UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

niedziela, 26 sierpnia 2012

W ŚWIECIE KWIATÓW

 Opowiada Lula:

Kocham kwiaty zwane narcyzami od dzieciństwa, za ich skromną powierzchowność i oszałamiający zapach. Gdybym wiedziała, że narcyz może być tak niebezpieczny... Ale nie wiedziałam. Wiem teraz. Mojego pana N poznałam w 2004 roku. Nienachalna uroda tego pana sprawiła, że długo opierałam się przed bliższymi kontaktami z nim. Ale on był uparty, setki telefonów /często przeze mnie nie odbieranych/, mozolna, praca aby mnie do siebie przekonać po kilku miesiącach uwieńczona sukcesem. Trafił na mój gorszy dzień i umówiłam się z nim na kawę. I to był błąd.
 Znakomicie potrafił się zareklamować - bardzo dużo, jak się niebawem okazało potrafił. Naprawdę. Naprawy mojego samochodu, remonty mojego mieszkania, wspólne jak się okazało formy spędzania wolnego czasu, dobry seks - nic nie było problemem. Był uroczy, z ogromnym poczuciem humoru, zarażał mnie optymizmem, adorował, obsypywał drobnymi prezentami, czasami płacił rachunki, troszczył się o mnie tak, jak nikt przed nim. Był na każde zawołanie, niezawodny.
 Taka sielanka trwała przez trzy lata. I nagle mnie zdradził. Nie szukał daleko - z moją sąsiadką. Ona zawsze mi zazdrościła - mówiła jaki to cudowny facet, skąd ty go wytrzasnęłaś, przecież takich facetów się już nie spotyka. Byłam w szoku. Zerwałam. Jednak po 3 miesiącach pan N powrócił skruszony, śmierdzący piwem, z objawami depresji i z prośbą o wybaczenie. Nie mogę bez ciebie znaleźć sobie miejsca, żyję tylko dzięki tobie - to słowa, które potem słyszałam wielokrotnie. Bo jak dobra mama - wybaczyłam mu to potknięcie, które niestety nie było ostatnim.
 Kolejne 4 lata naszego związku to typowa huśtawka emocjonalna. Kolejne cieczki / tak je nazywałam/ mojego pana N, kłamstwa, zdrady, manipulowanie mną, naszymi rodzinami, znajomymi , moje odchodzenia i jego powroty i błagania o wybaczenie. Nie miałam na tyle siły, aby zerwać ostatecznie. Przygarniałam do piersi jak niesforne dziecię faceta starszego ode mnie o 9 lat. Szantażował mnie emocjonalnie, że sobie coś zrobi, pił, przyjeżdżał do mnie w nocy pijany, tylko po to, żeby się ze mną pokłócić, trzaskał drzwiami i odjeżdżał pijany. Wyrzucałam go drzwiami - przychodził i robił mi cyrk pod oknem. Nie jestem w stanie policzyć nieprzespanych przez niego nocy. Wiedziałam, że muszę to skończyć dla mojego dobra, ale nie potrafiłam. 
 Szukałam pomocy w mądrej literaturze. Nie rozumiałam, jak jedna osoba może mieć tak różne oblicza. W pewnym momencie myślałam, że on jest psychopatą. Czytałam na ten temat i okazało się, że mój pan N ma wszystkie cechy narcyzmu. To mnie otrzeźwiło, tym bardziej, że psychopatolodzy twierdzą, że narcyzm to bardzo poważne zaburzenie osobowości, w zasadzie nieuleczalne. Spotkasz na swojej drodze narcyza - uciekaj, ratuj siebie, to jedyne co możesz zrobić, jemu po prostu nie możesz pomóc.
 Kiedyś przeczytałam w jakimś poradniku, że jeżeli nie możesz rozstać się z toksycznym mężczyzną, który cię niszczy, nie śpiesz się. Poczekaj, decyzja o rozstaniu musi dojrzewać, on musi upodlić cię tak, że wreszcie dotrze do ciebie,że to nie ma sensu, że będzie ci lepiej bez niego, niż z nim. Jak osiągniesz tę pewność, zerwanie będzie łatwiejsze i mniej bolesne.
 I tak było u mnie. Z każdym kolejnym wyskokiem pana N, moje uczucia skromniały, malały, aż podjęłam stanowczą decyzję. Nie było to proste, bo życie z narcyzem jest koszmarem, ale rozstanie / nie po jego myśli / to dopiero historia.... Uciekam, potykam się / wiecie jak jest - wspólni znajomi, rodzina /, ale uciekam. Chciałam się tym z wami podzielić. I przestrzec - z narcyzów kochajcie tylko kwiaty.
 Lula. Pozdrawiam.

