że będzie nowa zakładka:przeczytałam,polecam:))
OdpowiedzUsuńBędzie:) Dokładnie taka, jesteście zaproszone do współtworzenia. Zastanawiamy się jak króciutko polecić pozycję. W żołnierskich słowach - taka rekomendacja.
OdpowiedzUsuńPrzysyłajcie polecane przez Was tytuły z krótką recenzją na adres bloga. Gdy coś przyjdzie, założymy zakładkę.
OdpowiedzUsuńAaa i jeszcze jedno, prosimy, żeby na pewno były to pozycje zgodne z ideą uciekania przodu. Bardzo się nad tym zastanawiajcie, to ważne, bo nowo przybyłe będą to czytać i wierzyć, że pomoże. Ma pomagać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam DOO :))
OdpowiedzUsuńI o to właśnie chodzi. Do przodu, to co było, to było. Żyjemy TU i TERAZ. Warto się nad przeszłością pochylać, tylko po to by zabrać z niej coś konstruktywnego. Reszta to zbędny balast.
Hej Dziewczyny, chciałam tylko powiedzieć, że cały czas tu byłam, tylko jakoś podczas tej "burzy" wolałam się schować do swojej norki :)
OdpowiedzUsuńChciałam się odnieść do słów Dot. Ja własnie dzisiaj sobie uświadomiłam, że psychofag był "niezbędny" w moim zyciu. Gdyby się nie pojawił pewnie dotąd żyłabym w nieświadomości. Przypisywałabym swoje niepowodzenia, poczucie nieszczęśliwości, pustki i innych... losowi, czy czemukolwiek innemu, a nigdy nie wpadłabum na to, że to może mieć związek z moim dzieciństwem. To dla niego zainteresowałam się tematyką DDA, to dla niego poszłam na terapie, bo DLA NIEGO chciałam się zmienić! Dzisiaj chce bardzo, ale teraz już DLA SIEBIE.
Dzisiaj też po 21 dniach została przerwana cisza. Wywołało to we mnie ogromne emocje, a tej chwili dziękuję mu w duszy za nie. Po 7 miesiącach terapii dla DDA dopiero dziś udało mi się połączyć te emocje z moją przeszłością, a ponoc to klucz do wyzdrowienia. Płakałam dzisiaj tak jak jeszcze nigdy dotąd, momentami brakowało mi oddechu, trwało to długo, ale teraz.... teraz czuję, że wyrzuciłam z siebie coś strasznego, toksycznego i cięzkiego. A zatem psychofag czasami sie przydaje :)
Ale melduje, ze jestem twarda, nadal nie ma w moim zyciu miejsca dla NIEGO!
Do Czytelni coś dodam, bo mam kilka naprawde niezłych pozycji :)
Cobycmusi, dobrze, że jesteś:)
OdpowiedzUsuńDzisiaj spokój - chwilo trwaj. To ma być azyl. Tu ma być bezpiecznie. Taki mamy plan:)
Gratulujemy "twardości" i trwania w postanowieniu.
A, że psychofag się przydaje - wiemy. On pomaga odnaleźć siebie, sprawia, że radość z odzyskanego życia jest wielka, dzięki niemu już wiemy, czego na pewno nie chcemy. I już nikt nam nie wciśnie niechcianego - no way.
I ta świadomość - jestem wystarczająco dobra, nie muszę ciągle zasługiwać:) Mogę BRAĆ:) Jak inni:)
Droga cobycmusi. To jest klucz do wyzdrowienia:)Gratuluje Ci.
OdpowiedzUsuńPamietam siebie sprzed kilku tygodni.Byl wieczor, siedzialam skulona na lozku, czulam sie potwornie. Wydarzenia z psychofagiem bolaly jak cholera.Mialam przed oczyma jego twarz.Polecialy lzy.Wiecej lez. Flashbacki z ostatnich 4 lat.caly film.wiecej lez.Nagle stalo sie cos niespodziewanego. Twarz psychofaga zamienila sie w twarz mojego ojca. Dotarlam do uczuc z mojego dziecinstwa,poczucia wyrzadzonej mi krzywdy, strachu, bicia, terroru psychicznego. Pozwolilam sobie na przezycie tego jeszcze raz, juz jako dorosla osoba. Nie moglam przestac plakac. Wszystko zaczelo ze mnie wylazic. Razem ze lzami.Oczyszczajacymi lzami. Juz nie chcialam ich zatrzymywac. Dotarlam do siebie. Dotarlam do malej, skrzywdzonej dziewczynki.Dotarlam do sedna problemu. Mysle, ze tamtego wieczoru rozpoczelo sie moje zdrowienie.
W ramach przestrogi, bo nabieralam sie na powroty niejednokrotnie: Jesli Wasz psychofag jest uparty to odezwie sie po kilku miesiacach, po roku.A Wy mozecie miec wtedy slaby dzien...Moj psychofag wyciagal najciezsza artylerie, lacznie z jego dziecmi (bo je tez ratowalam) i atakiem serca - musialam przeciez ratowac, nie moglam zostawic, po dwoch dniach czuwania w szpitalu (byl na obserwacji) lekarz nakazal by przestal palic - oczywiscie wciaz pali i ma sie dobrze. O placzu, zakleciach nie wspomne. Z perspektywy czasu wiem, ze to byla gra, na ktora dawalam sie nabierac. Minal dobrze ponad rok odkad ostatni raz moje oczy go widzialy a on od czasu do czasu i tak sie odezwie. I oczywiscie w pieknych wznioslych slowach. To wcale nie znaczy, ze jestem super special albo, ze on naprawde mnie kocha (choc dla niezaznajomionych z tematem moze to tak wygladac) Jest po prostu "jebniety" Slowa pewnym ludziom przychodza latwo, nie maja zadnych zahamowan by ich naduzywac.Tak wiec badzcie twarde! Warto. Moze i poplaczecie miesiac, czy kilka ale jesli go przygarniecie na otarcie lez to zmarnujecie kilka lat a plakac i tak bedziecie.
