CZYJA WINA?
Pyta Sąd: czyja to wina?
Niczyja Wysoki Sądzie, niczyja. Ja nie mogłam dłużej być z ni – takim, on nie umiał, nie chciał zmienić się w nie takiego.
Oczywiście, że mogłam wnieść o rozwód z orzekaniem o winie, pozbawiłoby go to narzędzi, którymi teraz próbuje manipulować. Tylko czy warto byłoby?
Gdybym chciała załatwić to sprawiedliwie Wysoki Sądzie, to mam 3 do 4 lat regularnej wojny. Po co mi to?
Bo mogę dostać 2/3 domu, a nie pół? Połowa wystarczy. Jest moja i już, należy się jak psu miska – bez łaski i (co gorsze) bez ciągania się za włosy na forum publicznym.
Przyznam, że to kontrowersyjny temat - ta wina/nie wina.
OdpowiedzUsuńMoim osobistym zdaniem pomijając naprawdę drastyczne sytuacje i konieczność udowodnienia winy, to w pozostałych przypadkach nie warto. Bo tak naprawdę - ta CHĘĆ udowodnienia winy oznacza, ze jakieś emocje do exa się jeszcze kotłują.
A jak ktoś tak jak my, Katalino, już bez emocji i tylko o uwolnieniu się marzący - w dupie ma winę. Byle szybciej się uwolnić, zanim zacznie utrudniać, zanim znów "pokocha".
Nam się na szczęście udało - Tobie szybciej, mnie bardziej nerwowo. I nie żałuję, bo akurat zdanie sądu w tej sprawie mało mnie interesuje. Wystarczy, że to JA się rozwiodłam. :P
Tak, jeszcze żeby można było zmienić adres...
OdpowiedzUsuńMarzenie nie do zrealizowania: alimenty w terminie, w zadeklarowanej kwocie i spokój. Żyć nie umierać.