UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

sobota, 30 czerwca 2012

DROGA DO SIEBIE #12

"Mogeny"
Stało się tak, w końcu stało się tak, że moich myśli nie zaprząta w głównej mierze przeszłość. Jest dużo sytuacji, rzeczy, miejsc, które przywołują flashbacki, ale potrafię już sobie szybko z tymi sytuacjami radzić i skierować swoje myśli na to co aktualnie dzieje się w moim życiu. A trochę się dzieje. Dużo pracuję, trochę czytam - mniej niż na początku drogi, ale wciąż znajduję nowe pozycje warte uwagi, rozwiązuję problemy, bo jak w zwykle w życiu takie się pojawiają, planuję, realizuję - po prostu żyję... Naprawdę moje życie i ja sama w nim stałam się dla siebie najważniejsza. Czuję się silniejsza i pewniejsza. Stopniowo osiągam poziom równowagi, mniej rzeczy mnie dotyka, potrafię się zdystansować. Okazało się, że potrafię funkcjonować całkiem nieźle nie przylepiona do faceta i być przy tym zadowolona.

piątek, 29 czerwca 2012

DZISIAJ WYNIKI:)
Matury - oczywiście
Mam nadzieję, że WSZYSTKIE mamy są równie szczęśliwe jak ja:)

środa, 27 czerwca 2012

WĄTPIĄCYM:
http://www.facebook.com/photo.php?fbid=465562860121924&set=a.132437303434483.21717.131603483517865&type=1&theater

DO STOSOWANIA :)))

sobota, 23 czerwca 2012

TROSZKĘ DZISIAJ U NAS  MAŁO ENERGETYCZNIE:)

Ale wczoraj się deko naładowałyśmy, dzisiaj lekki przestój. Ale, żeby nie było podrzucam słowa kluczowe na dzisiaj:
FACECI NA PORTALACH RANDKOWYCH QUASIMODO:)))
Drugie jest "słabiutkie": GADZI MÓZG

Kto szuka, ten znajduje. Kto szuka Qasimodo, ten znajduje - NAS:))) To piękne bardzo i budujące:)))
Jak nas znajdujesz poszukujący?

poniedziałek, 18 czerwca 2012

DROGA DO SIEBIE #11


Cała moja droga do siebie to nauka, nauka, praca, praca i jeszcze raz nauka i praca. Ciężko było, chwilami bardzo ciężko, łzy, nieprzespane noce, setki zapisanych kartek i setki napisanych postów na forum, tysiące przeczytanych stron w książkach i w Internecie, ból głowy, ból pleców ze stresu. Och, ale i piękne chwile odkryć, małych i większych sukcesów, i to co najbardziej cieszyło – powstawanie z kolan, nabieranie własnej wartości, odbudowywanie siebie, a właściwie budowanie na nowo i obserwowanie jak staję się inną kobietą, innym człowiekiem. Ten proces trwa, są gorsze dni, bywają zwątpienia, życie przynosi różne, nie zawsze wspaniałe niespodzianki, ale jest coś co sprawia, że nie czuję się już jak dziecko we mgle – świadomość. Świadomość, nieporównywalna z tą którą posiadałam przed TIRem, a którą staram się ciągle podnosić i ugruntowywać. Dziś i w kolejnym odcinku będzie właśnie o tej świadomości

Czytaj dalej w mojej zakładce Droga do siebie

niedziela, 17 czerwca 2012

MILKA

 Swoją historią dzieli się Milka.

Uświadomiłam sobie, że nie tylko narobiłam mnóstwa złych rzeczy w życiu, to kołata mi się za uszami jeszcze jedno określenie – ignorancja.
Obłuda, okłamywanie samej siebie i życie w kłamstwie.

Nie da się na skróty, trzeba od początku.

Nie będę się rozpisywać o uczuciach i odczuciach dziecka w rodzinie alkoholika.
Chcę opisać różne sytuacje które pamiętam, które potem albo miały wpływ na moje postępowanie albo służyły jako wymówki - tego nie wiem, a szukam odpowiedzi na pytanie, CO takiego MIAŁO WPŁYW na to, że wpakowałam się w zdradę i dałam namówić na romans.


