UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

SOCJOPATA któż to taki? (KATALINA)

Socjopata któż to taki?

Definicja podana w sposób ludzki.

Socjopata – najogólniej rzecz ujmując, posiada zaburzenia osobowości. Zaburzenia te są zbliżone do psychopatii. Polegają one na nierespektowaniu pewnych reguł, które wiążą się z odpowiednim zachowaniem się w społeczeństwie. Socjopaci nie potrafią się w żaden sposób przystosować do życia wśród ludzi, nie są w stanie przestrzegać ogólnie przyjętych norm – zarówno etycznych jak i prawnych. (Moje własne obserwacje – łamanie norm jest przyjemnością, przynosi radość i poczucie sprawstwa. Czyli, mało, że nie umie przestrzegać, to jeszcze celowo je łamie. Taki egzemplarz miałam „przyjemność” obserwować wiele lat) 
Socjopata, z pozoru, nie różni się od innych. Bardzo często posiada wysoki iloraz inteligencji. Bywa zabawny, wygadany, jest duszą towarzystwa. Dynamiczny, aktywny, pełen życia – na pozór. A tak naprawdę – nudzi się, nie potrafi zrealizować nawet najmarniejszych planów, nie chce mu się, nie warto, nie widzi sensu. W końcu i tak ktoś (TY? JA? ONA?) zrobi to za niego. Zrealizujesz jego plany, a on Cię skrytykuje, że nie dość dobrze, że zrobiłby to lepiej… Znasz to, wiesz…
Tak więc społeczeństwo widzi sympatycznego, energicznego gościa, a w rzeczywistości to pozory – pod tą maską kryje się osoba, które nie posiada sumienia i poczucia odpowiedzialności. Po przekroczeniu, złamaniu panujących zasad nie odczuwa wstydu ani nie poczuwa się do winy za swoje działanie. 
Socjopata nie jest szczery, kłamie i manipuluje innymi dla osiągnięcia swoich celów.
Dlaczego taki jest?
W Polsce bardzo wyraźnie podkreśla się, że nieprzystosowanie do życia społecznego zwane socjopatią jest wynikiem niewłaściwej socjalizacji. Czyli zachowania psychopatyczne wynikające z wychowania są socjopatią. 
To oznacza, że efekt „działalności” psychopaty i socjopaty jest taki sam, etiologia zjawiska – różna. Co oznacza, że psychopatą człowiek się rodzi, socjopatą – staje. Skoro więc mógł się tego „nauczyć”, mógłby, dysponując inteligencją, spróbować „się oduczyć”. Ale nie chce, nie spróbuje. Dlaczego? Bo bycie socjopatą jest wygodne. Z wielu względów. O ile mniej pracy i starań włoży socjopata w każdy układ, związek itp.? Dużo mniej niż człowiek, któremu zależy na efekcie, na dobrych stosunkach międzyludzkich, na opinii, na czystym sumieniu. Nie napracuje się w życiu socjopata z krwi i kości. A żałosne skutki „działań” nie spędzą mu snu z powiek wyrzutami sumienia. Żyje sobie taki leciutko i przyjemnie ślizgając się po życiu, nie doświadczając go prawie wcale. Bo przecież zawsze się biednemu misiaczkowi upiecze.
Z etiologii socjopatii wynika jeszcze coś, co czujemy, podświadomie, przez skórę: otóż, skoro na kształtowanie osobowości socjopatycznej ma wpływ WYŁĄCZNIE środowisko (czyli niewydolna wychowawczo rodzina) , to Twoje przeczucie, że matka Twojego Osobistego Socjopaty jest autorką tego „sukcesu” jest jak najbardziej zgodne z prawdą. Socjopatę ukształtowało środowisko, najbliższe – najbardziej, rodzina – „najbardziejusieńko”. 
Zdarza się, że zachowań socjopatycznych można nabyć wtórnie. To typowa demoralizacja pod wpływem środowiska. Ale ona nie podlega naszym rozważaniom. W końcu miałyśmy do czynienia ze zwykłymi dupkami, a nie jakimiś rasowymi przestępcami. Nasze doświadczenia dotyczą „lepszej” sfery socjopatów. Tych niewytatuowanych, nie mówiących grypserą, z tytułami magistrów (albo lepiej), czytających książki (tytuły i recenzje), chodzących do opery (pospać), uwielbiających balet (chociaż, tak właściwie to nie akceptują facetów w rajtuzach), bywających w świecie, mówiących językami. „Socjopata z klasą”. Taki był moim (i Twoim?) udziałem.


