Swoją historią dzieli się Milka.
Uświadomiłam sobie, że nie tylko narobiłam mnóstwa złych rzeczy w życiu, to kołata mi się za uszami jeszcze jedno określenie – ignorancja.
Obłuda, okłamywanie samej siebie i życie w kłamstwie.
Nie da się na skróty, trzeba od początku.
Nie będę się rozpisywać o uczuciach i odczuciach dziecka w rodzinie alkoholika.
Chcę opisać różne sytuacje które pamiętam, które potem albo miały wpływ na moje postępowanie albo służyły jako wymówki - tego nie wiem, a szukam odpowiedzi na pytanie, CO takiego MIAŁO WPŁYW na to, że wpakowałam się w zdradę i dałam namówić na romans.
1.Ja i mój ojciec.
Wspominałam już że pijak i tłukł matkę codziennie. Odkąd pamiętam byłam kochaną córeczką tatusia, ale nie jak to w normalnych domach bywa.."tych pań" naoglądałam się z tatusiem w łóżku do czasu aż nie poszłam do "zerówki". Wszędzie mnie zabierał ze sobą – do pracy, jeździł "w trasy" wtedy na dzień lub dwa zostawiał mnie u babci-jego matki- wracał po mnie i wracaliśmy do domu. Jak jeździł "na miejscu", to po pracy brał mnie za rękę i "w tango" do kolegów na flaszkę, do "tych pań" - ja bawiłam się zawsze z którąś z koleżanek "tych pań", gdy on mówiąc wprost zdradzał moją matkę. Zawsze, codziennie, dostawałam pieniążka z nakazem - "nie mów matce gdzie byliśmy". I tak było do czasu aż chyba zaczęłam coś mówić jednak, bo któregoś dnia wpakowała mnie do taksówki i kazała pokazać gdzie z tatusiem jeździmy.
Tak się zastanawiam dzisiaj nad tą sytuacją. Jak można własne malutkie dziecko wciągać w takie gówno??? Wtedy miałam może 3 ,4 latka, dziś mam 34 lata i pamiętam.
Druga sprawa – czy to miało wpływ na moje późniejsze życie? Czy będzie miało jakiś wpływ na COŚ za 10,15 lat ??
Dalej- jestem już starsza i chodzę do szkoły – już nie jestem kochaną córunią, zaczynam nagle i ciągle coś chcieć –tato, daj mi pieniążka na loda, na książkę, na zeszyt, to tamto… Jedyne co pamiętam jako odpowiedź ojca to "MATKĘ MACIE" - ciągle, codziennie, potem już wiecznie pijanego i coraz bardziej agresywnego.
Kolejna sprawa którą pamiętam jakby wczoraj się to stało. Jestem już "duża", będę kończyć podstawówkę. Wiedziałam że chcę zostać bibliotekarką – pokochałam czytanie i książki od pierwszej klasy, udzielałam się w bibliotece szkolnej, dostawałam nagrody, z języka polskiego miałam same piątki, dyktanda były moją rozrywką, szkoła zgłosiła mnie na olimpiadę z tego przedmiotu…I tu zaczął się mój dramat…JAK powiedzieć w domu że CHCĘ jechać do Krakowa. Bo tam jest najbliższe liceum poligraficzno-księgarskie. A ja lubię i chciałabym… Afera wybuchła najpierw A SKĄD wiesz że tylko 7 takich szkół jest w kraju..!!! Pokazałam list, który napisałam do miesięcznika JESTEM. Tak właśnie było.
Do gazety, nikt z dorosłych nie zauważył, że 15latka umie i chce…eh.
Zostało mi wykrzyczane w oczy, że NIGDZIE nie pojadę, WIELKA UCZONA nagle chcę być, do zawodówki i na kucharza się uczyć, a nie bibliotekarką mi SIĘ ZACHCIAŁO!!!!!!!
Wtedy, tak myślę, umarła we mnie jakaś wrażliwość, chęć starania się i "bicia o swoje".
2.Ja i moja matka.
