UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

O sztuce miłości

Ulka-Silma nadesłała nam cytat z książki "O sztuce miłości" Ericha Fromma. Dziękujemy :)
Miał być komentarzem pod postem NA HUŚTAWCE JEGO NASTROJÓW (historia Nadji).
Uznałam jednak, że jest na tyle interesujący, by umieścić go na Stronie Głównej.
Często mamy wątpliwości czy kochanie siebie nie jest egoizmem.
Fromm wyjaśnia ten dylemat. 
 
Cytat:
"Zakładając, że miłość samego siebie i innych w zasadzie się
łączą, jak wyjaśnimy egoizm, który oczywiście wyklucza jakiekolwiek
prawdziwe zainteresowanie bliźnim? Człowiek samolubny interesuje się
wyłącznie sobą, chce mieć wszystko dla siebie, nie czuje żadnej
przyjemności dając i potrafi tylko brać. Na świat zewnętrzny patrzy
jedynie z punktu widzenia osobistych korzyści; nie obchodzą go potrzeby
innych, nie okazuje poszanowania dla ich godności i integralności. Nie
widzi poza sobą nikogo; ocenia każdego i wszystko pod kątem
przydatności dla siebie samego, jest generalnie niezdolny do miłości.
Czy nie dowodzi to, że zainteresowanie innymi i zainteresowanie sobą
samym są nieuchronnie przeciwstawne? Byłoby tak, gdyby egoizm i miłość
własna były tym samym. Lecz założenie takie jest akurat błędem,
który doprowadził do tylu mylnych wniosków dotyczących naszego
problemu. E g o i z m i miłość własna nie tylko nie są tym samym, ale
są wręcz przeciwstawne. Egoista kocha siebie nie za wiele, ale za mało;
w rzeczywistości nienawidzi siebie. Ten brak czułości i troski o siebie,
który jest tylko jednym z przejawów braku produktywności, sprawia, że
egoista czuje się pusty i zawiedziony. Nieuchronnie staje się
nieszczęśliwy i gorączkowo usiłuje ciągnąć z życia zadowolenie,
którego osiągnięcie sam sobie uniemożliwia. Wydaje się, że człowiek
taki zbytnio dba o siebie, w rzeczywistości jednak dokonuje tylko
bezowocnych prób, aby ukryć i jakoś zrekompensować niepowodzenia w
pielęgnacji swojego prawdziwego ja. Freud utrzymuje, że egoista pełen
jest samouwielbienia, jakby odwrócił swoją miłość od innych i
skierował ją ku własnej osobie. Prawda, że egoiści nie potrafią
kochać innych, ale nie potrafią też kochać siebie s a m y c h. 
 