OdpowiedzUsuńKazdy moj powrot to kolejna rozkrecona srubka mojego zycia - przed ostatecznym ucieknieciem moje zycie calkiem sie rozpadlo. Zostalam bez pracy, bez pieniedzy, bez dachu nad glowa i w depresji, itd. Osobiscie uwazam, ze placz jest niezbedny do zdrowienia. Tylko trzeba uwazac, by nie popasc w depresje, I zero kontaktu, nic sobie nie dac tlumaczyc. Walczyc o siebie. Powodzenia.
J.
Przylaczam sie do tego co mowi Jade. Zero kontaktu jest jedna z najwazniejszych rzeczy, jak nie najwazniejsza w okresie wychodzenia z toksycznego zwiazku. Nasze zranione ego jest bardzo lase na adoracje i czule slowka. Nie jestesmy stabilne emocjonalnie i latwo nam grac na empatii. Dla nich to jest tylko gra na uczuciach. Nic wiecej. Traktuja byla partnerke jak wlasnosc, ktora miala czelnosc nie sluchac sie rozkazow pana i zerwac sie z lancucha. Jak widac z miloscia to nie ma nic wspolnego. Tym bardziej, ze w miedzyczasie juz rozgladaja sie za nastepna 'miloscia', jesli juz jakiejs nie udupili.
OdpowiedzUsuńWiem Kochane, bo wielokrotnie dałam się już na to nabrać. Tych odejść i powrotów było wiele, jednak tym razem to ja podjełam decyzje i od pierwszego dnia jestem konekwentna. Myślę już teraz inaczej i jestem dokładnie znam system jego działania. Teraz już wiem jak będzie wyglądał kolejny atak, kiedy na litość, kiedy na złośc, kiedy na proszenie, a kiedy na wielkie love. Niemniej muszę się dobrze pilnować.
OdpowiedzUsuńCzuje, ze dziś to był przełom, że już łatwiej mi będzie wypluwać z siebie ten cały syf zbierany przez te wszystkie lata. Jaki jest następny etap? Kiedy choć trochę zapełni się ta "pustka"? Kiedy zacznę odczuwać chociażby minimalne zadowolenie z życia?
To zależy Cobycmusi, to zależy od Ciebie:) Czym wypełnisz teraz swoje życie, jakie masz cele jak będziesz je realizowała? Czy będziesz zajęta, kreatywna; czy będziesz się nudzić i z nudów taplać w tym od czego próbujesz uciec. Twoje wybory, Twoje decyzje. Ofert zajęć "pozalekcyjnych" jest ogromna. Dla wszystkich, w każdym wieku, z talentami i bez:) Zawsze jest jeszcze wolontariat w domu spokojnej starości. I to jest dobre - uczy pokory, dystansu do pierdołów i pokazuje co w życiu jest ważne. Otóż ono - życie, trzeba je szanować i nie marnować.
OdpowiedzUsuńTak wiem. Mam tych zajęć pozalekcyjnych bardzo już bardzo dużo (salsę zaczynam dopiero od września :)))) ), ale to wszytsko mnie jeszcze nie cieszy na tyle, an ile bym chciała. Wierze, że to stan przejściowy i z każdym dniem będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńNo to, musisz się z nami męczyć:))) Bo jak jeszcze nie cieszy Cię prawdziwe życie, to może w wirtualnym znajdziesz i radość, i ukojenie? Na razie, przecież jesteś w drodze:)
OdpowiedzUsuńWszystkie tak miałyśmy:)
Wirtualni przyjaciele pomogli przetrwać, nie pozwolili zboczyć z obranej drogi, towarzyszyli w wygrzebywaniu się z tego szamba. Byli:) Pomogło:)
Tak, to prawda, dzięki Wam trwam i uciekam do przodu. Wielkie dzieki :)
OdpowiedzUsuńcobycmusi,ja żeby przetrwać i zająć jakoś myśli postanowiłam zrobić coś co mnie ZAWSZE wkurzało, ale siem wstydzem powiedzieć:))))))
OdpowiedzUsuńNo to teraz rozbudziłaś moją ciekawość!!!! Jesli Ci pomogło, to musisz się ze mną tym podzielić, plisssss
OdpowiedzUsuńwstydzem siem jeszcze...:))))
OdpowiedzUsuńno cóż, w takim razie muszę uzbroić się w cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńJa ciagle czytam i zaczynam się zastanawiac, czy to nie stanie się moim uzaleznieniem :/
Milka, no nieładnie, powiedz:))) Bo ie zaśniemy:)))
OdpowiedzUsuńJa też nie zasnę :)
OdpowiedzUsuń:))czytaj czytaj, ja też czytam,no dobra-niech idzie w świat-ale może pomoże.ciężka,mocna,twarda muzyka,tzw,,szarpidruty,,w ostrym stanie złości czy wściekłości które się jeszcze zdarzają włączam i słucham...
OdpowiedzUsuń........................................
i polubiłam...ani nie wracam do złudzeń które były ani nie tęsknię-
uffff....wydusiłam...ale humor lepszy codziennie:)))))
a w Krajewskim się kochałam...
OdpowiedzUsuńja też się leczę muzyką, a słucham róznej i tej ciężkiej tez :)) W ostrej fazie moich emocji najlepiej robi mi jazda samochodem z muzyką na full.
