UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

niedziela, 29 kwietnia 2012

DROGA DO SIEBIE #8


Wewnętrzne dziecko czyli to czego nie chciałam wiedzieć o sobie.

W poprzednich rozdziałach wykorzystałam wiele moich postów z forum nieco je zmieniając i uzupełniając lub pisząc od nowa całe rozdziały lub fragmenty. Ten rozdział i kolejne będą się składać z moich postów w prawie zupełnie niezmienionej formie. Zależało mi na tym, by pokazać proces jaki przeszłam, ową DROGĘ DO SIEBIE, włącznie z emocjami, które mi towarzyszyły. Od pierwszych pytań, po znalezienie odpowiedzi. Po znalezienie siebie.

Zaczynajmy:

Rano nic nie zapowiadało na to, że to będzie jeden z tych nielicznych w moim życiu dni, kiedy to Uśmiechniętej Venie Niepłaczącej puści tama.
Syn coś odburknął, córka przez telefon nieświadomie ruszyła drażliwą strunę, NO I TEN PIEPRZONY SKANER NIE CHCIAŁ SIĘ ZAINSTALOWAĆ, BO NIE BYŁO JAKIEGOŚ PIEPRZONEGO PLIKU W SYSTEM32!!!!!!

No i poszło, płakałam tak jak nie płakałam od dobrych ośmiu, a może dziesięciu lat. Wszystko sobie przypomniałam, wszystko. Wylazła ze mnie mała Vena, łkała rozmazując gile na twarzy i mówiła "nie chcę być silna, nie chcę wszystkiego umieć, wszystkiego znieść, wszystko wiedzieć - jak załatwić, jak zorganizować, co powiedzieć, co komu poradzić, kim się zaopiekować, podstawić pod nos, pamiętać, przypominać, zarobić, nauczyć się, zapamiętać, pójść, przynieść, kupić, być, zadzwonić. NIE CHCĘ!!! 


Czytaj dalej w zakładce Droga do Siebie

sobota, 28 kwietnia 2012

Już ponad rok

Ponad rok temu, a dokładnie 25 kwietnia 2011, jako ostatnia z nas ośmiu, zalogowałam się na FORUM. Od tamtej pory trwa nasza wspólna ucieczka do przodu, choć wtedy jeszcze tak tego nie nazywałyśmy. Wspierałyśmy się, polecały sobie książki, podsuwały sposoby na stress. Gdy któraś wpadała w głębszą dziurę - wyciągały za włosy, gdy odwalało - wylewały kubły zimnej wody,  przytulały - gdy taka była potrzeba. Uczyłyśmy się kochać siebie i korzystać z "mądrej głowy".

To był naprawdę niezwykły rok, inny niż wszystkie, rok poznania Was i poznania siebie. Rok zmian, odkryć, przewartościowań. Każda z nas po tym roku jest już w innym miejscu, tak bardzo odległym od tamtego - mentalnie, psychicznie, często zawodowo, mieszkaniowo i formalnie. 
 Dziękuję, Wam Siostry, za ten rok. Kocham Was.

Przed nami długi weekend. Pamiętacie doły weekendowe? Jak bałyśmy się weekendów, nawet tych krótkich, bo zawsze wtedy nas dopadało? Dziś nie boję się weekendu, choć spędzę go sama ze sobą. Nawet się cieszę, że w tym natłoku rozmaitych zajęć, które absorbują mnie na co dzień, znajdzie się chwila dla mnie samej. Rok temu popadłabym w panikę: jak to? sama? co mam ze sobą począć, nie umiem być sama! to zmarnowany czas! boję się być sama, bo zwariuję od myśli!  
O, nie :) Dziś już tak nie myślę. Samej ze sobą jest mi świetnie. Zaplanowałam sobie kilka przyjemności i duuuuuuuuuużo odpoczynku :)

Pozdrawiam i życzę Wszystkim wspaniałego weekendu :)))

czwartek, 26 kwietnia 2012

Wszystko wskazuje na to, że za chwilę "będziemy dwudziestopięciotysięcznikiem":))
Dziękujemy:)

EDIT: JESTEŚMY:))))

środa, 25 kwietnia 2012

Pierwsza rocznica

Dzisiaj mija 363 dzień reszty mojego życia.
W sobotę mam rocznicę.
Mam zamiar uczcić ją godnie, to będzie mój dzień:)