Łatwiej jest zrozumieć egoizm porównując go z zachłannym zainteresowaniem się
innymi, z czym spotykamy się na przykład u przesadnie troskliwej matki.
Choć jest najgłębiej przekonana, że jest ogromnie czuła dla swojego
dziecka, w istocie odczuwa głęboko ukrywaną wrogość wobec obiektu
swego zainteresowania. Jej zainteresowanie jest przesadne nie dlatego, że
zbyt mocno kocha dziecko, ale dlatego, że musi rekompensować
niemożność kochania w ogóle. Ta teoria istoty egoizmu zrodziła się z
psychoanalitycznych badań neurotycznego „braku egoizmu", symptomu
nerwicy spotykanego u nie¬małej ilości ludzi, którzy jednak nie
cierpią zazwyczaj z powodu tego objawu, lecz innych z nim związanych, jak
depresja, zmęczenie, niezdolność do pracy, zawody w sprawach
miłosnych itp. Brak egoizmu nie tylko nie jest odczuwany jako symptom
choroby; często jest on tą jedyną zbawczą cechą charakteru, którą
tacy ludzie się chlubią. „Nieegoistyczny" człowiek „nie chce niczego
dla siebie", „żyje tylko dla innych", jest dumny z tego, że nie uważa
się za kogoś ważnego. Dziwi go bardzo, iż mimo że nie jest egoistą,
jest nieszczęśliwy i że jego stosunki z najbliższymi nie układają
się najlepiej. Badania wykazują, że brak egoizmu tego człowieka nie
występuje obok innych symptomów choroby, lecz jest właśnie jednym z
nich, i to często tym najważniejszym; że cierpi on na paraliż
zdolności kochania, radości z czegokolwiek; że jest pełen wrogości
wobec życia i że poza fasadą „braku egoizmu" kryje się subtelny,
niemniej jednak ostry egocentryzm. Człowieka takiego można wyleczyć
jedynie wtedy, jeżeli jego „brak egoizmu" również uzna się za jeden z
symptomów chorobowych, łącznie z innymi, i wyciągnie się go z
bezproduktywności, leżącej u podstaw zarówno jego „braku egoizmu",
jak i szeregu innych niedomagań. Istota „braku egoizmu" przejawia się
szczególnie wyraźnie w skutkach, jakie wywiera na otoczeniu; w naszej
kulturze najczęściej we wpływie, jaki „nieegoistyczna" matka wywiera
na swoje dzieci. Wierzy ona, że dzięki temu, iż jest pozbawiona egoizmu,
jej dzieci odczują, co to znaczy być kochanym, i nauczą się z kolei, co
to znaczy kochać. Jednakże skutek wywołany jej „brakiem egoizmu" w
najmniejszym na¬wet stopniu nie odpowiada oczekiwaniom. Dzieci nie
okazują szczęścia istot przekonanych, że się je kocha; są
niespokojne, pełne napięcia, boją się wywołać niezadowolenie matki i
starają się postępować tak, aby nie zawieść jej oczekiwań. Na ogół
odbija się na nich ukrywana wrogość matki wobec życia, którą raczej
wyczuwają, niż zdają sobie z niej jasno sprawę, i w końcu nasiąkają
nią same. Ogółem biorąc, wpływ „nieegoistycznej" matki nie różni
się wiele od wpływu matki egoistki, a w istocie jest on często gorszy,
ponieważ jej „brak egoizmu" powstrzymuje dzieci od krytycznej oceny jej
postępowania. Ciąży na nich obowiązek, by nie sprawiać jej zawodu; pod
płaszczykiem cnoty uczy się je niechęci do życia. Jeżeli ktoś ma
okazję zaobserwować, jaki wpływ może wywierać matka, w której żyje
prawdziwa miłość własna, zobaczy, że nic skuteczniej nie wpaja dziecku
pojęcia, czym jest miłość, radość i szczęście, jak to że jest
kochane przez matkę, która kocha sama siebie. Trudno o lepsze
podsumowanie poglądów na temat miłości samego siebie jak słowa
wypowiedziane na ten temat przez Mistrza Eckharta: „Jeżeli kochasz
samego siebie, kochasz każdego tak, jak kochasz siebie. Jeśli kochasz
innego człowieka mniej niż siebie samego, nie umiesz prawdziwie kochać
siebie, jeżeli jednak kochasz wszystkich jednakowo, włączając w to i
siebie, będziesz wszystkich kochał jak jedną osobę, a tą osobą jest
zarówno Bóg, jak i człowiek. A zatem ten jest wspaniałym i prawym
człowiekiem, kto kochając siebie, w ten sposób kocha wszystkich".

27 komentarzy:

  1. Strasznie trudne:)
    Ale... nie wszyscy się do kochania nadają. Kochane niektórych oznacza niekochanie siebie. I tutaj nie ma zgodności z interpretacją autora.
    Kochając kogoś niegodnego zaczynamy "niekochać" siebie.
    Z tak daleko idącą interpretacją miłości nie mogę się zgodzić. Chyba, że przeprowadzimy preselekcję i odzrzucimy wszystkich kochania niegodnych - wtedy tak, wtedy można dążyć do ideału - warto:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, Katalina, zgadzam sie z Tobą
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  3. No, trudne :) Poza tym bardzo idealistyczne.

    Ja wybrałam z tego dwa zdania:

    "...E g o i z m i miłość własna nie tylko nie są tym samym, ale są wręcz przeciwstawne..."

    "...nic skuteczniej nie wpaja dziecku pojęcia, czym jest miłość, radość i szczęście, jak to że jest kochane przez matkę, która kocha sama siebie..."