45 komentarzy:

  1. Lula, trudne chwile za Tobą, ale już jest dobrze i będzie coraz lepiej.

    W tym poradniku , który cytowałaś, napisali to co my też często powtarzamy - każda musi osiągnąć swoje dno, by stwierdzić, że dalej się nie da tak żyć.

    Kiedyś juz padło tu pytanie, dlaczego nie uczymy się na cudzych błędach. Chyba nikt nie odpowiedział...
    Skoro nie uczymy się na cudzych błędach , to chociaż uczmy się na cudzych sukcesach :)

    Każda opowieść o sukcesie w uciekaniu z toksycznego związku to świadectewo, ze można i danie nadziei kolejnym kobietom.

    Dziękujemy, Lula :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gorszy jest jeszcze zakompleksiony narcyzm, z jednej strony wysokie mniemanie o sobie i autoreklama z drugiej duże kompleksy.
    Może nie uczymy się na cudzych błędach, bo nie dostrzegamy na początku pewnych synałów, żeby nie koniecznie isć tą drogą...
    Zgadzam się, że takie opowieści o sukcesie dają nadzieje, bo skoro ona mogła to moze też mi się uda. Chociaż przyznam się, że na początki czułam bunt i myślałam, że pewnie one (czyli wy moje drogie) tak sie pozbierałyście, bo moze nie kochałyście tak bardzo jak ja;) a teraz musze odnaleśc swój wewnętrzyny spokój i radość życia i nadrobic zaległości w czytaniu. Żałuje, ze tych ksiazek nie przeczytałm wcześniej

    Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. To pytanie, dlaczego nie uczymy się na cudzych błędach to było właśnie moje pytanie. A, że bez odpowiedzi - pewnie bardzo trudne...
    Odeszłam od psychofaga późno, za późno, wtedy, kiedy byłam już rozwalona psychicznie, ale zawzięłam się, było trudno, przerażająco smutno, rozpaczliwie samotnie. Wytrwałam.
    A tąpnięcie nastąpiło niedawno, gdy od wspólnych znajomych dowiedziałam się, że po ponad roku od naszego rozstania pan N, prowadza się z nową miłością. Kobietą dużo młodszą od niego, atrakcyjną, sympatyczną, ufną i zakochaną. I nie chodzi jak u Samanthi o poczucie winy, że to ja popsułam nasz związek. Nie mam takich myśli. Po prostu na chwilę wróciły wspomnienia - ja też kilka lat temu byłam sporo młodsza od niego, atrakcyjna, sympatyczna, ufna i zakochana. Historia lubi się powtarzać.
    I niestety boli. Lula. Pozdrawiam czytaczki i pocieszaczki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Olu ja jeszcze na pewno nie mogę odtrąbić sukcesu. Znowu siedzę w dole, ale czuję, że już powoli wyłaniam się na powierzchnię. Czego życzę wszystkim zdołowanym. Lula.

    OdpowiedzUsuń
  5. powoli pozbywam sie tego poczucia winy, w koncu zwiazek to praca dwojga ludzi nad nim a nie szntaz emocjonalny a nie zastraszanie ze jak sie nie zmienisz to znowu cie zdradze. to bylo jak wiezienie, z ktorego tzreba sie wyrwac, natychmiast. teraz widze, ze wiele rzeczy zlych jakie zrobil, zdrad nie wynikalo ze mnie ale z niego samego. byl zbyt butny by przepraszac, wystarczylo ze raz przeprosil i ja powinnam juz go rozgrzeszyc i nie miec prawa do pobycia w samotnosci sama ze soba. bo o n wtedy juz kolejna panne do mieszkania prowadzil i dalej robil swoje.
    Lula, bardzo wspólczuję, szzcegolnie ze tyle czasu byliscie razem, ale to zwykly lajdak nie wart lez, trzeba czasu zebys zapomniala dolki beda mnie tez sie zdarzaja wtedy poczytaj co tutaj napisalas i od razu bedzie lepiej, wiadomo najgorsze to dobre wspomnienia ale kazdy zwiazek chocby nie wiem jak byl toksyczny bedzie mial te dobre wspomnmienia, wazne jednak ze te zle swoja waga znacznie przewyzszyly dobre, wrecz je wyparly