Jaki był ten rok? Przestępny:) Dłuższy niż inne dzięki temu:)
Bardzo udany, efektywny i efektowny. Oprócz rzucenia męża udało i się pozbyć jeszcze jednego "truciciela" - rzuciłam palenie:) I jestem z tego ( z tego również:) cholernie dumna. Powoli i systematycznie usuwam wszelkie elementy toksynogenne z mojego życia. Dzięki rzuceniu palenia deficyt wagi z 2010 został uzupełniony z DUŻĄ nawiązką:)
Jestem bardzo zadowolona ze swojego życia, bardzo.
Właśnie wróciłam z zumby, którą kocham całym sercem. Doczołguję się do prysznica i kładę do łóżka zmęczona i szczęśliwa. I sama. Nikt mi nie psuje świętego wypoczynku:) Ani dnia, ni wieczoru, ani świątku, ani piątku. Chyba że niespodziewanie przeleci jak meteoryt z częstotliwością raz na 8 miesięcy :)
Napisałam dwie oferty na konkursy, obie dostały dotację, teraz będę koordynować :) I pisać dalej. Może uda mi się zadziałąć w kierunku naszej wymarzonej "Otrząsalni." Marzy mi się fundacja na rzecz kobiet. Dająca "wędkę" Aktywizująca, coachingująca, stylizująca, wspierająca wielokierunkowo - koherentnie.
Nauka zawodu, doradztwo, fryzjer, relaks, praca - wszystko
Jak już uda mi się zabezpieczyć rodzinie bazę do życia, zajmę się tymi mrzonkami:)

niedziela, 22 kwietnia 2012

Szkolenie (nie tylko) biznesowe.

Garść notatek i refleksji ze szkolenia, na którym byłam w tym tygodniu. Szkolenie dotyczyło motywacji w biznesie, ale doskonale można odnieść to wszystko do pozostałych obszarów życia. Piszę to dla Was - niektórym dla przypomnienia, bo to wszystko wiecie. Niektórym, zwłaszcza nowym Anonimowym koleżankom, które wciąż tkwią w martwym punkcie - pod rozwagę i zastanowienie.

To co ludziom nie pozwala iść dalej można określić w czterech punktach.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Kochane ANONIMOWE:)))
Łatwiej byłoby nam odpowiadać gdybyście zechciały sygnować swoje wpisy jakimkolwiek nickiem. Jakimkolwiek nieanonimowym:)))

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Czy dzisiaj powitamy "DWUDZIESTOTYSIĘCZNIKA"????
Brakuje trzydziestu dwóch kliknięć, mamy trzydzieści trzy minuty...
Trzymam kciuki:)))
Zaraz będzie TYSIĄC !!! wejść na dzisiaj:)))
To jest rekord:))
Idziemy do przodu:))

Witajcie, zostańcie, pytajcie, czytajcie:)
OMG!!!
Nie miałam bladego pojęcia, że tyle (AŻ TYLE) jest maltretowanych (w taki - fizyczny, czy inny - psychiczny) sposób kobiet w wolnym demokratycznym, cywilizowanym kraju!
Zdrowy rozsądek podpowiada, że w związku należałoby czuć się dobrze. A my doświadczamy właśnie nowej fali (co tam fali - tsunami) zainteresowania tematem socjopatycznego partnera.
To się nie mieści w "niesocjopatycznej" głowie.
Trzeba gruntownie przeanalizować temat: "Po co mi taki związek?"

Vena, dobre posunięcie, próbuj dalej:)

piątek, 13 kwietnia 2012

Dzisiaj trochę padało, ale i tak było pięknie.
Odwiedziła nas Barbarella - dziękujemy, jesteśmy zaszczycone :)
Słowa kluczowe w wyszukiwaniu naszego bloga z wczorajszego "obwisłego podbródka"???? (co będzie radowało mnie jeszcze długo) zmieniły się na, bardziej chyba związane z tematem, "oziębłe suki" :) Gratuluję nam - Twórczyniom. Powoli realizujemy cele :)

czwartek, 12 kwietnia 2012

Gdybyście poszukiwały (li?) afirmacji, motywacji do życia - rozejrzyjcie się dookoła i doceńcie to, co jest obok. Wiosna, piękna pogoda, spokojny wieczór, słońce, które świeci dla wszystkich jednakowo. Nie każdy, jednak, ma szansę to docenić. Ciesz się, że możesz, że umiesz, że potrafisz, że to jest naprawdę TWOJE:)))

środa, 11 kwietnia 2012

Mam wrażenie, że padł dzisiaj swoisty rekord na naszym blogu - ponad 300 wejść w ciągu jednego dnia (a on jeszcze trwa:).
Zapraszamy!
Dziękujemy!