    Rozszerzając na inne relacje - miłość, radość i szczęście może być tylko między osobami, które umieją kochać siebie samych, ale nie są egoistami, i kochają siebie nawzajem jak siebie samych.

    Napisałam tak samo zawile jak Fromm?? :)))

    A tak naprawdę, to chciałam, żeby dyskusja potoczyła się w kierunku co jest miłością własną, a co egoizmem. Wciąż powtarzamy JESTEŚ NAJWAŻNIEJSZA - to kojarzy się z egoizmem, bo stawiamy siebie wyżej od wszystkich innych i nikt poza nami się nie powinien liczyć, a to jest jednak oznaka egoizmu. Myślę jednak, ze to JESTEŚ NAJWAŻNIEJSZA ma oznaczać: "Kochaj siebie, nie kochaj osoby niegodnej, nie kochaj tych, którzy Cię krzywdzą. Dbaj o swoje życie i zdrowie, uciekaj z toksycznego miejsca." Ale co dalej, gdy juz nasze życie i zdrowie nie jest w niebezpieczeństwie, to czy dalej JESTEM NAJWAŻNIEJSZA czy JESTEM TAK SAMO WAŻNA JAK INNI oraz SZANUJĘ I KOCHAM SIEBIE TAK SAMO JAK SANUJĘ I KOCHAM INNYCH.

    Dla mnie róznica między egoistą a kims kto kocha siebie jest przede wszystkim taka, ze egoisty nikt nie lubi, a tego kto kocha siebie wszyscy lubią, bo on tak samo jak siebie kocha cały świat i bije z niego blask tej miłości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem najważniejsza to znaczy, że wykonując obowiązki - cieszę się:) Że umiem odpoczywać:) Że mam świat i życie zdywersyfikowane tak, że daje mi poczucie spełnienia. Wszystkie role społeczne i inne "urzędowe funkcje" sprawuję z przyjemnością i zadowoleniem. Że widzę, słyszę i czuję świat. I, że mi się to podoba:)))
    On też mnie kocha (ten świat:) i ja o tym wiem:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja powiem tak - jednak często mylimy pojęcia . Jestem najważniejsza to nie egoizm. Definicji słowa miłość znalazłam dość sporo. Skłaniam się jednak do tego i najbardziej mi to odpowiada i moim zdaniem jest w tym zawarta również definicja miłości, egoizmu : "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego."

    OdpowiedzUsuń
  6. to ja Ulka- Silma
    Miłość własna, jest jak mądra miłość matki czy przyjaciela- jeśli trzeba to czegoś zabroni, na coś nie da zgody. Czyli, jeśli się kochasz, to nie będziesz piła bez umiaru, jadła bez umiaru, ćpała, nie wdasz się w chory związek, bo ty sama powiesz kochanej przez ciebie osobie (sobie) stop, to mi nie służy. Egoizm wprost przeciwnie, będzie ci folgował, pozwalał na wplątywanie się w kłopoty, uzależnienia, chore relacje.
    Wiele osób, zwłaszcza wyrastających w kulturze katolickiej, bardzo się boi kochać siebie, tak, jakby była ściśle określona pula miłości i danie jej sobie, mogło spowodować odebranie jej innym. Ale tak nie jest. Nie trzeba kochać naszych katów, ale koniecznie należny kochać siebie. Czasem możemy dojść do wniosku, że np. kochamy swoją matkę, bo jest naszą matką, ale całkowicie nie mamy zgody na jej zachowanie i manipulacje. Miłość własna pozwoli nam odejść od takiej osoby, mimo uczucia dziecka do rodzica. Miłowanie siebie samego nie rodzi nienawiści...
    Tak ja to rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się - AMEN
      Gall...anonim