1.Ja i mój ojciec.
Wspominałam już że pijak i tłukł matkę codziennie. Odkąd pamiętam byłam kochaną córeczką tatusia, ale nie jak to w normalnych domach bywa.."tych pań" naoglądałam się z tatusiem w łóżku do czasu aż nie poszłam do "zerówki". Wszędzie mnie zabierał ze sobą – do pracy, jeździł "w trasy" wtedy na dzień lub dwa zostawiał mnie u babci-jego matki- wracał po mnie i wracaliśmy do domu. Jak jeździł "na miejscu", to po pracy brał mnie za rękę i "w tango" do kolegów na flaszkę, do "tych pań" - ja bawiłam się zawsze z którąś z koleżanek "tych pań", gdy on mówiąc wprost zdradzał moją matkę. Zawsze, codziennie, dostawałam pieniążka z nakazem - "nie mów matce gdzie byliśmy". I tak było do czasu aż chyba zaczęłam coś mówić jednak, bo któregoś dnia wpakowała mnie do taksówki i kazała pokazać gdzie z tatusiem jeździmy.
Tak się zastanawiam dzisiaj nad tą sytuacją. Jak można własne malutkie dziecko wciągać w takie gówno??? Wtedy miałam może 3 ,4 latka, dziś mam 34 lata i pamiętam.
Druga sprawa – czy to miało wpływ na moje późniejsze życie? Czy będzie miało jakiś wpływ na COŚ za 10,15 lat ??
Dalej- jestem już starsza i chodzę do szkoły – już nie jestem kochaną córunią, zaczynam nagle i ciągle coś chcieć –tato, daj mi pieniążka na loda, na książkę, na zeszyt, to tamto… Jedyne co pamiętam jako odpowiedź ojca to "MATKĘ MACIE" - ciągle, codziennie, potem już wiecznie pijanego i coraz bardziej agresywnego.
Kolejna sprawa którą pamiętam jakby wczoraj się to stało. Jestem już "duża", będę kończyć podstawówkę. Wiedziałam że chcę zostać bibliotekarką –  pokochałam czytanie i książki od pierwszej klasy, udzielałam się w bibliotece szkolnej, dostawałam nagrody, z języka polskiego miałam same piątki, dyktanda były moją rozrywką, szkoła zgłosiła mnie na olimpiadę z tego przedmiotu…I tu zaczął się mój dramat…JAK powiedzieć w domu że CHCĘ jechać do Krakowa. Bo tam jest najbliższe liceum poligraficzno-księgarskie. A ja lubię i chciałabym… Afera wybuchła najpierw  A SKĄD wiesz że tylko 7 takich szkół jest w kraju..!!! Pokazałam list, który napisałam do miesięcznika JESTEM. Tak właśnie  było.
Do gazety, nikt z dorosłych nie zauważył, że 15latka umie i chce…eh.
Zostało mi wykrzyczane w oczy, że NIGDZIE nie pojadę, WIELKA UCZONA nagle chcę być, do zawodówki i na kucharza się uczyć, a nie bibliotekarką mi SIĘ ZACHCIAŁO!!!!!!!

Wtedy, tak myślę, umarła we mnie jakaś wrażliwość, chęć starania się i "bicia o swoje".