Udało mi się, Tobie też się uda.

" Jaką, kurwa słuchawką, debilko? "


Jak to się zaczęło i dlaczego czytając takiego SMS walczyłam o człowieka, który bez pardonowo wycierał sobie o mnie buty. Co budziło ogromny strach? To, że pozwolę na znacznie więcej, byleby tylko był. I to jest najgorsze.
To była moja największa zbrodnia wobec mnie samej.
Ale wnet rok po rozstaniu, wiem, że można ŻYĆ bez, i o tym mam zamiar opowiedzieć. Jeśli wydaje Ci się, że nie uczestniczyłaś w czymś identycznym, ale w uczuciach o których powiem już na pewno, przestań usprawiedliwiać siebie i jego. Po prostu uwierz.

Ale zacznijmy od początku.

Gdy ojciec opuszczał dom, w momencie ukończenia 18 lat, wydawało mi się, że dam sobie radę w życiu, przecież wiedziałam co jest dobre, a co złe. Jakiś tam dekalog był.
A tu klops, wcale nie było różowo.
Najzabawniejsze, w domu nie było klasycznej patologi, alkohol nie lał się strumieniami, a mama nie miała siniaków.
Ale zdrowy dom to to nie był na pewno.
Moje drugie imie w tym czasie brzmiało: napięcie.
Rodzice kompletnie nie dopasowani, mama wykształcona, z otwartym sercem i umysłem, organizująca jakoś to całe zamieszanie. Wychowywałam się z bratem bliźniakiem, zatem trochę roboty z nami było, z tego co wiem, byliśmy grzecznymi dziećmi.
Takie "budujące" wspomnienia z dzieciństwa to: oddzielny chleb i lodówka rodziców, ich oddzielne pokoje (nigdy nie widziałam ich w jednym łóżku). Bardzo dobry wzorzec. Bardzo. O ile do mamy nie mam żalu, bo nie biła nas, nie upokarzała, okazywała mnóstwo uczuć, tak z ojcem nie było już tak kolorowo, jednak były momenty kiedy tej mamy w domu nie było i wtedy zaczynał się cyrk.
Ojciec nawet chyba nie celowo, tak już po prostu miał, wprowadzał w nasz dziecięcy świat zamęt, a wszystko pod groźbą lania, tak silnego, że mój brat pod wpływem tych razów zawsze robił w majtki, ze strachu, z bólu dosłownie.
Miałam z ojcem nieco lepiej, co nie znaczy, że dobrze, ale ewidentnie uczepił się brata.
Po dziś dzień jak rano budzę się z pełnym pęcherzem, to mimo mieszkania już zupełnie samej, od dawna poza zasięgiem rodziców, mam opór by iść zwyczajnie do toalety, a to dlatego, iż kiedy wstawałam za dzieciaka o 7 rano by zrobić to co powinnam, ojciec wyłapawszy mnie przemykającą przez mieszkanie już nie pozwolił się położyć, nawet jeśli była to sobota. Zawsze wynajdywał dla nas jakieś zajęcia i do byle gówna potrzebował pomocników. Zakupy, zawsze bardzo wymagające i ciężkie, a biada jak się reszta nie zgadzała. Brat w czasie większej potrzeby w toalecie musiał z niej wyjść by ojcu podać pokrywkę i przykryć gotujący się obiad, mimo, że ojciec siedział w kuchni i nie było przeszkód by to sam zrobił. Raz mogła wpaść koleżanka, raz nie. Raz mogliśmy obejrzeć coś w telewizji, raz nie. Raz można było się powygłupiać, innym razem za to samo czekało nas lanie. Nigdy przytulenia, nigdy słowa "kocham", nigdy jak Ci idzie w szkole i zero pomocy w czymkolwiek. Pamiętam, że bardzo tęskniłam za mamą, bo była dla mnie ostoją spokoju i ojciec przy niej tak nas nie prześladował, jak wyjechała na studia podyplomowe myślałam, że oszaleję.
Marzyłam o tym by się rozwiedli, bardzo dużo faktów po prostu wyparłam z pamięci. Zawsze czegoś mi nie wolno było, zawsze wisiała nade mną groźba bicia, każdego dnia za coś innego. No i krzyk, brak stabilizacji. Mama chroniła młodsze dziecko, zresztą po dzień dzisiejszy tak jest, a ja de facto zostałam z tym wszystkim sama. Ale wmówiłam sobie, że dam radę, no bo jak na wstępie, nie myślałam, że ten dom był zły, wiele dookoła było znacznie gorszych.
Teraz jak grzebie w przeszłości pamiętam głównie: strach. Nic z tego nie rozumiałam, choć jeszcze tego nie wiedziałam.
Mam ogromny żal do ojca. Że wiele późniejszych bardzo bolesnych doświadczeń to pokłosie tego czego nauczyłam się w tym domu, dzięki niemu. Że nigdy nie okazał mi serca, że nigdy nie byłam dla niego "ukochaną córeczką", nigdy nie zbudowałam w sobie granic i zaczęło się coś dziwnego w moim życiu, jedna wielka sinusoida, której na początku nawet nie poczułam. Brakowało mi dojrzałości i świadomości. Brakowało mi dosłownie wszystkiego by móc tworzyć cokolwiek normalnego w swoim życiu. I na nowo połykam łzy, a uczucie bezsilności, niesprawiedliwości paraliżuje mnie po dziś. Rzygam emocjonalnym pisakiem.
Tak jak na polu zawodowym spełniałam się nad przeciętnie, życie osobiste zaczęło pogrążać się w coraz większym chaosie.