OdpowiedzUsuńOstatnio spodobało mi się to http://www.youtube.com/watch?v=kNdz6PPQy4Y zamówiłam płytę będzie w poniedziałek. Popatrzcie jaki paradoks, ona śpiewa " w kolejny piątek wieczorem.... próbuje stanąć na nogi"...
no i sport-ciężko energię skierować na siebie ale dyscypliny pilnuję:))
OdpowiedzUsuńno i rozpieszczanie się:)))przygotowanie przysmaków tylko dla siebie, raz w tygodniu (jeśli finanse pozwolą) wyjazd za miasto, sama, bez telefonu.w plener, odpocząć.:))
OdpowiedzUsuńWidzicie, kolejny piątek wieczorem - a my stajemy na nogi:)
OdpowiedzUsuńMilka, masz być dobra dla siebie, dbać o siebie, robić sobie choćby malutkie przyjemności, mieć dla siebie czas, pracować efektywnie i umiejętnie wypoczywać:)
Gdzieś czytałam coś takiego: Toje życie jest za krótkie albo za długie żeby przeżyć je byle jak.
I to prawda, święta prawda. Jeśli za długie, to można zamęczyć się bylejakością. Jeśli za krótkie, to naprawdę szkoda go zmarnować na byle co:)
już niebawem będę sobie dogadzać, przede mną wakacje :) najpierw sama, później z dzieciakami, później znowu sama. Z wyjazdem za miasto samej ciężko, maluchy mam pod opieką, sport już niebawem, naprawiam kolano :) Bedzie dobrze, będzie cobycmusi!
OdpowiedzUsuń:))co to mnie jeszcze ZAWSZE wkurzało...wszystko robię na odwrót, niż z nim - np.tankuję do pełna nie w niedzielę tylko w poniedziałek..takie tam terapeutyczne samowolki:))))
OdpowiedzUsuńCo jest z tymi kolanami? Ja walczę już od miesiąca:) Dzisiaj nas (firmowy) cudotwórca okleił mnie drenująco i odciążająco i jest zdecydowanie przyjemniej:)
OdpowiedzUsuńAle jeszcze muszę dużo różnych dziwnych rzeczy zrobić. A na zdjęciu ze szpitala dzisiaj zamiast mojego kolana cudzy mózg i kręgosłup:))) A może mój? Może mam rezerwowy mózg w kolanie? I nie używam:)))
no dobra, to teraz ja powiem o czymś czego się wstydzę :( mam nadzieje, że dacie jakąś mądrą radę. A więc, pomimo, ze zachowuję "brak kontaktu" to jednak nie mogę powstrzymac się przed "sledzeniem" go w necie. Łapie się na tym, ze zaglądam na komunikatorach, czy jest, czy był, co napisał... To jest jak jakis przymus wewnętrzny. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego to robie, zaglądac tam do srodka siebie. I nie wiem., Czy to jeszcze jakaś ostatnia nutka nadziei się we mnie odzywa, czy też moze czeka na jakiś cios poniżej pasa, bo przecież tak "lubie" jak mnie rani... nie wiem :(
OdpowiedzUsuńNiestety, to nie jest "brak kontaktu". Ty cały czas jesteś w kontakcie i nie masz zamiaru przestać. On jest w centrum zainteresowania, realizujesz więc jego, nie swój program. Brak kontaktu oznacza, że nie dzwonisz, nie odbierasz telefonów, nie mailujesz, nie czatujesz, nie wymieniasz SMSów, nie spotykasz się. Ale również: nie chodzisz tam gdzie on bywa, nie jadasz w knajpach, które lubi, nie szukasz go na stronach, portalach, komunikatorach "tylko" po to żeby sprawdzić czy był... A po kiego Ci ta wiedza? Zdrowsza od niej jesteś? Szczęśliwsza? Oszukujesz sama siebie. Odliczanie w akcji "Zero kontaktu" musisz zacząć jeszcze raz. Jak będziesz gotowa.
OdpowiedzUsuńteż tak miałam.Ale któregoś dnia zapytałam się sama siebie-,,chcesz naprawdę wrócić do byle czego? jeśli tak to dzwoń!,,ja na ostro ze sobą..wybór-konsekwencja; kręcenie się w kółko to obłęd, a chciałam wyjść z obłędu.I już mi dzięki Bogu przeszło.niech robi i żyje jak chce.
OdpowiedzUsuńWiesz Katalino, mimo wszystko ulżyło mi, ze to napisałam... to tak jakbym powiedziała "tak jestem uzależniona".
OdpowiedzUsuńpamiętam jeszcze że zmieniłam dzwonki w telefonie...wróciłam niedawno do poprzednich ulubionych gdy poczułam że już ,,nie czekam,,-nabieram zaufania do siebie stopniowo, ale nie poddam się:))
OdpowiedzUsuńWiem:) To nie była "reprymenda" tylko ocena sytuacji:)
OdpowiedzUsuńAle powiedziałaś (napisałaś) to znaczy, ze widzisz problem i chcesz się z nim uporać. Sama musisz przewalczyć to uzależnienie. My będziemy Ci mówić - just do it!
Widzisz po to jest to miejsce, żeby przyglądać się sobie uważniej. A summa summarum efektywniej uciekać:)
Dasz radę, musisz bć silna - tylko i aż tyle:)
Dla mnie to jest niepojęte, jak mozna kogoś/siebie doprowadzić do czegoś takiego...ta toksyna jest tak silna, ze to jest niewyobrazalne. Łatwo nie jest, to muszę przyznać :( chociaż nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
OdpowiedzUsuńWiesz, paliłam przez 30 lat. Można. Można siebie doprowadzić do takiego stanu, że stoisz z petem na mrozie, deszczu, piździejewie okrutnymi skulona z zimna, wiatr Ci hula za koszulą:) A Ty - jarasz, mówisz, że lubisz, a to bzdura - musisz:) Aż przychodzi dzień, którym mówisz - basta cosi, dość. Jestem człowiekiem wolnym, nie muszę tego robić. I przestajesz. I już. Do niepalenia trzeba dorosnąć. Do braku kontaktu również. Jak znienawidzisz siebie za to co robisz - przestaniesz.