 
23.07.2012r.

Dzisiaj przy straganiku z warzywami dopadło mnie życie.Wieść gminna.

Nad ranem, w sąsiedztwie, pan zadźgał nożem panią na oczach czworga dzieci.
On na przepustce z więzienia (odbywał wyrok za znęcanie się nad rodziną), ona wyprosiła tę jego  przepustkę u „służb”.
Takie chodzą słuchy, pogłoski, nie wiem czy są to informacje, ale… 

Ktoś zarzuca nam promowanie feministycznych „pierdółek”. Ktoś nie wie, że informacja o sposobach radzenia sobie z przemocą domową może uratować życie.
Cóż to jest przemoc w rodzinie?

Jest to działanie:

- intencjonalne i skierowane przeciwko innym członkom rodziny. Przemoc jest zamierzonym działaniem, lub jego zaniechaniem, mającym na celu przejęcie całkowitej kontroli nad ofiarami;

- naruszające prawa i dobra osobiste ofiar (prawo do nietykalności fizycznej, godności, szacunku);

- wykorzystujące wyraźną asymetrię sił;

- powodujące ból i cierpienie (sprawca naraża życie i zdrowie ofiar na poważne szkody co powoduje, że ofiary mają mniejszą zdolność do samoobrony).

Asymetria sił to dysproporcje wynikające z:

- wieku -  (relacja dziecko – dorosły, staruszek-dorosły);

- płci (mężczyzna – kobieta);

- stanu zdrowia;

- oraz wielu różnych zależności np. kto dysponuje budżetem domowym.



Przemoc w rodzinie może mieć najróżniejsze oblicza, niekoniecznie jej skutkami są sińce i zadrapania.

1.Przemoc fizyczna -  jest to wszelkiego rodzaju bezpośrednie działanie z użyciem siły, którego rezultatem jest nieprzypadkowe zranienie np. popychanie, obezwładnianie, policzkowanie, szczypanie, kopanie, duszenie, bicie otwartą ręką, pięścią lub przedmiotami, oblewanie wrzątkiem lub substancjami żrącymi, użycie broni, itp.

2.Przemoc psychiczna -  jest to działanie prowadzące do zniszczenia pozytywnego obrazu własnej osoby np. : wyśmiewanie, poniżanie, upokarzanie, zawstydzenie, narzucanie własnych poglądów, ciągłe krytykowanie, kontrolowanie, ograniczanie kontaktów, stosowanie gróźb, szantażowanie.

3.Przemoc seksualna -  jest to wymuszanie różnego rodzaju niechcianych zachowań w celu zaspokojenia potrzeb seksualnych sprawcy np. nieakceptowane pieszczoty, praktyki seksualne, seks z osobami trzecimi, sadystyczne formy współżycia, krytykowanie zachowań seksualnych .

4.Przemoc ekonomiczna -  jest to działanie mające na celu całkowite uzależnienie finansowe ofiary od sprawcy np. odbieranie zarobionych pieniędzy, uniemożliwienie podjęcia pracy, niezaspokajanie podstawowych potrzeb rodziny, okradanie, zaciąganie kredytów i zmuszanie do zaciągania pożyczek wbrew woli współmałżonka.

