Uciekam z toksycznego związku. Uciekam od własnych uzależnień i współuzależnień. Uciekam z miejsca, które mnie niszczy. Uciekam z mgły nieświadomości w stronę samoświadomości i samostanowienia. Wychodzę z roli ofiary i biorę odpowiedzialność za swoje życie. Uciekam tam, gdzie mogę się rozwijać, wzrastać, żyć pełnią i być szczęśliwa. Uciekam do przodu!
niedziela, 29 kwietnia 2012
DROGA DO SIEBIE #8
Syn coś odburknął, córka przez telefon nieświadomie ruszyła drażliwą strunę, NO I TEN PIEPRZONY SKANER NIE CHCIAŁ SIĘ ZAINSTALOWAĆ, BO NIE BYŁO JAKIEGOŚ PIEPRZONEGO PLIKU W SYSTEM32!!!!!!
No i poszło, płakałam tak jak nie płakałam od dobrych ośmiu, a może dziesięciu lat. Wszystko sobie przypomniałam, wszystko. Wylazła ze mnie mała Vena, łkała rozmazując gile na twarzy i mówiła "nie chcę być silna, nie chcę wszystkiego umieć, wszystkiego znieść, wszystko wiedzieć - jak załatwić, jak zorganizować, co powiedzieć, co komu poradzić, kim się zaopiekować, podstawić pod nos, pamiętać, przypominać, zarobić, nauczyć się, zapamiętać, pójść, przynieść, kupić, być, zadzwonić. NIE CHCĘ!!!
sobota, 28 kwietnia 2012
Już ponad rok
O, nie :) Dziś już tak nie myślę. Samej ze sobą jest mi świetnie. Zaplanowałam sobie kilka przyjemności i duuuuuuuuuużo odpoczynku :)
czwartek, 26 kwietnia 2012
środa, 25 kwietnia 2012
Pierwsza rocznica
W sobotę mam rocznicę.
Mam zamiar uczcić ją godnie, to będzie mój dzień:)
Jaki był ten rok? Przestępny:) Dłuższy niż inne dzięki temu:)
Bardzo udany, efektywny i efektowny. Oprócz rzucenia męża udało i się pozbyć jeszcze jednego "truciciela" - rzuciłam palenie:) I jestem z tego ( z tego również:) cholernie dumna. Powoli i systematycznie usuwam wszelkie elementy toksynogenne z mojego życia. Dzięki rzuceniu palenia deficyt wagi z 2010 został uzupełniony z DUŻĄ nawiązką:)
Jestem bardzo zadowolona ze swojego życia, bardzo.
Właśnie wróciłam z zumby, którą kocham całym sercem. Doczołguję się do prysznica i kładę do łóżka zmęczona i szczęśliwa. I sama. Nikt mi nie psuje świętego wypoczynku:) Ani dnia, ni wieczoru, ani świątku, ani piątku. Chyba że niespodziewanie przeleci jak meteoryt z częstotliwością raz na 8 miesięcy :)
Napisałam dwie oferty na konkursy, obie dostały dotację, teraz będę koordynować :) I pisać dalej. Może uda mi się zadziałąć w kierunku naszej wymarzonej "Otrząsalni." Marzy mi się fundacja na rzecz kobiet. Dająca "wędkę" Aktywizująca, coachingująca, stylizująca, wspierająca wielokierunkowo - koherentnie.
Nauka zawodu, doradztwo, fryzjer, relaks, praca - wszystko
Jak już uda mi się zabezpieczyć rodzinie bazę do życia, zajmę się tymi mrzonkami:)
niedziela, 22 kwietnia 2012
Szkolenie (nie tylko) biznesowe.
czwartek, 19 kwietnia 2012
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Nie miałam bladego pojęcia, że tyle (AŻ TYLE) jest maltretowanych (w taki - fizyczny, czy inny - psychiczny) sposób kobiet w wolnym demokratycznym, cywilizowanym kraju!
Zdrowy rozsądek podpowiada, że w związku należałoby czuć się dobrze. A my doświadczamy właśnie nowej fali (co tam fali - tsunami) zainteresowania tematem socjopatycznego partnera.
To się nie mieści w "niesocjopatycznej" głowie.
Trzeba gruntownie przeanalizować temat: "Po co mi taki związek?"