OdpowiedzUsuńTak Katalino, dam radę! z takim nastawieniem udaję się na spoczynek, zyczę Wam dobrej nocy :)
OdpowiedzUsuńja myślę że jesteśmy silne i umiemy walczyć tylko zapomniałyśmy...szukałam kiedyś sytuacji w życiu w której musiałam walczyć sama ze sobą, i znalazłam.znów siem wstydzem bo nie szło ,,żyć ze mną,,...nadmierna pedanteria-co ja miałam sama ze sobą...udało się, z pomocą terapeuty, ale pokonałam to. A siła..mamy i siłę, każda przeszła niejedne trudne chwile.
OdpowiedzUsuńTe natręctwa:))) Która z nas ich nie ma? Ja notorycznie wycieram blaty w kuchni. Wszyscy się ze mnie śmieją, że mam "wyślizgane":) To zabawne. Ale można z tym żyć, można nad tym popracować:)
OdpowiedzUsuńPedanteria to jedna z głównych cech tych, które ciągle próbują zasłużyć. Wzor(c)owe gospodynie, panie domu, kucharki, praczki, prasowaczki, kibliczyścicielki... Żeby nikt nie powiedział: niedokładnie, niedobrze, niestarannie... Zamęczyć siebie i bliskich ale nie wypaść z roli. A to tylko przykrywanie deficytów, maskowanie problemów. Fakt, że mając troje dzieci i wielki dom przy takim usposobieniu nie ma czasu na filozofię. Człowiek jest tak urobiony, że pada na twarz i nie myśli - w ogóle. O sobie w szczególności.
:)dokładnie:)) cobycmusi - wstydzem siem znów ale opiszę początki
OdpowiedzUsuń- pamiętam pierwszy krok - zostawić brudny talerzyk na całą noc - świat się nie zawalił, przeżyłam, a rano wody nie brakło...:))
- drugi krok - uświadomić sobie że nic się nie stało dla mnie złego, nie boli, przeżyłam a to znaczy że da się ale trzeba chcieć.itd,itd,itd:))
- dwa dni bez internetu - sprawdziłam, da się
- nie pisać do niego przez cały dzień - sprawdziłam, da się
- nie pisać do niego przez trzy miesiące - sprawdziłam, da się
- nie myśleć o nim przez jeden dzień, sprawdziłam, da się
- nie myśleć o nim przez miesiąc, sprawdziłam, da się
itd,itd,itd - każdy ma swoje tempo i sposoby , nie martw się:))
co mam z tego że już go nie ma w mojej głowie?- dużo. Skupiam się na sobie, poznaję siebie, dostrzegam wady i zalety, poznaję mnóstwo fantastycznych ludzi, wiele ,,dzieje się samo,, - czuję że zaczynam inne lepsze, dobre, bardziej spełnione życie.
A strach ? był...dzisiaj wiem że tylko w mojej głowie.tyle z mojego podwórka:)))
dziekuję Kochane za te wszystkie słowa.
OdpowiedzUsuńJak to mozliwe, że jesteśmy tak do siebie podobne? Ja też leczyłam pedantyzm!!! Boshe, potrafiłam sprzątać nocami, pozostawiony kubek stawał się powodem nieprzespanej nocy.
Powiem tak. Z decyzją odejścia od psychofaga, wiele rzeczy się zmieniło. Bez udziału mojej głowy rzuciłam kawę. Po spakowaniu psychofaga, nastepnego dnia już nie napiłam się kawy, odrzuciło mnie, a piłam 6 kaw dziennie. Myślę, że organizm był już tak zmeczony, ze powiedział kawo PRECZ, ja chcę w końcu zwolnić, odpoczać i wyspać się. Wtedy też odrzuciło mnie od alkoholu, który bywał czasami "usypiaczem" i ukojeniem emocji w gorszych dniach. Wtedy też definitywnie skonczył się mój pedantyzm. Nagle stwierdziłam, ze ja NIC NIE MUSZE. Jedyne co muszę, to zrobic porządek ze swoim wnętrzem.
Ja się tylko boję jednego, że jak kiedyś pojawi się jakiś psychofag na mojej drodze, ten czy inny, to ja zapomne o tym wszytskim i znowu zapomne o SOBIE. Jak widać sledziłam przez te ostatnie dni, więc "to" jest tam jeszcze w środku. Ja ciagle czuję, że mam ściścnięty żołądek i klatkę piersiową, ciagle czuje brak powietrza.
Nie można zrobić jakiegoś resetu, wymienić dysku twardego?
Powiem tak-mnie wystarczy moje dno. Przy tym człowieku doznałam i wielkiej euforii i wielkiego upokorzenia. Zrozumieć, badać, analizować JEGO - już mi się nie chce - widzę tylko z analizy że ich satysfakcjonuje tylko upokorzenie kobiety, wykorzystywanie ludzi do swoich celów, nic więcej.
OdpowiedzUsuńMnie opowieść Veny szarpnęła i wstrząsnęła dość mocno - najważniejsze że SIĘ DA.
Dziś chcę zacząć mój pierwszy dzień bez psychofaga. Zero kontaktu.
OdpowiedzUsuńWiem, że SIE DA.
Nie takie rzeczy w życiu osiagałam.
Nie chcę znowu być na dnie.
Dziś chcę zacząć NOWE ŻYCIE.
Kochane, dopóki nie powrócicie do chorobliwego sprzątania (też tak miałam, jeszcze ma wraca, ale jest lepiej). chyba możecie być spokojne. Znacie "system wczesnego ostrzegania" - słuchajcie swojego wnętrza:)
OdpowiedzUsuńMój organizm zrezygnował z palenia po rozwodzie - to był dowód na ewidentne zerwanie z przeszłością. Tamto życie papierochami stało. One były najważniejsze. Chyba były ZAMIAST:)
Jakiś czas temu znalazłam, nie wiem gdzie, może tu, może w jakiejś książce, takie stwierdzenie:
OdpowiedzUsuń"Żeby wyjść z uzależnienia, trzeba poradzić sobie z emocjami, które pchnęły nas w to uzależnienie i tyle."