2.Ja i moja matka.
Wiecznie poobijana, płacząca.  Pamiętam jak byłyśmy małe to zabierała nas i biegała za ojcem. Szukała go. Pił, bił, a ona jeździła i szukała. Znajdował się, a jakże. Z kochanką w łóżku, widziałyśmy to z siostrą średnio 2 , 3 razy w tygodniu. Wyskakiwał z łóżka i od razu, do bicia. I wracałyśmy do domu. I tak 2, 3 lata, codziennie. Koszmarne  wspomnienia.   Prosiłyśmy z siostrą tysiące razy – rozwiedź się, mamy już dość awantur, patrzenia na całe to gówno. 
Rozwiodła się, ale dalej mieszkał z nami. Któregoś dnia nie wytrzymałam, uciekłam z domu. Po tygodniu znalazła mnie siostra, wróciłam, a on się wyprowadził.
Zaczęły się problemy z "głową", psychiatra, szpital psychiatryczny, marna renta. Zwariowała. Tak wtedy mówiłyśmy. Strasznie wrzeszczała, wyzywała, nie wiadomo kogo…Codziennie. Nawet jak wychodziła z domu.. straszny widok- obłąkany wzrok, wrzeszcząca – wy kurwy, prostytutki, hitlerowiec! Te trzy słowa, w dzień, w  nocy.. Co robić ? Poszłam do pracy (miałam 17 lat, jeszcze się uczyłam), gdy wyłączyli nam prąd. Pojechałam do rodziny, tej najbliższej, po pomoc. Co JA MAM ZROBIĆ ???  Babcia i ciotki od strony ojca - ojeju, jak to, wszyscy źli, tylko nie synuś.
Pojechałam do ciotki, siostry mamy. Ojeju, jak to się nie wykształciłam, a w wielkim mieście mieszkam, szukaj męża lepiej. Pojechałam do rodzeństwa ciotecznego. No cóż, ciocia tak jak matka moja, mąż pijak ale co ludzie powiedzą? Poza tym ślub kościelny to świętość i basta. Siostry cioteczne identycznie, co z tego, że pije i bije je mąż? TO NORMALNE.  A JA CZEGO SZUKAM ? NIE NADAJĘ SIĘ W "LEPSZE SFERY", bo z takiego domu, to co ja sobie wyobrażam? Że jestem lepsza? na niepijaka zasługuję ??

Tyle aż dobrych rad usłyszałam. Wróciłam do domu, znalazłam psychiatrę, matka nafaszerowana lekami trochę spokojniejsza była.
Wyjechałam za granicę, do pracy. Wysyłałam pieniądze do domu. To był dla mnie dobry czas, SPOKÓJ jakiś pomału wkradał się nieśmiało w myśli. Dzisiaj nasuwa mi się określenie – ODRĘTWIENIE. Parę lat tak jeździłam, trochę w domu, trochę we Włoszech. Czas mijał.

3. Nadzieja i Ten Właściwy.
Tak. Poznałam kogoś naprawdę wspaniałego i "normalnego". Wiedział o mnie wszystko. TO razem, było jakieś inne, spokojne, normalne, bez przesadnych motyli i serenad - nie jak w książkach i na filmach… Bardziej psyche niż eros… uwierzyłam, że się da. I dzidzia w drodze...
Nagle wypadek, pogrzeby, ból, rozpacz.


Pamiętam wycie, nie płacz, ale moje wycie. Jak postrzelone zwierzę.  Dlaczego dziecko umiera? Dlaczego DOBRY człowiek umiera a ten zły żyje??....Tak, te pytania. Tydzień później cała Polska płacze i wstrzymuje oddech. Nasz Papież nie żyje. Pamiętam wtedy jak tak płakałam nad moim nieżyjącym dzieckiem i patrzyłam na Ten pogrzeb. Coś się w tym dniu wydarzyło… posłuchałam. Zaakceptowałam ten stan rzeczy.
Nie chcę opisywać, a może powinnam ? Mój płacz, rozpacz, żałoba, pamięć nie mija. Jest to dziwne uczucie, trudne do opisania. Niby żyję dalej, oddycham, prowadzę samochód…
  Ale tamto to jakby druga ja - inna dusza. Nie znam jej dzisiaj.

Los mi zagrał na nosie. Tak myślałam. W jakiś rok później poddałam się. Wróciło jak film - nie zasłużyłam na inne życie, z takiego domu, po co komuś normalnemu wartościowemu taka ja ?? Zaczęło się – takie branie tego co przyniesie dzień, bez walki o lepsze jutro i lepszą siebie. Lawina ruszyła. Tak to odbieram dzisiaj.