    OdpowiedzUsuń
  6. Samanthi, moja historia bardzo przypomina Twoją. Najgorsze jest to, że po rozstaniu z nim, czułam się bardzo samotna. Pan N był bardzo absorbujący, wypełniał mi cały czas, właściwie to byliśmy tylko ja i on. Osaczył mnie tak, że sama nie wiem kiedy poluzowały się moje znajomości, przyjaźnie. On w swoim bezkrytycznym stosunku do samego siebie / idealny, cudowny/ i moi znajomi, koleżanki - ludzie pełni wad, niegodni zaufania, nudni, przeciętni. Tak wtedy wyglądał mój świat umiejętnie kreowany przez sprytnego manipulatora. Mam świadomość, ile pracy przede mną, aby odbudować te właśnie zwykłe, codzienne,a jak potrzebne kontakty z ludźmi. Ile jeszcze razy będę musiała przyznać się do własnej głupoty i naiwności... Lula.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lula...piszesz o mnie, każde Twoje słowo, tylko trochę inna historia. Mechanizmy identyczne.

      Można to nazwać głupotą i naiwnością, ale to nas pogrąża jeszcze bardziej.
      Tylko po co? Wg mnie była to wiara, nadzieja i miłość.
      Wiara w drugiego człowieka, nadzieja na wspólne, szczęśliwe życie i miłość, szczere uczucie.
      Zostałyśmy tego pozbawione. Ograbione z tego wszystkiego.
      Wyeksploatowane psychicznie, fizycznie i finansowo. Ośmieszone wśród najbliższych perfidnymi kłamstwami.

      Usuń
  7. Historia Hondy dzisiaj i Twoja ... ja się czuję bardzo okropnie dzisiaj - upokorzenie - to jedyne odczucia jakie mam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Milko uszy do góry marsz. Raz pod wozem, raz na wozie, bedzie lepiej.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  9. Faktem jest,że wczoraj na blogu było nieco pogodniej. Chociaż historia Samanthi mnie powaliła. Pewnie dlatego, że taka trochę moja.
    Ale już odpędzamy smutki, Milko. Jutro wracam do pracy po urlopie. Więcej roboty - mniej czasu na rozmyślania. Lula.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie brakuje terapii - jest przerwa wakacyjna teraz - a widzę właśnie teraz dopiero że dobrze mi to robiło. Broniłam się jak nie wiem co przed terapią - można powiedzieć że poszłam pod presją i dla świętego spokoju , ale widzę i czuję że dobrze mi to robi i działa.
    Dobrze że książki są i czytać można :))
    Ale lekko nie jest - i dzięki Ola że już nie WYJESZ , bo mnie to dołuje jak nic...:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Z tym demonem teraz walczę :"Istnieje tylko jeden sposób na ucieczkę od bólu obsesyjnej miłości : zdemontować "system obsesyjny" . System ten ma trzy składniki - obsesyjne myśli , obsesyjne uczucia i obsesyjne zachowania. Te trzy elementy wzajemnie się podsycają i podobnie jak w przypadku trybów maszyny , jeśli zacznie pracować jeden wolniej , inne także nieuchronnie zwolnią pracę." - TEGO MI PROSZĘ ŻYCZYĆ :)))
    Obsesyjne myśli i uczucia - zachowań nie mam teraz i nie wiem czy były ale to "przerobię" - myśli i uczucia tak , i to bardzo obsesyjne.
    To cytat z "Toksycznych namiętności"- gdyby ktoś zechciał przeczytać:))