Ja czasami o tym zapominam i zaczynam wtedy robić rzeczy, których się później wstydzę. Wtedy te emocje znowu biorą górę.
Dogłebna analiza, to coś co jest niezbędne w procesie zdrowienia, ale nie raz, ani nie dwa, tylko pewnie jeszcze przez długi czas i za każdym razem, kiedy zaczyna się myśleć o przedmiocie uzależnienia.
Dziś śledzenia nie będzie. Ten strach, ze on o mnie nie zawalczy, że już go nie będzie, że znowu zostanę sama, że znowu muszę liczyć tylko na siebie i mnóstwo jeszcze innych "że"... ten strach nie będzie żył moim zyciem, bo ja chcę nim żyć!
Przypominajcie mi to za każdym razem, kiedy znowu złapie dolinę :)
Mysle, ze jest jeszcze jeden aspekt, ktoremu moglabys sie przyjrzec. KONTROLA.Dzieci z rodzin dysfunkcyjnych wyrabiaja sobie ten mechanizm na skutek roznych deficytow, jako forme obrony, zabezpieczenia przed nastepnym zlym zachowaniem rodzica oraz regulowaniem strachu, powielajac go w pozniejszym zyciu. Zastanow sie czy w Twoim sledzeniu go po czatach, dalszym zainteresowaniu jego osoba, chec posiadania kontroli nad tym co on robi nie jest napedem tych zachowan?
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest. Ja rozpoznaje te wszystkie mechanizmy. Jednak nie potrafie jeszcze nad tym wszystkim tak do końca zapanować. Chodzę na terapie, czytam, analizuję, jednak tak od razu to wszytsko nie mija. Każdy tutaj komentarz, a szczególnie w mojej sprawie dodaje mi siły, aby coraz bardziej panować nad sytuacją.
OdpowiedzUsuńcobycmusi:)poszukam książki która mnie pomogła zrozumieć i pozbyć się,,czekania,,na telefon,na jego zainteresowanie itp.- poszukam ale to potrwa troszkę bo mam sporo pozycji różnych w pdf;
OdpowiedzUsuńmoje marzenia i cele na najbliższe miesiące - złapać równowagę wewnętrzną, spokój, nie stwarzać sztucznych problemów by potem nie biegać z każdym ała do terapeuty, pilnować swojego rozwoju, rozwiązywać problemy, żyć własnym życiem i rozpieszczać się:)))
uciekam:)) nowe duszyczki, ujawniać się:)))))
Cobycmusi, daj sobie troche kredytu. Nie wszystko naraz. Fakt, ze jestes swiadoma tego to jest juz naprawde BARDZO DUZO.Idziesz we wlasciwym kierunku a to najwazniejsze:)Zycia, ktorym sie zylo przez -dziesci lat nie da zmienic sie w tydzien. Wracajac do kontroli. Moze to Ci pomoze. NIE MAMY KONTROLI NAD INNYMI OSOBAMI, ANI NAD ICH DZIALANIEM. Jesli gosc sam podejmuje decyzje, ze bedzie nas sznowal i dobrze traktowal to swietnie, jesli bedzie sie zachowywal jak gniot to nie przechodzimy samych siebie w dogadzaniu mu i zaslugiwaniu na lepsze traktowanie (co jest proba kontrolowania jego zachowania), tylko mowimy 'nara' i pokazujemy drzwi.Ale mysle , ze ta lekcje juz odrobilas:)
OdpowiedzUsuńMilka - będę wdzieczna za ksiązkę :) ewentualnie podaj jaka to pozycja moze ją wygoogluje.
OdpowiedzUsuńDot - masz słuszną rację i cieszę się, że ta lekcje już odrobiłam.
To fakt, cały czas dogadzałam, dostosowywałam, na wszelkie (niekoniecznie korzystne dla mnie) sposoby próbowałam zapanować nad sytuacja. Wiem, że to była próba kontroli.
I z całego serca pragnę, aby się to nie powtórzyło.
Cele wyznaczam - zaczynam od tych małych. Jutro założę zielnik, to sprawi mi przyjemność i pojadę kupić rower :) czy to znaczy, że zaczynam się rozpieszczać? :)))
:)))))cierpliwości jeszcze bo o tytuł mi właśnie chodzi-w poobijanej głowie na początku pamięć trochę zawodzi, ale szukam. Ogródek też mam pod oknem, wprowadziłam się i były chaszcze pod parapet..opanowałam i dobra też terapia na pobycie samemu ze swoimi myślami:))ale dobrymi - jestem mądra i wartościowa, tak masz myśleć o sobie i wierzyć w to.
OdpowiedzUsuńJa mam dzisiaj ciężki dzień bo los wystawia na próbę i weryfikuje - ale daję radę:)))
Milko Kochana, to witaj w klubie, ja też dzisiaj wystawiana jestem na próbę, ale nie odpisuję i ani razu dziś nie śledziłam :)
OdpowiedzUsuńWłasnie rozmawiałam z koleżanką, żaliła się jak jej źle, też żyje z psychofagiem. I jak ona mi opowiada, to myślę, jaka GUPIA i ze ja dawno bym to skonczyła. A jednak.... dziś 22 dzień "prawie ciszy" a ja czuję ból prawie fizyczny. Biją się ze sobą te dwie we mnie: jedna rozsądna, która jest świadoma szkód, których doznała, a druga ta, która ciągnie mimo wszytsko do tego jak lep na muchy.
Na razie trwam i zamierzam trwac dalej.
Za Ciebie Milko trzymam kciuki, nie daj się, pamietaj o tym co mi mówisz, Twoja równowaga i spokój, zadowolenie z zycia jest najwazniejsze.
:))sierżant śledczy:))))ale Twój wybór i Twoje decyzje, wiesz lepiej co dla Ciebie dobre, czego oczekujesz, kiedy jesteś szczęśliwa,nie wtrącam się:));zdrowy związek sam z nieba nie spadnie.