Poznałam mojego męża. Jak to się mówi dzisiaj, dobry człowiek, tylko pije. Ale nie tak jak inni, nie codziennie, nie bije, nie krzyczy, pracuje, dorabiamy się przecież, CZEGO JA ZNÓW CHCĘ !  Gdy się wyprowadzaliśmy moja teściowa powiedziała tak "Źle robisz, gdzie mu będzie lepiej niż ze mną? Nagotowane, napieczone, uprane, kupione, on nic nie musi – byle być". Do dziś moje rozmowy z nią wyglądają tak –
Ja - coś jest nie tak, niby faktycznie nie pije, ale jak zacznie to tygodniami nie trzeźwieje. To nie jest normalne.
Mamusia - nie rób mi tu z syna alkoholika, to ty popijasz, a jak widzi, że ty pijesz to i on wtedy zaczyna
Ja - mamusia się myli, ja nie piję przecież.
Mamusia - ale byliście u TWOJEJ rodziny, to tam całe zło i nieszczęście.

I tak w kółko, bo on przemęczony po pracy (daj mu spokój, nie odzywaj się) , pracuje (że ja pracuję na domowy budżet to się nie liczy) nikt w rodzinie nie pił (tylko moja taka pijacka) itd., itp.
Może matka dziecku wmówić, że "zdarzyło się", ale ona załatwi, zadzwoni do pracy że chory, pójdzie do sklepu po piwo, opierze, ogarnie, a że trzy tygodnie nie trzeźwieje..oj tam, WSZYSCY PIJĄ, WSZYSCY ZDRADZAJĄ…
A ja ? Co zrobiłam ? To samo. No może z różnicą że nie dzwonię do pracy, nie biegam do sklepu. I nic więcej. Tak na co dzień normalnie – pracujemy, wracamy do domu, kolacja.
Rozmowy moje z mężem były, jak zaczynam mówić – zobacz co robimy z naszym życiem - co słyszę? Problem mamy większy, trzeba najpierw kredyt spłacić a potem rób co chcesz. 
Okropne to wszystko, czasem nie mam sił nawet pomyśleć co dalej?
Czyli co? popadłam w zrezygnowanie??
O nie, zawędrowałam dalej. Tak, zdrada. Ojej, co to ja mam za życie, jak nic nie wiem co się wokół dzieje, jak to wszyscy przecież piją i zdradzają, a że złe coś robimy? oj jaka ja głupia i nic nie wiedząca o prawdziwym życiu. Były deklaracje, zapewnienia, nawet coś o dwóch połówkach itp. Zadowolona z siebie nie jestem,  i nie ma tu żadnego nawet próbowania! się usprawiedliwiać. Zdradziłam męża, pozwoliłam bawić się moją osobą i uczuciami takiego kogoś. A tamta kobieta? Co z tego, że akurat postanowiła zakończyć ich związek? Nic z tego. Bo przez takie postępowanie jak  moje postępowanie cierpią i są upokarzane żony/partnerki.
Na zdradę nie ma ani usprawiedliwienia ani wykrętów. Zło jest złe.
Co do socjopaty. Nigdy nie widziałam i nie znałam nikogo takiego, nie widziałam tylu złych postępków, zero wstydu, wyrzutów sumienia, radości z poniżania i upokarzania innych. Nie chodzi tu tylko o mnie, ale o każdą sferę życia - robił to od zawsze, każdemu. Swojej byłej żonie, partnerce z którą żył parę lat, dzieciom, znajomym i współpracownikom.
Ja się bardzo wstydzę, że dałam się zwieść byle komu, złapać na byle słówka.

Dlaczego dopiero gdy wpadłam na socjopatę, narobiłam tyle złego i doprowadziłam do pogardy samej siebie zaczęłam krzyczeć pomocy ?
Obłuda, samookłamywanie się, GŁUPOTA, moja własna.
Może rachunek sumienia i szczera rozmowa sama ze sobą wykrzesi jakieś ziarenko dobra i poprawy własnych wyborów?

Nie ma chyba większej naiwnej, GŁUPIEJ i samookłamującej się niż ja.
Są kobiety które powiedziały dość, stop.

Spróbuj milka i ty.