Wiecznie poobijana, płacząca. Pamiętam jak byłyśmy małe to zabierała nas i biegała za ojcem. Szukała go. Pił, bił, a ona jeździła i szukała. Znajdował się, a jakże. Z kochanką w łóżku, widziałyśmy to z siostrą średnio 2 , 3 razy w tygodniu. Wyskakiwał z łóżka i od razu, do bicia. I wracałyśmy do domu. I tak 2, 3 lata, codziennie. Koszmarne wspomnienia. Prosiłyśmy z siostrą tysiące razy – rozwiedź się, mamy już dość awantur, patrzenia na całe to gówno.
Rozwiodła się, ale dalej mieszkał z nami. Któregoś dnia nie wytrzymałam, uciekłam z domu. Po tygodniu znalazła mnie siostra, wróciłam, a on się wyprowadził.
Zaczęły się problemy z "głową", psychiatra, szpital psychiatryczny, marna renta. Zwariowała. Tak wtedy mówiłyśmy. Strasznie wrzeszczała, wyzywała, nie wiadomo kogo…Codziennie. Nawet jak wychodziła z domu.. straszny widok- obłąkany wzrok, wrzeszcząca – wy kurwy, prostytutki, hitlerowiec! Te trzy słowa, w dzień, w nocy.. Co robić ? Poszłam do pracy (miałam 17 lat, jeszcze się uczyłam), gdy wyłączyli nam prąd. Pojechałam do rodziny, tej najbliższej, po pomoc. Co JA MAM ZROBIĆ ??? Babcia i ciotki od strony ojca - ojeju, jak to, wszyscy źli, tylko nie synuś.
Pojechałam do ciotki, siostry mamy. Ojeju, jak to się nie wykształciłam, a w wielkim mieście mieszkam, szukaj męża lepiej. Pojechałam do rodzeństwa ciotecznego. No cóż, ciocia tak jak matka moja, mąż pijak ale co ludzie powiedzą? Poza tym ślub kościelny to świętość i basta. Siostry cioteczne identycznie, co z tego, że pije i bije je mąż? TO NORMALNE. A JA CZEGO SZUKAM ? NIE NADAJĘ SIĘ W "LEPSZE SFERY", bo z takiego domu, to co ja sobie wyobrażam? Że jestem lepsza? na niepijaka zasługuję ??
Tyle aż dobrych rad usłyszałam. Wróciłam do domu, znalazłam psychiatrę, matka nafaszerowana lekami trochę spokojniejsza była.
Wyjechałam za granicę, do pracy. Wysyłałam pieniądze do domu. To był dla mnie dobry czas, SPOKÓJ jakiś pomału wkradał się nieśmiało w myśli. Dzisiaj nasuwa mi się określenie – ODRĘTWIENIE. Parę lat tak jeździłam, trochę w domu, trochę we Włoszech. Czas mijał.
3. Nadzieja i Ten Właściwy.
Tak. Poznałam kogoś naprawdę wspaniałego i "normalnego". Wiedział o mnie wszystko. TO razem, było jakieś inne, spokojne, normalne, bez przesadnych motyli i serenad - nie jak w książkach i na filmach… Bardziej psyche niż eros… uwierzyłam, że się da. I dzidzia w drodze...
Nagle wypadek, pogrzeby, ból, rozpacz.
Pamiętam wycie, nie płacz, ale moje wycie. Jak postrzelone zwierzę. Dlaczego dziecko umiera? Dlaczego DOBRY człowiek umiera a ten zły żyje??....Tak, te pytania. Tydzień później cała Polska płacze i wstrzymuje oddech. Nasz Papież nie żyje. Pamiętam wtedy jak tak płakałam nad moim nieżyjącym dzieckiem i patrzyłam na Ten pogrzeb. Coś się w tym dniu wydarzyło… posłuchałam. Zaakceptowałam ten stan rzeczy.
Nie chcę opisywać, a może powinnam ? Mój płacz, rozpacz, żałoba, pamięć nie mija. Jest to dziwne uczucie, trudne do opisania. Niby żyję dalej, oddycham, prowadzę samochód…
Ale tamto to jakby druga ja - inna dusza. Nie znam jej dzisiaj.
Los mi zagrał na nosie. Tak myślałam. W jakiś rok później poddałam się. Wróciło jak film - nie zasłużyłam na inne życie, z takiego domu, po co komuś normalnemu wartościowemu taka ja ?? Zaczęło się – takie branie tego co przyniesie dzień, bez walki o lepsze jutro i lepszą siebie. Lawina ruszyła. Tak to odbieram dzisiaj.