OdpowiedzUsuńja miałam podwójną ofensywę bo i mamusia nie odpuszcza-ale nic nie wskórali:))
rzeczowe argumenty przedstawiłam, niech myślą - czyny nie słowa...:)
spokojnego wieczoru wszystkim!!:))
p.s.u Katalinki na pewno jest pyszny tort...pozazdrościłam i sama sobie też zrobiłam:)))
OdpowiedzUsuńTort - nie. Zrobiłam tartę z borówkami i malinami:))) Była... niezła:)))
OdpowiedzUsuńGoście już poszli, mam wieczór dla siebie:). Znaczy jestem:) Obecna:)
Z małym ginem z małym tonikiem:) Mój ulubiony:) Z limonką i lodem - bajka:)
Katalino, ja też na posterunku :)
OdpowiedzUsuńA ja małe piwko. Dziś małe rozpieszczanie, trzeba się zająć pazurkami.
Melduję, że śledzenia nie było i Milko musze potwierdzić DA SIĘ.
Powiem Wam coś jeszcze. Przeglądnełam się dzisiaj w lustrze. To mi dało do myslenia. Kolezanka potrzebowała wsparcia, bo już nie daje rady w związku z psy... . Opowiadała, a ja myslałam: przecież ja też tak miałam, jej współczuje, a sobie?
Cisnienie i ból w sobie zelżał.
Milko, dziękuję Kochana:) Teraz to wydawnictwo na urodziny wolontariuszce raczej - ja już jestem wolna jak ptak.
OdpowiedzUsuńChłodno, bez emocji podarowałam jej psychofaga, może Ty dołożysz "Instrukcję obsługi"?:))))
Ja mam teraz inny świat i to chciałabym przekazać.
Tak było - jak piszesz Ty, Cobycmusi, inne dziewczyny. Ale to historia, lata świetlne za mną:) Chcę żebyście wiedziały, że to minie, że odejdzie, że będzie mglistym wspomnieniem.
Milko, podeslij mi proszę również, znowu rozbudziłas moją ciekawość :)
OdpowiedzUsuńjak jestem zalogowana to chyba z profilu można wysłać maila, tak mi się wydaje.
A tytuł książki znalazłaś?
:))szczerze mówiąc cieszę się, bo te dreszcze i mnie już niepotrzebne, obłęd a wychodzimy z obłędu, szczególnie tutaj.Ale dzień ,,pod napięciem,,:)))
OdpowiedzUsuńOpowiadaj, prezenty były???
nie znalazłam jeszcze, 118 pozycji mam przez te trzy miesiące, w tej tematyce tylko, i jak widać parę różnych ,,dreszczowców,,:)) do niektórych książek jeszcze wracam, bo w miarę pisania, nazywania problemów, wyłażą z zakamarków jeszcze przeróżne migawki-a chcę poznać i swoje reakcje i czasem jedno przeczytane zdanie odblokowuje myśli i idę dalej, już wolna
OdpowiedzUsuńa podeslesz noatkę, o kótrej pisałas powyżej?
OdpowiedzUsuńodkopę z archiwum
OdpowiedzUsuńTak, były:) Ale nie powiem jakie:)
OdpowiedzUsuńCiągle nie mogę oduczyć rodziny od celebrowania tego coraz bardziej upokarzającego święta:) Dziesięcioletnia córcia mojej siostry pyta: "Mamo, a ile lat ma ciocia?" siostra pytająco do mnie: "ILE?"
Coraz więcej, niestety coraz więcej. Ale coraz bardziej mi się podobają te moje lata, moje życie, wszystko:)))
Dojrzewamy, a to cudowne. 30tka była dla mnie koszmarem, ale teraz inaczej patrzę na te kolejne urodziny - :)))mimo wszystko:))
OdpowiedzUsuńWrrrróć...łał, spokojnie przyjmuję to na co nie mam wpływu, bez ,,dręczenia tematu,,:)))))normalnieję..
OdpowiedzUsuńufff - kolejny poziom przepracowany:))ależ siem lubiem dzisiaj
I dobrze, trzeba się lubić:) Wtedy inni też będą.
OdpowiedzUsuńMilko, slyszalam, ze rozdajesz jakies psychofagowe 15-minutowki:) Ja tez chetnie poczytam. Zobaczymy jaka reakcje to u mnie wywola.
OdpowiedzUsuńDot, szukam , ale usuń tego posta, bo chyba mi się wydaje że błąd zrobiłam :))
OdpowiedzUsuńNic sie nie boj.Dorosle jestesmy. Wiemy co robimy. Niby:))
OdpowiedzUsuńok.nie ma co chować głowy w piasek , ale widzisz, napięty trudny dzień i reaguję impulsywnie:)))) nad cierpliwością muszę popracować.koniecznie
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńcobycmusi jesteś ?
OdpowiedzUsuńRozumiem, nie ganie ani nie poganiam:) Trudny dzien masz juz prawie za soba.Poradzilas sobie z atakiem i to jest najwazniejsze. Swoja droga 118 pozycji tematycznych na komputerze sa godne podziwu.:)
OdpowiedzUsuńchyba głupoty:))ale jedna pozycja napędza inne , Dot odpisz mi na priv
OdpowiedzUsuńTak,jestem. Czytam własnie "Powrót do swego wewnętrznego domu" :)
OdpowiedzUsuńMilka, nie moge Cie znalezc w 'Czlonkach' albo slepa jestem
OdpowiedzUsuńprzez Dot Ci prześlę, znalazłam, oby pomogło.:))twarde jesteśmy ale tematu nie podejmuję dalej - nie chce mi się już tracić energii na niego:)))szkoda czasu DOBREGO już :))
OdpowiedzUsuńWysyłam maila na ten adres z prośbą o podesłanie również i dla mnie :)
OdpowiedzUsuńcobycmusi - dla Ciebie piszę teraz, dużo mnie kosztuje, muszę przyznać. Ale, gdy płaczemy , chcemy żeby nas ktoś przytulił, powiedział dobre słowo. Czasami jesteśmy już na tyle silni że umiemy płakać w samotności:)
OdpowiedzUsuńBałam się w pewnym momencie tej ucieczki - żeby nie stracić SIEBIE - nie wiem, może troszkę tej dziecięcej naiwności która jest we mnie i którą lubię; wrażliwości, na innego człowieka, na swoje uczucia i odczucia, na lubię-nie lubię; poczucia humoru.