    znikam do marketu - bo chyba wyjnię zaczynam ja dzisiaj :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Milko, uszy do góry, masz doła weekendowego jak nic :) Market dobrze Ci zrobi. A kup tam sobie coś fajnego :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Lula, te wszystkie historie są trochę "nasze", bo nawet jeśli wydarzenia były inne, jeśli nawet typ osobnika przejawiał inne zaburzenia lub nałogi, to na końcu my znajdowałysmy się w podobnym położeniu - upokorzone, poniżone, zawiedzione, rozgoryczone, samotne i smutne oraz zawstydzone swoja głupotą.
    Dlatego jest nam tu razem dobrze, bo rozumiemy siebie nawzajem, wiemy co czujesz Ty, co czuje Samanthi, milka, co czułam ja, Katalina, Honda czy którakolwiek z nas.
    Wszystkie jesteśmy na tej samej drodze, tylko może na trochę innych jej etapach.
    To co jest pocieszające, to fakt, że idąc tą drogą wiadomo, że idzie się ku lepszemu. Ze po 90 dniach ZERO KONTAKTU, już inaczej się myśli, że każdy kolejny miesiąc jest coraz bardziej normalny, stajemy się silniejsze i spokojniejsze. Czasami wracaja doły, ale wiemy, ze mijają, coraz lepiej umiemy sobie z nimi radzić. A najwspanialszy jest moment, gdy znów zaczynamy widzieć, że świat jest piękny :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja musiałam podeprzeć się antydepresantem, bo czułam, że pogrążam się za bardzo. Na szczęście dawka niezbyt duża i pomaga mi budzić się w nieco normalniejszym nastroju. Dzięki Milka za instrukcję systemu obsesyjnego. Okres kiedy szalały we mnie silne, często sprzeczne uczucia, mam już za sobą. Nie mam ani dobrych, bo nie mam powodu ich mieć, nie mam też i złych, bo to zaburzony facet, który może sam nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że krzywdzi kolejne kobiety. Ale obsesyjne myśli i zachowania zdarzają mi się, niestety. Lula.

    OdpowiedzUsuń
  15. Milko nie wyje, bo musze trzymać fason skoro Tobie gorzej;) Umnie to nie weekendowe doły, ale każdy dzień to takie dołki i pogórki przemiennie, ale mnie to bardzo wk....a. Dzisiaj zadałm sobie pytanie czy on jest wart tego, że czuje sie tak źle, czy ktokolwiek jest wart tego, żebym sie tak czuła? i opowoedź jest: NIE. nikt tego nie jest wart i nie zgadzam sie na to!
    Lula brałam proszki, ale one pomogły na początku, gdy doszły stersujące sytuacje mało dzialały, trzeba zmienic sposób myśleniai nastawienia i trrzeba chciać i uwierzyć z tym ostatnio u mnie kiepsko, ale nie moge zawieść Veny.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  16. Najważniejsze Olu, żebyśmy nie zawiodły samych siebie. Uśmiech i dalej w drogę, bo rzeczywiście nic psychfaga tak nie satysfakcjonuje, jak nasze zdruzgotanie. Lula.

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz racje Lula. Czytając te historie, tez zauważyłam, że ine są do siebie podobne i tez minie to zdołowało. U mnie jest tak, że głowa to rozumie, a serce jeszcze nie przyjmuje. Z drugiej strony przeżywam to jak mrówka okres, a jak się spojży na to z boku to, to jest nawet komiczne. Bo np. moja rodzinka nadal nie rozumie jak on mógł w jednym miesiącu zrobić dziecko i w tym samym meisiącu ona urodziął. Zachowywał sie jak ten goscioiu z tego serialu Tulipan. Penie te wszystkie ksiązki psychologiczne z racji swojej pracy on juz przczyta, teraz zaś mojakolej, bo nie mam zamiaru sprawiac mu satysfakcji naprawde ogarnia mnie juz tylko gniew i mam nadzie, ze to mi da kopa do walki o siebie.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  18. Ola , DZIĘKI że już nie będzie wyjni i o nim pisaniny:))uff...
    Nie wiem , ale mało mnie obchodzi jego samopoczucie i co tam sobie myśli czy mówi - pisałam tu parę tygodni temu o tym - w cholerę z nim i z tą jego gadaniną.
    My tu najważniejsze jesteśmy - mamy się rozwijać i iść do przodu:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Pomyślałam, że opiszę wam jak ratowałam się w tym najgorszym momencie, zaraz po zerwaniu /żelazne ZERO KONTAKTU/. Wtedy, gdy szaleją emocje i jesteś rozdarta na strzępy. Gdy sama nie wiesz, czego chcesz.
    Stosowałam taką zabawę na wyobraźnię. Mianowicie wyobrażałam sobie, że pękłam, nie wytrzymałam i postanowiłam wrócić do mojego N i zaproponować, abyśmy spróbowali odbudować nasz związek. I tak zrobiłam. /oczywiście w wyobraźni/. I tu następują 2 warianty wydarzeń.
    Wariant I - N patrzy na mnie z pogardą i mówi - nie, trzeba się było wcześniej zastanowić, to przez ciebie nam nie wyszło, zamierzam sobie ułożyć życie z inną kobietą, więc spadaj i nie zawracaj mi głowy. W tym wariancie N jest górą.
    Wariant II - N patrzy na mnie z wyrzutem i mówi - dobrze, ale pamiętaj, że to przez ciebie nam się nie układało, możemy być razem, ale musisz się dostosować do moich warunków i jeszcze raz a rozstaniemy się naprawdę. W tym wariancie N też jest górą.
    Oba te warianty to nic innego jak kolejne upokorzenie mnie. Oba budziły we mnie obrzydzenie. Trzeciego nie przewidywałam, znając mojego pana N. Ta prosta zabawa skutecznie powstrzymywała mnie przed szukaniem z nim jakichkolwiek kontaktów czy prób powrotu.
    Może to co napisałam pomoże tym z was, które panicznie boją się tych 90 dni. Ani jednego upokorzenia więcej - to hasło na te dni.
    Lula.