Vena, dobre posunięcie, próbuj dalej:)
piątek, 13 kwietnia 2012
Odwiedziła nas Barbarella - dziękujemy, jesteśmy zaszczycone :)
Słowa kluczowe w wyszukiwaniu naszego bloga z wczorajszego "obwisłego podbródka"???? (co będzie radowało mnie jeszcze długo) zmieniły się na, bardziej chyba związane z tematem, "oziębłe suki" :) Gratuluję nam - Twórczyniom. Powoli realizujemy cele :)
czwartek, 12 kwietnia 2012
środa, 11 kwietnia 2012
Udało mi się, Tobie też się uda.
Jak to się zaczęło i dlaczego czytając takiego SMS walczyłam o człowieka, który bez pardonowo wycierał sobie o mnie buty. Co budziło ogromny strach? To, że pozwolę na znacznie więcej, byleby tylko był. I to jest najgorsze.
To była moja największa zbrodnia wobec mnie samej.
Ale wnet rok po rozstaniu, wiem, że można ŻYĆ bez, i o tym mam zamiar opowiedzieć. Jeśli wydaje Ci się, że nie uczestniczyłaś w czymś identycznym, ale w uczuciach o których powiem już na pewno, przestań usprawiedliwiać siebie i jego. Po prostu uwierz.
Ale zacznijmy od początku.
Gdy ojciec opuszczał dom, w momencie ukończenia 18 lat, wydawało mi się, że dam sobie radę w życiu, przecież wiedziałam co jest dobre, a co złe. Jakiś tam dekalog był.
A tu klops, wcale nie było różowo.
Najzabawniejsze, w domu nie było klasycznej patologi, alkohol nie lał się strumieniami, a mama nie miała siniaków.
Ale zdrowy dom to to nie był na pewno.
Moje drugie imie w tym czasie brzmiało: napięcie.
Rodzice kompletnie nie dopasowani, mama wykształcona, z otwartym sercem i umysłem, organizująca jakoś to całe zamieszanie. Wychowywałam się z bratem bliźniakiem, zatem trochę roboty z nami było, z tego co wiem, byliśmy grzecznymi dziećmi.
Takie "budujące" wspomnienia z dzieciństwa to: oddzielny chleb i lodówka rodziców, ich oddzielne pokoje (nigdy nie widziałam ich w jednym łóżku). Bardzo dobry wzorzec. Bardzo. O ile do mamy nie mam żalu, bo nie biła nas, nie upokarzała, okazywała mnóstwo uczuć, tak z ojcem nie było już tak kolorowo, jednak były momenty kiedy tej mamy w domu nie było i wtedy zaczynał się cyrk.
Ojciec nawet chyba nie celowo, tak już po prostu miał, wprowadzał w nasz dziecięcy świat zamęt, a wszystko pod groźbą lania, tak silnego, że mój brat pod wpływem tych razów zawsze robił w majtki, ze strachu, z bólu dosłownie.
Miałam z ojcem nieco lepiej, co nie znaczy, że dobrze, ale ewidentnie uczepił się brata.
Po dziś dzień jak rano budzę się z pełnym pęcherzem, to mimo mieszkania już zupełnie samej, od dawna poza zasięgiem rodziców, mam opór by iść zwyczajnie do toalety, a to dlatego, iż kiedy wstawałam za dzieciaka o 7 rano by zrobić to co powinnam, ojciec wyłapawszy mnie przemykającą przez mieszkanie już nie pozwolił się położyć, nawet jeśli była to sobota. Zawsze wynajdywał dla nas jakieś zajęcia i do byle gówna potrzebował pomocników. Zakupy, zawsze bardzo wymagające i ciężkie, a biada jak się reszta nie zgadzała. Brat w czasie większej potrzeby w toalecie musiał z niej wyjść by ojcu podać pokrywkę i przykryć gotujący się obiad, mimo, że ojciec siedział w kuchni i nie było przeszkód by to sam zrobił. Raz mogła wpaść koleżanka, raz nie. Raz mogliśmy obejrzeć coś w telewizji, raz nie. Raz można było się powygłupiać, innym razem za to samo czekało nas lanie. Nigdy przytulenia, nigdy słowa "kocham", nigdy jak Ci idzie w szkole i zero pomocy w czymkolwiek. Pamiętam, że bardzo tęskniłam za mamą, bo była dla mnie ostoją spokoju i ojciec przy niej tak nas nie prześladował, jak wyjechała na studia podyplomowe myślałam, że oszaleję.