      Usuń
  7. Jesli kocha się siebie to na pewno się siebie nie niszczy (toksyczne związki, nałogi), nie krzywdzi się SIEBIE i INNYCH, nie wykorzystuje ludzi do swoich celów. Egoista natomiast krzywdzi siebie(nie jest mu dobrze ze swoim egoizmem) a innych wykorzystuje. Dlatego własnie egoisci nie mają wianuszka przyjaciół. Natomiast ludzie, którzy kochają siebie, są dla siebie najważniejsi ALE NIE KOSZTEM INNYCH, budzą szacunek, bo znają swoją wartość. A jeśli JA znam swoją wartośc to inni też tę wartość zobaczą. I wcale nie trzeba tego pokazywać. Tego sie nie da pokazać. To jest niewidzialne dla oczu, wyczuje to drugi wartościowy, kochający siebie i ludzi człowiek. Tak myślę.
    Ps. ja jeszcze siebie nie kocham na tyle, żeby rzucić palenie. Jak już rzucę, to tylko z miłosci do siebie:))
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  8. Ulka na filozofa:)
    MIŁOWANIE SIEBIE SAMEGO NIE RODZI NIENAWIŚCI:))

    Lepiej nie da się tego ująć. Można dodać - i nie jest z nienawiścią w żaden sposób związane. Miłowanie siebie jest wolne od nienawiści.


    OdpowiedzUsuń
  9. Ja już kocham siebie wystarczająco mocno - nie palę, na tyle długo aby uwierzyć, że to na zawsze:) I ten układ zależy wyłącznie ode mnie:) A sobie wierzę:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Katalina, motywujesz mnie:) Może i ze mnie coś będzie:)
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  11. Będzie, będzie - najwyżej "palące coś będzie":)
    Ale - cieszę się, my tu motywacyjnie mamy zadanie działać - na wszystkich frontach.
    Bo ucieknięcie składa się z różnych kawałków życia - z niepalenia również. To forma akceptacji siebie, nie chowania się za kłębami dymu, oddychania pełną piersią i nie pozwalania na sterowanie sobą czemuś tak byle jakiemu jak papieros. Skoro kocham sienie nie pozwolę aby kierował mną kawałek bibułki owinięty wokół liścia:)
    A za tę nie przepaloną kasę zrobię sobie przyjemność - obowiązkowo:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Julka...noż kurka wodna:)) napisz "list do siebie" i na początku zapytaj "co ja z tego będę miała?" - tak spróbuj z tymi fajkami:))) pamiętam że zawsze sobie mówiłam - jeszcze ten ostatni...i tak lata trwało:))) a wymówką idealną było oto takie zdanie usłyszane od terapeuty (psychopaty kolega) - "polub swoje palenie" - uhhhh.. ..

    OdpowiedzUsuń
  13. ...moje ulubione nieformalne motto - "Nie pieprz , tylko zrób!" - (nie pamiętam już gdzie to przeczytałam , ale znajdę na pewno , i dodam pozycję do blogowej biblioteczki) :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Milka, opieprz mnie porządnie, może to zdziała:)
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  15. Miało byc: zadziała:)
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  16. a pal sobie jeszcze ..:)) ja nawet nie odliczam , nie zapamiętałam daty , ani jaka pogoda była itp. Bo stwierdziłam że fioła dostanę albo co ...:)))
    moja terapeutka jest bardzo wymagająca i nakazała mi pisać listy do siebie - no i efekty są ... aż się boję co tu pisać bo jak nic wychodzi mi że mogę prawie wszystko.:))
    Spróbuj kochana z tym tabexem na początek :)) podobno drogie jest ale sukces kosztuje :)))

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie jest drogie:) Tabex, znaczy. Około 50 zyla - to pikuś, 4 paczki fajek. W porównaniu z dożywotnim ich nie kupowaniem - to pikuś. I działa. Ale przede wszystkim trzeba chcieć - dojrzeć, wiedzieć dlaczego i po co. Wytłumaczyć sobie. Bo my jesteśmy mądre dziewczynki, niczego nie przyjmujemy na wiarę - musimy zrozumieć. Jeśli zrozumiesz, że kochasz siebie tak bardzo żeby nie śmierdzieć fajkami - przestaniesz:)))

    OdpowiedzUsuń
  18. i kartka podzielona na plusy i minusy - moje ulubione teraz "narzędzie" :))
    i do papierosków idealne :))

    OdpowiedzUsuń
  19. Do fajek? kartka? po co? Są jakieś plusy? Co napiszesz po stronie: plusy?