    OdpowiedzUsuń
  20. szkoda że nie poznałam Twojej techniki wcześniej ile upokorzenia zaosczedzialabym sobie i wlasnie najwiekszy zal do siebie mam o to wszytsko, o to upokorzenie. u mnie dokladnie tylko te dwa warianty wchodzilyby w rachube, II to tylko przedluzajaca sie agonia tego co dawno powinno umrzec

    OdpowiedzUsuń
  21. Dzięki Helleno 5555 za komentarz. Dojrzałam do momentu, aby rozpocząć porządki w swoim życiu, już wiem, że nikt za mnie nie posprząta bałaganu, który zrodził się właśnie z wiary, nadziei i miłości. To mozolna praca, ale jednak do przodu.
    Nie jest lekko, szczególnie gdy ma się wspólnych znajomych, słyszy się różne komentarze, uwagi.
    Mój były pan N miotał się ponad rok po rozstaniu ze mną w kilku nieudanych związkach, wreszcie dorwał kobietę dość atrakcyjną jak dla niego i znów sieje propagandę sukcesu - jaki on jest wspaniały, jak to kobiety do niego lgną.
    Wiem od znajomych, że jego obecna partnerka, jest z usposobienia bardzo podobna do mnie. Wcale mnie to nie dziwi. On szuka właśnie takich delikatnych, wrażliwych, zakompleksionych, ufnych kobiet, bo tylko przy nich może się wykazać, rozwinąć skrzydła, udawać innego niż jest naprawdę i manipulować do woli. Zanim taka pani sprawdzi jego prawdomówność, uczciwość i wierność mogą znowu minąć lata. Lata jego samozadowolenia i kompletnej nieświadomości kolejnych kobiet.
    Lula.