Chora na miłość vol.1

"Jeśli kochasz mnie jesteś jak aksamit
Tulisz się przez sen myślisz pożądaniem
Wiesz czego chcę nim sama o tym wiem
Nie okłamiesz mnie
Na nic nie żal ci aż uwierzę
Że już po sam grób tak będziemy leżeć
Kwiaty znosisz mi znosisz moje łzy
Zawsze my wciąż ja i ty"


Co dla mnie było najtrudniejsze, dlaczego tak naprawdę nie podjęłam decyzji o rozstaniu, choć wszystkie przesłani miałam więcej niż podane na tacy? Dlaczego to los za mnie zdecydował? Czego się bałam najbardziej, czego mniej?
Co trzymało mnie przy człowieku, który z uśmiechem wycierał sobie o mnie buty?
Będzie długo, ale pisane w częściach, opiszę wszystko od początku, wiele wyparłam, a powrót do przeszłości, tak dokładne, zmusi mnie to opisania tych wszystkich akcji, które składają się na całość, aż do dziś.

Here we go :)


Czytaj dalej:



Wnioski z porażki.

To co się stało w naszej grupie na EURO 2012 dało nam Polakom kolejną lekcję pokory, a mnie osobiście skłoniło do kilku refleksji, które działają nie tylko na boisku, ale także w całym życiu, w życiu uciekających jak najbardziej też.

Praca, dobre przygotowanie taktyczne, merytoryczne, psychiczne, kondycyjne to podwalina sukcesu. Gdy tego nie ma, działają przypadki, decyduje kto inny. Łut szczęścia zdarza się, ale nie można tylko na niego liczy.
Żadnego przeciwnika nie należy lekceważyć, bo on też chce wygrać i jeśli będzie mógł, jeśli mu pozwolimy, jeśli go nie zatrzymamy swoją postawą, to nas stratuje w drodze do celu. 
Faworyt to nie zawsze jest faworyt, słaby nie zawsze jest słaby - nie trzeba się nikogo bać, ale trzeba szanować każdego, bo nie wiadomo co w kim drzemie. Trzeba stawać do walki jak równy z równym.
Zespół, związek (również między kobietą i mężczyzną), grupa, team - wszędzie tam liczy się wzajemne wsparcie, pomoc, współdziałanie, zaufanie, podział ról, zrozumienie w lot, praca dla wspólnego celu, bo jedna czy dwie indywidualne gwiazdy nie wygrywają meczu.
Trzeba mieć marzenia, trzeba wierzyć, że wszystko w przyszłości jest możliwe, nie załamywać się porażką, żeby po przegranym meczu, gdy obeschną łzy, można było wrócić do pracy, dać z siebie jeszcze więcej, by następnym razem przybliżyć się do sukcesu.


piątek, 15 czerwca 2012

Myślę, że strona główna tak poczytnego bloga jest idealnym miejscem na zamieszczenie krótkiej informacji:

DOM SPRZEDAJĘ!!!:)))

Matki Założycielki wiedzą co to oznacza:))))
To oznacza, że teraz to dopiero będę popierdalać wesoło do przodu:) Tak najogólniej rzecz biorąc:)))

czwartek, 14 czerwca 2012

Słowa kluczowe na dzisiaj: "JAKIE SĄ WARUNKI PRZYJĘCIA NA ODWYK W DZIEKANCE":)))
Tym samym dotarł do nas uzależniony student:)
Życzymy sukcesów na wszelkich polach:)))

DROGA DO SIEBIE #10

Oto kolejny odcinek mojej DROGI DO SIEBIE,  oparty o chronologiczne posty z macierzystego forum.

Droga do siebie czyli jak uciekać, to tylko do przodu.
 
Mam pewien problem, bo mówi się BĄDŹ SOBĄ, jaką SOBĄ ja się pytam, JAKĄ???? Do tej pory wydawało mi się, że byłam sobą, że kochałam całą sobą, że to właśnie byłam ja, taka kochająca, taka, dająca siebie w całości, taka szczera w miłości, taka ufna. Jak teraz mam być sobą???? Wynika z tego, że muszę ukształtować siebie na nowo, mam być inną sobą. Czy umiem być inną sobą? Czy wiem jaką sobą chcę być? Czy umiem tak siebie zmienić, abym była taką jak to sobie zaplanuję? Czy wtedy wciąż będę sobą - czy będę grać jakąś rolę? To są pytania o moją tożsamość. Mam wrażenie, że moja poprzednia tożsamość mnie zawiodła, a nowej jeszcze nie wypracowałam. Czy z tego wynika, że na tę chwilę jestem osobą bez tożsamości?