Ten stan już PO - ze wszystkimi uczuciami złości, bólu, wstydu, upokorzenia, ale i wielkiej walki, analizy, pochylenia się nad tym, i wychwycenia momentu akceptacji..Czy to jest wreszcie uczucie wybaczenia sobie? Nie wiem jeszcze ale każdy poczuje to sam, w środku:)
Jesteśmy ludźmi, mamy uczucia i odczuwamy, tego nie wolno zatracić.
Dot, wczorajsze Twoje zdanie utwierdziło mnie w przekonaniu że dwutorowo się nie da iść, że podjęłam słuszną decyzję. - dziękuję, jesteś mądrą kobietą.
dobrego dnia wszystkim:))
Witaj Milko :) i cała reszta :)
OdpowiedzUsuńwłasnie wróciłam, nie było mnie, bo spędzałam CUDOWNY DZIEŃ!!!! łłłaaaaaaaaa, to był piekny dzień, smiałam się, bawiłam, było fantastycznie. I wiesz, nie potrzebowałam do tego nikogo. Tylko ja i dzieciaki, spkkojnie bez pośmiechu, bez stresu, bez focha, bez gniewu, bez strachu. Niezaplanowany, spontaniczny fajny dzień, lody, pizza, plac zabaw, gokarty, kolejka, kupilismy rowery, dzieciaki całą powrotną drogę jechały w kasakch rowerowych ::, niby nic, ale siedziały wtedy w samochodzie, więc strasznie mnie to rozbawiło :))))))
A u mnie się coś zmieniło. Od piątku, od momentu, kiedy się tu przyznałam, ze śledzę, kiedy powiedziałyście co o tym myslicie, wszytsko sie zmieniło. Przestałam już sledzić, nie myślę o nim, nie interesuje mnie. Od wczoraj mam atak telefoniczno-smsowo-mailowy, a wiecie co ja na to? ZERO KONTAKTU. Jakoś przestało na mnie działać to wszystko. Już nie wierzę w te piekne słowa, a kooooooocha nad zycie, żyć nie potrafi. Buuuuu jak mi przykro. JA NIE KOCHAM i tyle.
Z każdą chwilą w stanie ZERO KONTAKTU czuję sie silniejsza. Jestem gotowa na chwile, kiedy będę znowu na dole, ale dziś cieszę się tym stanem, który jest. JEST MI DOBRZE :) bardzo dobrze. Wiem, ze przede mną życie, do którego ja napiszę scenariusz, a że jestem kreatywna, to to będzie naprawdę fajne życie.
I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Odkąd go nie ma, a szczególnie ten weekend, kiedy już nie patrze czy jest, czy był co robi, co mysli, od tej chwili mam niesamowity kontakt z dzieciakami. Nie widzę ich już "przez mgłę". Widzę je bardzo wyraźnie i myślę, a nawet wiem, że bardzo im mnie brakowało. Przez cały weekend nie dały mi ani jednego powodu, aby się na nie zezłościć, pogniewać, nagle znikneły problemy z jedzieniem, były dokładki, do tego mnóstwo przytulania, mnóstwo miłych słów, słów, które czasami powodowały łezkę wzruszenia w oku.
OdpowiedzUsuńWarto być sobą, dla siebie, ale też dla tych, których kochamy najbardziej, DLA NASZYCH DZIECI.
No, Kochana, potrzebowałaś reprymendy:))) U nas - no problem, mówisz - masz:)))
OdpowiedzUsuńWidzisz (widzicie)? Samo wyartykułowanie problemu, nazwanie go po imieniu, napisanie i przeczytanie swoich słów, pomaga w znalezieniu rozwiązania. Bo, przecież wszystkie odpowiedzi znasz, tylko nie chcesz się przyznać do tego, czasami....
Gratuluję Ci pięknego dnia i dzieciom, że miały dzisiaj fajną szczęśliwą mamę. Dlatego w tych kaskach jechały, bo były beztroskie i szczęśliwe:)))
:)))))))))cobycmusi - bo Ci wyślę tekst coś o uwodzeniu na nasz słuch czy jakoś tam:))))))) czytałaś wczoraj - do mnie pisze a w łóżku z tą z pociągu:))))))))))
OdpowiedzUsuńno.
cobycmusi, dla takich chwil warto żyć, nieprawdaż? :)))
OdpowiedzUsuńTo ja opowiem o moim przedwczorajszym wieczorze. Ja mam już dorosłe dzieci, ale jeszcze "na stanie".
Przedwczoraj zrobiliśmy sobie we troje ognisko. Padał deszcz, więc siedzieliśmy na ogrodowych krzesłach z parasolkami. Syn grał na gitarze, wszyscy śpiewaliśmy, choć nie umiemy, ale lubimy :)))
Piliśmy piwko i piekliśmy kiełbaski. Obok leżały sobie nasze dwa psy.
Tak niepostrzeżenie minęło prawie 5 godzin.
Poszliśmy spać w doskonałych humorach.