Ponieważ jesteśmy tutaj, mam prawo mniemać, że któryś z punktów był (jest?) nam bliski. Że mamy osobiste doświadczenia w tej kwestii.

Ja akurat mogę wiele powiedzieć o 2+4 w najczystszej formie. W układzie doskonale uzupełniającym się, wspierającym, dopełniającym. 

I wiem, ze należy się bronić przed najmniejszym sygnałem o pojawiającej się dysproporcji, że trzeba walczyć o swoje prawa i nie poddawać się. Nie ma ŻADNEGO powodu, żeby być poddanym. Skoro ktoś próbuje ustawić Cię w takiej roli, to znaczy, że masz do czynienia z socjopatą.
Trwająca latami przemoc prowadzi finalnie do tragedii takich jak ta, o której mówi dzisiaj cała dzielnica.  Nie ulegaj - walcz.

14 komentarzy:

  1. Oj, Katalino, włączył mi się protest. Ogromny!!! Dotyczy zdania: "Twoje przeczucie, że matka Twojego Osobistego Socjopaty jest autorką tego „sukcesu” jest jak najbardziej zgodne z prawdą". Jak sama podkreślasz to środowisko "tworzy" socjopatę. Wskazując jako jedyną i główną winną matkę, dołączasz się do powszechnego obciążania za grzechy tego świata kobiet, na co ja ABSOLUTNIE SIĘ NIE ZGADZAM! Socjopaci mają też ojców, dziadków i innych krewnych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak - ja się odniosłam do osobistych doświadczeń - tu była WYŁĄCZNIE matka. Reszty środowiska - brak. Do tej pory ona wspiera go w "tej drodze":) Ale to przypadek "mojego socjopaty", z innymi może być inaczej - nie mam doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem, ale nadal będę się upierać przy swoim zdaniu, w moim rozumieniu i poczuciu ona nie jest jedyną winną. Bo gdzie był ojciec?! Mam takie własne ujęcie tego typu odpowiedzialności, nie tylko moralnej: WINNY PRZEZ NIEOBECNOŚĆ.