Czytaj dalej w mojej zakładce Droga do siebie

wtorek, 12 czerwca 2012


DZIEŃ JAK CODZIEŃ


Specjalna dedykacja dla tych, które uważają, że się nie da...
Otóż da się, da się na 100%. Tylko trzeba "robić", a nie czekać i narzekać. Nikt, Droga Uciekająca nie przyniesie Ci w podarku pracy, kasy, mieszkania, zdrowia i szczęścia. Co nieco z tego zestawu masz lub nie, inne co nieco musisz wywalczyć. Właśnie tak - wywalczyć. Nie próbować, zabiegać, prosić, czekać. Musisz wcześnie wstać i walczyć. 


Czytaj dalej >>>
Zero do jednego:(((
Ale mogło być gorzej:)))
A może być lepiej:)))

Pięćdziesiąt tysięcy wejść uczczono (dzięki dobry człowieku:))) słowami kluczowymi: "KOCHANE DUPY":)))

Obśmiałam się jak norka:)
Z pewnością zaraz będą wyciągane wnioski: co poeta miał na myśli?
Co miał, to miał - wyszło przezabawnie:)))

piątek, 8 czerwca 2012

Dziecko mówi: nie ma teraz wojny, matka, kibicowanie to nowoczesna forma patriotyzmu:)
Znam inne, równie nowoczesne, ale skoro należy to: - chipsy przygotowane
                                                                               - piwo schłodzone
                                                                               - baterie w pilocie są:)
                                                                               - IDZIEMY NA MECZ! :)

środa, 6 czerwca 2012

Będzie krótko i treściwie:
"Kataliniatko Starsze" własnie zostało magistrem prawa :)
Matka jest dumna :)

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Hannibal ante portas.

Zacznę od końca, okoliczności nie pozwalają mi na zachowanie chronologii, a główną okolicznością jesteś Ty.
Już myślałam, że o mnie zapomniałeś, ale do cholery, żyjemy w tym samym mieście i niestety było dane nam się zobaczyć. Zwyczajny ruch uliczny, mijałam Twoje urocze okolice, podniosłam akurat wzrok, bo w sumie czemu nie i wtedy zrozumiałam...
U Ciebie nic się nie zmieniło, nic. Tkwisz w tych swoich czterech ścianach, z babcią za ścianą i sztuczną "vadżajną" w szafce, albo pod poduszką, licho wie. Że nie przybyło Ci ani przyjaciół, ani znajomych, stracić też nie straciłeś, bo za wielu to ich nie miałeś. Jednym słowem: chujnia z grzybnią.
I ten nic nie znaczący wyraz twarzy, absolutnie NIC. Grymas, który niestety przypomniał mi wszystko i Tobie też przypomniał. Postanowiłeś ogłosić po raz kolejny jaką jestem zdzirą.
Trzy lata tresowałeś mnie jak chciałeś i gdy raz pękło to co zamiatałam pod dywan, oszalałeś ze szczęścia, bo kolejna w Twoim życiu okazała się "kurwą".
Masz babo placek, znowu pech...napatoczyła Ci się, no to musiałeś sprawdzić co u niej i się dowiedziałeś. I szlag Cię trafił. Jestem tego pewna na 100%.
No bo "ta kurwa" układa sobie życie i wygląda na to, że sprawa zaczyna być poważna.
Twoja prymitywna głowa opracowała plan i co najgorsze wprowadza go w życie.
Zaczęły się SMS i maile z rozprawkami na temat tego jaka jestem puszczalska i nic nie warta, że WSZYSCY o tym wiedzą, a główny zainteresowany ma "klapki na oczach". Ale całe szczęście są jeszcze normalni faceci na tym świecie.
I tym samym mój osobisty psychofag znowu trafił na salony. A było tak pięknie...i jest pięknie.
Nie złamiesz mnie, jego, nas i nie zniszczysz tego co dopiero się rodzi, a jest zupełnym Twoim przeciwieństwem. I to Cię gnido boli.