    OdpowiedzUsuń
  20. Widzisz - same minusy:) Bo przecież Ty z fajką... To plus???
    Palenie jest upokarzające (oprócz oczywiście faktu, że drogie, niezdrowe itp...). UPOKARZAJĄCE! A my, ucieknięte (uciekające) od upokorzeń uciekamy. A nie można kochać siebie z petem w dłoni, no nie da się:) Czy ktoś potrafi udowodnić, że śmierdząca jak popielniczka trzęsąca się na piździejewie zaciągająca się z lubością kobieta może kochać i szanować siebie?
    No, raczej nie. Żebym nie przećwiczyła na własnej skórze to może uwierzyłabym w jakieś makiawelizmy. Ale ja WIEM jak to jest. Nie ma "palę bo lubię", jest "palę bo muszę". A to robi różnicę.
    Ja nadal świecę jako ta Perseida przykładem - można rzucić i żyć:)))

    OdpowiedzUsuń
  21. SPOKO laski - do wszystkiego trzeba dojrzeć :)
    Powoli - krok po kroku :)
    Pokochajmy siebie - to będzie pierwszy krok do MĄDREGO kochania innych (fajki poczekają na swój czas).
    Gall...anonim


    OdpowiedzUsuń
  22. Ja po prostu któregoś dnia myślałam że zabraknie mi czasu na normalne życie...dlatego kopnęłam te fajki - jak się da żyć bez tych "ludziów" - a da się i to jak - to zapragnęłam już , szybko , i teraz zaraz dalej wracać do normalności. No przecież urodziłam się bez papierosa w ręce i bez komina na głowie. Dlatego raczej będę zachęcać do szybkiego rozprawienia się z samym sobą - każdego.:)))

    OdpowiedzUsuń
  23. Diękuję dziewczynki, dziękuję. Własnie chodzi o to, "że niczego nie przyjmujemy na wiarę- musimy zrozumieć". I ja właśnie tak mam. Jak przerobię to w głowie to rzucę no i jak bardzo mocno pokocham siebie. Same wiecie, że wtedy palic sie nie da!
    Julka

    OdpowiedzUsuń
  24. Mądry tekst, ja mam taką mamę nadopiekuńczą. Od 12 lat mieszka ze mną, sama mam 44 lata a ona wciąż nie chce uznać, ze pępowina odcięta. Zachowuje się tak zachłannie, że zwyczajnie jej nie lubię. Ukrywam przed Nią moje sprawy, bo nie dość, ze jest wścibska to jeszcze jak niechcący jednak coś usłyszy to doda swoje i opowiada ojcu i braciom. A potem ja mam rozmowy jak to mama się o mnie martwi i jak powinnam żyć. Czuję się jakbym była jakaś niedorobiona. A to kompletna nieprawda: wychowałam dwie cudowne córki, wychowałam mądrze i wyrosły na mądre młode Kobiety. Zupełnie inaczej niż mama hodowała nas: krzyki, lanie na oślep i czym popadło, upokorzenia, niewybredne słowa, niezadowolenie, manipulacje, cierpiętnictwo...Po czymś takim nie lubiłam być kobietę, bo to oznaczało cierpienie, przecież tak miała mama!! Dzieci są dumne ze mnie (24 i 19 lat), traktują mnie jak autorytet, to wiele znaczy. Ja nigdy tak nie mogłam z moją mamą, teraz mówi, ze mnie podziwia jaką jestem matką i kobietą, a mimo wszystko "poluje" na mnie, osacza mnie. Jest tak pomocna i usłużna, ze mam poczucie winy jeśli mnie to złości ale dzięki temu tekstowi wiem już dlaczego!! Przeczuwałam to pod skórą, ale wstyd źle myśleć o matce, zwłaszcza takiej zaangażowanej. A to zwyczajne osaczanie i egoizm, manipulacja...Jako dziecko głównie za to dostawałam wperdy, że uciekam z domu a uciekałam od Niej...
    Trudne to i smutne,
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  25. Witam, nie wiem jak dostac sie na wasz blog, po wpisaniu do przegladsrki mam pusta strone. Proszę o pomoc

    OdpowiedzUsuń