    OdpowiedzUsuń
  4. no to mamy definicję już pełną. - jego problem - ŚWIADOMOŚĆ CZYNÓW MAJĄ CO JEST UDOWODNIONE.-nie skopiowałam tego posta więc temat już zamknięty niestety. nasze zadanie to uciekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak Ana, ona nie jest jedyną winną, ale główną winowajczynią na pewno. Ojcu bym tak nie zarzucała nieobecności jako grzechu zaniechania, bo on zwyczajnie umarł i nie mógł być. Czy chciałby, czy nie - nie wiem, bo pił i mógłby nie chcieć być. Ale nie dało się zweryfikować z przyczyn obiektywnych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Katalina, Twoja historia mogłaby być moją. Oczywiście ze zmianą szczegółów. Ale będę jak lwica (sic!) bronić swojego zdania. Nie zwalniam jej z odpowiedzialności, bo to by było nieuczciwe - protestuję przeciwko uczynieniu jej jedyną, czy nawet główna winną. Jak napisałaś, ona była samiuteńka. Pewnie z pół wieku temu, jak się domyślam. Skoro zmarły-nieobecny pił, zapewne zafundował jej podobną huśtawkę jak Tobie jego synek. Pół wieku temu kobiety były spętane milionem węzłów więcej. O pracę było znacznie trudniej. Internetu nie było. Grup wsparcia dla kobiet, ofiar alkoholików czy samotnych matek ni cholery. I ja się ..... (tu słowo mocno nieparlamentarne) pytam, dlaczego "samiuteńka"?! Gdzie była jej rodzina i rodzina nieobecnego (sic!) męża.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ana, "siostro", to szczególna historia. Matka psychofaga (PONAD PÓŁ WIEKU TEMU, mocno ponad pół wieku) była wyemancypowaną kobietą. Pracowała w dwóch firmach (dzisiaj to korporacje) jako księgowa, żyła pełnią życia, jeździła na zagraniczne wycieczki, miała facetów na pęczki, futra, dancingi, kochanków z kasą, których skubała i puszczała wolno. A on (i siostra) mieli tzw. WSZYSTKO - wranglery z Peweksu, sweterki szetlandzkie, kożuszki i ... NIC WIĘCEJ. Dziadków i stryja na wsi na wakacje. To był specyficzny układ.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś mi fajnie z tym "siostro", Katalino. Chociaż wyczuwam chyba intuicyjnie odrobinę sarkazmu? Matka "mojego (tfu! psychofaga), którą przez lata szczerze nienawidziłam, też była/jest kobietą wyemancypowaną, wykształconą i w dodatku niespełnioną artystką, a raczej muzą artysty. Ba, miała nawet męża (i ma do dziś). Przestałam ją nienawidzić (a raczej przestaję), kiedy uświadomiłam sobie, że była w gruncie rzeczy tak samo samotna jak ja w walce o swoje dziecko. Mąż też był wielkim nieobecnym - a to, czy z powodu pracy, alkoholizmu, sportów ekstremalnych czy jakiegoś innego hobby, to sprawa drugorzędna. Taki chyba miały wybór, żeby zaistnieć: albo poświęcenie dla dziecka albo francowaty egoizm. Z tego, co piszesz, obie nasze teściowe wybrały podobnie: najpierw egoizm, a potem poświęcenie - pewnie miało to coś wspólnego z wyrzutami sumienia. To nie jest tak, że ja zapomniałam czy pokochałam tę kobietę. Trzymam się od niej z daleka. Ale jednak uważam, że jej mąż i środowisko są tak samo winni. Współczuję jej i trochę rozumiem, a nawet - o zgrozo - czasem zaczynam być wdzięczna. Bo właśnie takie "wyemancypowane kobiety" przetarły nam drogę. Dzisiaj Ty i ja - paradoksalnie - mamy znacznie większy wybór. I chwała nam za to, że z niego korzystamy. Dobrze mi z moją - długo szukaną - dumą z siebie. Zwłaszcza, że - podobnie jak Ty (wnioskuję z Twojej historii) boleśnie musiałam podnosić się z klęczek i prostować garba. uf! Ale się rozgadałam...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ana, Siostro (bez sarkazmu, podobna droga - zobowiązuje:)
    Teraz już muszę iść spać, jutro będę późno (chyba, że uda się w pracy:)))
    Podziel się swoją historią, dla siebie i dla tych, które mogą skorzystać:)
    Ja nawet nie chcę wnikać w to, co myślała, czy myśli moja teściowa. Wierz mi - to specyficzny człowiek. "Dobra kobieta", żebrakowi dychę da, a nawet dwie. Synka na rękach nosi do dzisiaj - on ma dopiero 54 lata, jest taki malutki i niesamodzielny:)
    Moja teściowa pomogła mi uporać się z moim byłym mężem - winnam jej wdzięczność. Jej i tej drugiej pani, co też była taka dobra:)))
    Temat - rzeka... Ta kobieta stała zawsze pomiędzy nami, uważała, że nie jestem dość dobra dla jej dziecka, ciągle mówiła mi w jaki sposób mam się poprawić, żeby szczęśliwym nareszcie był chłopczyk:) A ja? Ja bezczelnie chciałam żeby śmieci czasami wyniósł, dywan odkurzył, kibel umył (przynajmniej po sobie:) i takie tam straszne wymagania miałam. No i jak on miał być szczęśliwy? Kibel myjąc po swojej kupie? No ja się pytam jak? I ona miała mi za złe, bardzo miała, że on ciągle taki przez te moje wymagania nieszczęśliwy:)))
    A Ty gadaj Kochana, gadaj, my tu od gadania i słuchania jesteśmy:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Miłych snów, Katalino. Ja sobie pójdę na wieczorną włóczęgę z piesem i też do łóżka, bo jutro pracowity dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak. Temat bliski. Matka akceptująca wszystkie, bez wyjątku zachowania synka. Fajna, energiczna babka, z artystyczną duszą. Tylko te kobiety za dużo od niego wymagają :(. Miłość niestety utożsamiała z robieniem fury żarcia i sprzątaniem. Nigdy żadnych rozmów o emocjach. Żeby nie było - mój mył kibel i sprzątał. Nawet sobie koszule prasował. Nauczone przez mamusię, zamiłowanie do porządku, poza tym - NIC. Same deklaracje dobrych chęci. Ojciec - ostatnia świnia, zanim odszedł wciąż go upokarzał jako dziecko. Babcia - zaszczepiała od małego lęki i brak tolerancji. Ot, taka fajna rodzinka. Jeszcze w dalszej rodzinie recydywiści i oszuści, lądujący w więzieniach i defraudujący firmową kasę. Ale przecież on był inny :) Wystarczyło spojrzeć - poziom, kulturka i pierwsze wrażenie każdego, kto go poznał "Taki dobry człowiek".
    Chcę coś dodać do opisu. To nie zawsze jest wygadany i ekstrawertyczny człowiek. Mój całe życie grał ofiarę i nie miał za wiele do powiedzenia, przez co ludzie go lubili bo był "bezkonfliktowy". Tzn. to jest oczywiście aktualne bo nadal żyje i nadal buduje te fasady. Wyglądał na wycofanego, na ofiarę, na poszkodowanego, zawstydzonego, niepewnego siebie itd. Tak mi ten obraz wbił do głowy, że nawet kiedy fasady padały nie mogłam uwierzyć w jego złe intencje. Ten zagubiony Miś? Nieeeee. Znakomita (skuteczna) taktyka. Robi z mózgu kisiel.
    Trzeba dodać też ten nieokreślony magnetyzm. Nie musiał nic robić ani mówić, żeby budzić sympatię i zaufanie otoczenia.
    Jak dobrze, że go tu już nie ma.
    Pozdrawiam dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Patologiczne kłamstwa + NIE UCZENIE SIĘ na błędach + brak lęku przed konsekwencjami + brak współodczuwania (ponoć to trochę co innego niż empatia) = PSYCHOPATA/SOCJOPATA/CHARAKTEROPATA