Nie ma nic gorszego jak w wyniku poszukiwaniu miłości czujesz do siebie jedynie obrzydzenie...

Ale o tym za chwilę...

A słowa: " Jaką, kurwa słuchawką, debilko? " - mimo wszystko uratowały mi życie.



MATKA PSYCHOFAGA

To będzie bolało... Matka. Ja jestem matką, Ty jesteś, masz matkę... Wiesz, że to prawie nie człowiek, coś więcej niż zwykła osoba. Nikt tak nie kocha - bezwarunkowo, za nic - tylko ona.
Dużo by mówić, każdy wie.
A jeśli jest się matką psychofaga? Jak to musi boleć? Kiedy rozsądek, rozum, dobre wychowanie, wiara w pryncypia muszą ulec miłości do dziecka.

Więcej w zakładce "Z miłości do życia"
Autor Katalina

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

DROGA DO SIEBIE #7

(Wszystkie rozdziały czytaj w zakładce Droga do siebie)

 Moi mężczyźni czyli jak wyłuskać wybrakowany egzemplarz z tłumu.
 
Moi mężczyźni. Jeszcze nie tak dawno myślałam, że napiszę o nich książkę, coś zupełnie innego niż piszę teraz. Taką romantyczną, o Wielkich Miłościach, o historiach z różnymi zwrotami akcji, z uniesieniami, wzlotami i upadkami. Może to nawet byłoby ciekawe dla czynnych i nieświadomych swego uzależnienia KKZB, taki pamiętnik ich „siostry”, może by się wzruszały moimi wzruszeniami i razem ze mną przeżywały moje udręki, rozczarowania i horrory. Oraz iluzje, iluzje, iluzje.

niedziela, 8 kwietnia 2012

FINAŁ, ZACZYNA SIĘ FINAŁ



I, może to bardzo śmieszne, przez kilka lat stałam przy oknie, wyglądałam zza firanki, czekałam, cieszyłam się, że wracał… Ulga, że już jest, że nic się nie stało. Jeszcze „tylko” jakaś mniejsza lub większa awantura i spokój. On zaśnie, ja odpocznę, a jutro powinno być „dobrze”. Powinno, nie wiem, czy będzie, postaram się, żeby było. Nie zrobić nic, by rozjuszyć zwierzę, żeby nie sprowokować, nie dać pretekstu, nie pozwolić obdarować się odpowiedzialnością…

AUTOR KATALINA
CIĄG DALSZY W ZAKŁADCE "Z MIŁOŚCI DO ŻYCIA"

środa, 4 kwietnia 2012

Afirmacja # 5

Wieczorem.

Za chwilę położę się spać.
To był dobry dzień, w którym udało mi się zrobić kilka dobrych rzeczy..
Jestem spokojna i zadowolona. Akceptuję siebie taką jaka jestem. Wybaczam sobie to co dziś mi się nie udało lub zrobiłam źle. Kocham siebie. Jestem niepowtarzalna i wyjątkowa. Mój umysł jest w równowadze.
Kładę się spać, by wypocząć i nabrać sił na kolejny dzień.
Jutro obudzę się z pozytywną myślą i radością, z energią by podjąć nowe wyzwania.
Usypiam spokojnie.
Nie myślę już o niczym....

Dobranoc :)