Poznałam mojego męża. Jak to się mówi dzisiaj, dobry człowiek, tylko pije. Ale nie tak jak inni, nie codziennie, nie bije, nie krzyczy, pracuje, dorabiamy się przecież, CZEGO JA ZNÓW CHCĘ ! Gdy się wyprowadzaliśmy moja teściowa powiedziała tak "Źle robisz, gdzie mu będzie lepiej niż ze mną? Nagotowane, napieczone, uprane, kupione, on nic nie musi – byle być". Do dziś moje rozmowy z nią wyglądają tak –
Ja - coś jest nie tak, niby faktycznie nie pije, ale jak zacznie to tygodniami nie trzeźwieje. To nie jest normalne.
Mamusia - nie rób mi tu z syna alkoholika, to ty popijasz, a jak widzi, że ty pijesz to i on wtedy zaczyna
Ja - mamusia się myli, ja nie piję przecież.
Mamusia - ale byliście u TWOJEJ rodziny, to tam całe zło i nieszczęście.
I tak w kółko, bo on przemęczony po pracy (daj mu spokój, nie odzywaj się) , pracuje (że ja pracuję na domowy budżet to się nie liczy) nikt w rodzinie nie pił (tylko moja taka pijacka) itd., itp.
Może matka dziecku wmówić, że "zdarzyło się", ale ona załatwi, zadzwoni do pracy że chory, pójdzie do sklepu po piwo, opierze, ogarnie, a że trzy tygodnie nie trzeźwieje..oj tam, WSZYSCY PIJĄ, WSZYSCY ZDRADZAJĄ…
A ja ? Co zrobiłam ? To samo. No może z różnicą że nie dzwonię do pracy, nie biegam do sklepu. I nic więcej. Tak na co dzień normalnie – pracujemy, wracamy do domu, kolacja.
Rozmowy moje z mężem były, jak zaczynam mówić – zobacz co robimy z naszym życiem - co słyszę? Problem mamy większy, trzeba najpierw kredyt spłacić a potem rób co chcesz.
Okropne to wszystko, czasem nie mam sił nawet pomyśleć co dalej?
Czyli co? popadłam w zrezygnowanie??
O nie, zawędrowałam dalej. Tak, zdrada. Ojej, co to ja mam za życie, jak nic nie wiem co się wokół dzieje, jak to wszyscy przecież piją i zdradzają, a że złe coś robimy? oj jaka ja głupia i nic nie wiedząca o prawdziwym życiu. Były deklaracje, zapewnienia, nawet coś o dwóch połówkach itp. Zadowolona z siebie nie jestem, i nie ma tu żadnego nawet próbowania! się usprawiedliwiać. Zdradziłam męża, pozwoliłam bawić się moją osobą i uczuciami takiego kogoś. A tamta kobieta? Co z tego, że akurat postanowiła zakończyć ich związek? Nic z tego. Bo przez takie postępowanie jak moje postępowanie cierpią i są upokarzane żony/partnerki.
Na zdradę nie ma ani usprawiedliwienia ani wykrętów. Zło jest złe.
Co do socjopaty. Nigdy nie widziałam i nie znałam nikogo takiego, nie widziałam tylu złych postępków, zero wstydu, wyrzutów sumienia, radości z poniżania i upokarzania innych. Nie chodzi tu tylko o mnie, ale o każdą sferę życia - robił to od zawsze, każdemu. Swojej byłej żonie, partnerce z którą żył parę lat, dzieciom, znajomym i współpracownikom.
Ja się bardzo wstydzę, że dałam się zwieść byle komu, złapać na byle słówka.
Dlaczego dopiero gdy wpadłam na socjopatę, narobiłam tyle złego i doprowadziłam do pogardy samej siebie zaczęłam krzyczeć pomocy ?
Obłuda, samookłamywanie się, GŁUPOTA, moja własna.
Może rachunek sumienia i szczera rozmowa sama ze sobą wykrzesi jakieś ziarenko dobra i poprawy własnych wyborów?
Nie ma chyba większej naiwnej, GŁUPIEJ i samookłamującej się niż ja.
Są kobiety które powiedziały dość, stop.
Spróbuj milka i ty.