    I druga rzecz, która powoduje moją konsternację: jeżeli w przeciwieństwie do temperamentu i charakteru, które są wrodzone, OSOBOWOŚĆ jest nabyta i można ją SOBIE kształtować przez całe życie (cyzelować zalety i tępić wady) to DLACZEGO oni NIC z tym nie robią?
    A my? Czemu nie uczymy się na błędach i wciąż wybieramy wśród podobnych, albowiem inni "NIE SĄ w naszym typie"?
    Jak myślicie?
    Tak mnie naszło refleksyjnie - pewnie wskutek "bliskich spotkań 3 stopnia" obu egzemplarzy w krótkim czasie i możliwość ich porównania. Fuj! I ki czort?
    Pozdrawiam
    Gall...anonim

    OdpowiedzUsuń
  13. O takich "nieegoistycznych" matkach pisał Fromm w O sztuce miłości, jako o kompletnym zaprzeczeniu matek kochających. Tak naprawdę to te matki nienawidzą siebie i swego potomstwa. Uważają, że folgując ich zachciankom i nie dając dorosnąć, wykazują się miłością.
    Ulka- Silma

    OdpowiedzUsuń
  14. OD TEJ CHWILI BARDZO PROSZĘ O WYPOWIEDZI NA NOWYM BLOGU.

    BEZPOŚREDNI LINK

    http://uciekamydoprzodu.blog.pl/socjopata-ktoz-to-taki-katalina/

    OdpowiedzUsuń