Do szczęścia wcale nie trzeba tak wiele.
noooo, w to nie wątpie :)))))
OdpowiedzUsuńjakbym chciała wrzucić tu tego maila od niego, to musiałybysmy zakładkę załozyć, bo prawie tak długi jak opowieść Kataliny :))))) Mógłby pół stolicy miłością obdarowac, tyle jest jej w tym mailu, a ja ciagle mam przed oczyma pewną scenę z ostatniego dnia kiedy go widziałam, kiedy serce mi pękło. I tego uczucia się trzymam, kiedy widzę jego wyznania miłosne. Żadne uniesienie nie jest warte tego bólu. To wiem!
cobycmusi kochana, jak się już wymieniamy własnymi doświadczeniami szczerze to i ja mam opowiastkę miłosną :)) unikam tego tematu bo już dostaję odczynów alergicznych na NIEGO, ale prawda taka że pisze - rzadko na szczęście ale dokładnie wie w który czuły punkt trafić (czytają w nas jak otwartą książkę prawda ? ) . że to haremowy logistyk każda wie , będzie trochę skomplikowanie ale spróbuję to ogarnąć własnymi słowami:)) parę miesięcy temu długoletniej partnerce obiecał że pójdzie na terapię bo tylko ją kocha a romanse mu nie w głowie już - stan aktualny wygląda tak : chodził aż miło było patrzeć, w międzyczasie już nakręcał aktualną swoją ofiarę, był w kontakcie z poprzedniczkami, i akurat wczoraj mu się przypomniało że to ja byłam ta naj. itp,itd.
OdpowiedzUsuńJak się nagle jedna o drugiej dowie to znaczy , że znów się biedak ZAGUBIŁ (50 lat chłopina ma). Ja decyzję podjęłam dawno i się jej trzymam - nie reaguję, nie analizuję , nie odpisuję bo wierzę że kiedyś mu się znudzi.
ufff :))))
Milko, tak wnioskuje, ze Ty juz jesteś dalej w uciekaniu niż ja. Ja mam ciszę taką ewidentną od 3 dni, a rozstanie było prawie miesiąc temu. Własnie mam skumulowany atak z jego strony. Codziennie maile, smsy, telefony. Generalnie idzie w takim kierunku: "cza aby napewno mam o Was zapomnieć?", "strasznie Cię kocham, chcę byc z Tobą, to jedyna rzecz, o której marzę, ALE... jest i ale... ale pomimo tego, że marzę tylko o Tobie, to wiem, że zycie jest takie, że jak nie Ty to inna" (bynajmniej chłopak się z tym nie kryje i jest szczery). Teraz już, kiedy umysł się oczyscił widzę, że to są manipulacje. Kurcze, ja wczesniej dawałam się na to nabierać!!!! Ale lepiej późni niż wcale :)
OdpowiedzUsuńPostaram się opisac swoją historie. Zaczęłam już nawet.
Acha i jeszcze jedno. Dowiedziałam się, że wszysyc terapeuci, wszytskie te mądre ksiazki to GNIOTY. Bo nikt z tych ludzi nie zna życia, przelewają tylko teorie na papier, on ma doświadzcenie i on wie najlepiej, mam nie czytać, nie wierzyć, iść za głosem serca! To jego rada :) hahahahahhhaha
cobycmusi . ,,tylko się pospiesz bo jak nie Ty to inna...,, to stara śpiewka. Musiałabym książkę napisać o NIM a tego mi się nie chce , po prostu. Oni mają ŚWIADOMOŚĆ SWOICH CZYNÓW. i tyle .
OdpowiedzUsuńJa się zajęłąm teraz moją mamą. Bo tylko dlatego że mnie urodziła, wycierała pupkę i karmiła należy się jej szacunek - że nie odeszła wcześniej, że taki los nie inny miałam, że to i tamto - zamykam ten rozdział, kocham ją i jest moją mamą i to jej dzisiaj powiem, przytulę i dalej już będziemy pracować na szczęśliwe i dobre tylko chwile.
Bez filozofii i psychologii - czas czasowi trzeba dać i kochać:))
Tak, tak :) "jest własnie na drodze pomiędzy jednym związkiem, a drugim, więc musze się spieszyć, bo jeszcze mam szanse" hahahhha
OdpowiedzUsuńRacja, gadać się o NICH już nie chcę, mi coraz mniej.
Własnie się zastanawiałam, czy mają świadomość swoich czynów. Bo jesli tak, to są potworami. Nikt normalny nie jest tak okrutny dla drugiego człowieka.
Ja też zajęłam się swoją mamą. Musiałam od niej odejść tak jak od niego. To druga toksyczna osoba w moim zyciu i dzieki, której jestem w tej doopie. Nie kocham jej, bo ona nie chce pracować. Zamiata wszytsko pod dywan i udaje, że nie ma problemu. A co nagorsze nadal próbuje mna manipulować. Terapia pozwolia mi w końcu to dostrzec.
cobycmusi. mają i już. udowodnione i prawnie i psychologicznie. odkopię to Ci wyślę:))))
OdpowiedzUsuńdruga rzecz ( z własnego podwórka tylko) - jest na nich jeden sposób - nienawidzą ludzi szczęśliwych, mających swoje zdanie i swoje szczęśliwe chwile. zazdroszczą . przekonałam się o tym gdy poznałam jego byłą żonę. wtedy tak naprawdę postanowiłam uciekać. Jest to dość znana rodzina lekarzy i nauczycieli - od pokoleń.
Prawdziwa diamentowa kobieta - ma swoje zdanie, swoje życie prywatne i zawodowe, swoje pasje, wycieczki, kwiatki i szmatki - i nikogo temu do tego. I to nie zimna suka jest na niego batem..I tu z obserwacji moje takie wnioski nie inne.
Gdy popatrzyłam na nią, na siebie, na byłe i aktualne to mnie oświeciło. My już wraki ciągle myślące jak by go tu w końcu zadowolić, czy zadzwoni, czy terapia mu pomoże, czy SIĘ ZMIENI???? czy to i tamto ... Mają wspólne dzieci ...ale on je tylko ma , gdy mówi o nich. To ona je wychowała, wychowuje, wspiera i kocha . I to widać. On baaaardzo dużo mówi o uczuciach, nawet je na buzi umie pokazać ale nic nie odczujesz Ty.
Czas, swoje życie, do szczęścia nie trzeba wiele. :)))