Marzyłam o tym by się rozwiedli, bardzo dużo faktów po prostu wyparłam z pamięci. Zawsze czegoś mi nie wolno było, zawsze wisiała nade mną groźba bicia, każdego dnia za coś innego. No i krzyk, brak stabilizacji. Mama chroniła młodsze dziecko, zresztą po dzień dzisiejszy tak jest, a ja de facto zostałam z tym wszystkim sama. Ale wmówiłam sobie, że dam radę, no bo jak na wstępie, nie myślałam, że ten dom był zły, wiele dookoła było znacznie gorszych.
Teraz jak grzebie w przeszłości pamiętam głównie: strach. Nic z tego nie rozumiałam, choć jeszcze tego nie wiedziałam.
Mam ogromny żal do ojca. Że wiele późniejszych bardzo bolesnych doświadczeń to pokłosie tego czego nauczyłam się w tym domu, dzięki niemu. Że nigdy nie okazał mi serca, że nigdy nie byłam dla niego "ukochaną córeczką", nigdy nie zbudowałam w sobie granic i zaczęło się coś dziwnego w moim życiu, jedna wielka sinusoida, której na początku nawet nie poczułam. Brakowało mi dojrzałości i świadomości. Brakowało mi dosłownie wszystkiego by móc tworzyć cokolwiek normalnego w swoim życiu. I na nowo połykam łzy, a uczucie bezsilności, niesprawiedliwości paraliżuje mnie po dziś. Rzygam emocjonalnym pisakiem.
Tak jak na polu zawodowym spełniałam się nad przeciętnie, życie osobiste zaczęło pogrążać się w coraz większym chaosie.
Nie ma nic gorszego jak w wyniku poszukiwaniu miłości czujesz do siebie jedynie obrzydzenie...
Ale o tym za chwilę...
A słowa: " Jaką, kurwa słuchawką, debilko? " - mimo wszystko uratowały mi życie.
To będzie bolało... Matka. Ja jestem matką, Ty jesteś, masz matkę... Wiesz, że to prawie nie człowiek, coś więcej niż zwykła osoba. Nikt tak nie kocha - bezwarunkowo, za nic - tylko ona.
Dużo by mówić, każdy wie.
A jeśli jest się matką psychofaga? Jak to musi boleć? Kiedy rozsądek, rozum, dobre wychowanie, wiara w pryncypia muszą ulec miłości do dziecka.
Więcej w zakładce "Z miłości do życia"
Autor Katalina
poniedziałek, 9 kwietnia 2012
DROGA DO SIEBIE #7
Moi mężczyźni czyli jak wyłuskać wybrakowany egzemplarz z tłumu.
Moi mężczyźni. Jeszcze nie tak dawno myślałam, że napiszę o nich książkę, coś zupełnie innego niż piszę teraz. Taką romantyczną, o Wielkich Miłościach, o historiach z różnymi zwrotami akcji, z uniesieniami, wzlotami i upadkami. Może to nawet byłoby ciekawe dla czynnych i nieświadomych swego uzależnienia KKZB, taki pamiętnik ich „siostry”, może by się wzruszały moimi wzruszeniami i razem ze mną przeżywały moje udręki, rozczarowania i horrory. Oraz iluzje, iluzje, iluzje.
niedziela, 8 kwietnia 2012
FINAŁ, ZACZYNA SIĘ FINAŁ
I, może to bardzo śmieszne, przez kilka lat stałam przy oknie, wyglądałam zza firanki, czekałam, cieszyłam się, że wracał… Ulga, że już jest, że nic się nie stało. Jeszcze „tylko” jakaś mniejsza lub większa awantura i spokój. On zaśnie, ja odpocznę, a jutro powinno być „dobrze”. Powinno, nie wiem, czy będzie, postaram się, żeby było. Nie zrobić nic, by rozjuszyć zwierzę, żeby nie sprowokować, nie dać pretekstu, nie pozwolić obdarować się odpowiedzialnością…
AUTOR KATALINACIĄG DALSZY W ZAKŁADCE "Z MIŁOŚCI DO ŻYCIA"
środa, 4 kwietnia 2012
Afirmacja # 5
Dobranoc :)