    OdpowiedzUsuń
  22. Lula,
    panowie N tak mają. Mój były też tak miał. Byłam delikatna i empatyczna, ale jednocześnie wiedziałam czego chcę i czego już nie chcę w relacji. To też bardzo mu się podobało. Dzięki wielu doświadczeniom na innych paniach, bardzo szybko wyczuwa ofiarę. Na mnie polował rok. Konsekwentnie i różnymi sposobami. Stosował wiele różnych technik manipulacyjnych. Opiszę to kiedyś. Mówił o wielkiej miłości i nadziei na przyszłość jaką mu daje spotkanie mnie w swoim życiu. Plany miał cudowne.
    W końcu łyknęłam haczyk z przynętą doprawioną obietnicami związanymi z moimi oczekiwaniami/marzeniami. Idealnie ją dopasował do moich potrzeb. Zaczęłam być z nim szczęśliwa. Zaczęłam optymistycznie patrzeć w przyszłość. I kiedy było mi już tak cieplutko i milutko zaczął mnie powoli i skutecznie ograbiać. Stosował metodę kija i marchewki. Zaczęła się totalnie chora jazda. Taki stan zrozumie tylko ten, kto coś takiego przeżył. Inni, patrząc z boku, obarczają winą kobiety. Rzeczywiście patrząc na taką kobietę z rozdwojoną jaźnią przez psychofaga, można uznać, że jest nademocjonalna albo momentami wręcz niepoczytalna. Ja byłam jego kolejną ofiarą. Nasycił się. On rósł w siłę okradając mnie z wiary, nadziei i miłości. Ja niknęłam w oczach fizycznie i psychicznie. Niemalże zupełnie odizolowałam się od otoczenia poprzez jego wspomniane techniki manipulacji i presję. W pewnym momencie mój dotychczasowy świat przestał istnieć. Był tylko ON. Totalnie uzależniłam się od niego emocjonalnie. On był niemalże niedostępny. Resztkami sił i skrawkami zdrowego rozsądku, i chyba jakimś ledwo tlącym się instynktem samozachowawczym udało mi się UCIEC, dosłownie. Odwyk był straszny. Rozumiem teraz narkomanów, że mimo świadomości, że toksyczna substancja może zabić, często wracają do nałogu. Ze mną tak było. Siódmego września minie pół roku od naszego ostatniego spotkania okraszonego seksem. Wiedziałam, że uciekam, że to ostatni raz. To było moje pożegnanie. Uciekłam. Dobijał się do mnie. Szukał pretekstu. Byłam padliną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fizycznie udało mi się uciec. Niestety z powodu nierozwiązanych różnych wspólnych spraw, kilka razy musieliśmy się kontaktować. Tak jak wczoraj. Kolejny raz, teraz już tylko w kwestiach formalnych, okazał się totalnym kłamcą i manipulantem. W dużej mierze udało mu się odwrócić fakty i zwieść czujność mediatorów, którzy w tym spotkaniu uczestniczyli. Łyknęli dużą część JEGO prawdy, która nie ma nic wspólnego z faktami. Udało mu się w pewnych kwestiach ośmieszyć. Ja nie potrafię grać, on robi to świetnie. Wypadł bardzo wiarygodnie. Mnie rozwaliła bezsilność. Zobaczyłam człowieka, który kiedyś był mój. Ubrał się w piękny garnitur, buty, koszulę i krawat. To ja wszystko mu wybrałam, każdy drobiazg. Odżyły wspomnienia i tęsknota za bliskością, która kiedyś nas łączyła. Znowu rozdwojenie. Moja miękkość i jego nie wiem na ile udawana a na ile prawdziwa obojętność. Był mój - jest wróg. A ja najchętniej znowu wyparłabym to zło, które mi wyrządził i wtuliła bym się w niego. Pokazało mi to, że nie jestem jeszcze uwolniona. Nie mogłam spać, nie mogę jeść. Natrętne myśli o tym co było huśtają moją głową. W najbliższym czasie czeka mnie jeszcze jedno spotkanie. Muszę to przeżyć. A potem znów zamienię się w padlinę. To najlepsza metoda. Odciąć się fizycznie i uwolnić się emocjonalnie. Zająć się sobą.
      Swoim życiem, swoimi sprawami, posprzątać co tylko się da, znaleźć nowe albo wrócić do swoich pasji i przyjaciół. To bardzo trudne dla kobiety, która zajmowała się wszystkim dookoła z psychofagiem na czele, tylko nie sobą. Ale jest to możliwe. Przeżyłyśmy związki z jednostkami mocno zaburzonymi psychicznie. Jesteśmy więc silne. Na pewno na tyle, aby zupełnie wyjść z nałogu kochania za bardzo.
      Uwierzmy w tę siłę, mądrość, którą mamy. Zbliżmy się same do siebie i pobądźmy same ze sobą. Nie oznacza to kolejnego odizolowania się od świata, ale mentalne towarzyszenie samym sobie, bycie blisko samych siebie, słuchanie swojego ciała
      i intuicji. Bardzo ważne jest ustalenie NASZYCH priorytetów życiowych
      i uszczelnienie naszych granic. Nie ważne co teraz robi pan Narcyz czy psychofag, czym i z kim żyje, i jak. Dla mnie to kreatura w ludzkiej skórze, której dałam skraść swoją duszę. Teraz ważne dla mnie jest to co dzieje się ze mną. Wiem, że jestem silna i mądra. I mogę SOBIE zaufać i na sobie przede wszystkim polegać.
      Nie chcę żyć cudzym kosztem ale nie pozwolę już nikomu żyć swoim kosztem. Mam prawo nie mieć na to zgody.
      Życie jest piękne jeśli świadomie się z niego korzysta. Jeśli jeszcze bardziej pokocham siebie, szybciej uporam się z demonami z przeszłości. I wybaczę. Dopiero wtedy się UWOLNIĘ.

      Usuń
  23. Dzięki Ci Helleno za to co napisałaś. Ja się właśnie tego boję - spotkania. Kręci się wokoło mojego domu z tymi liścikami a ja znów wpadam w paranoję - bo albo siedzę w domu i nie otwieram nikomu - albo wychodzę na długo i wracam w nocy.
    Czy oni nigdy nie odpuszczają?

    OdpowiedzUsuń
  24. Znajdzie nową ofiarę - odpuści. Na chwilę, nie na długo. Bo się nowa za długo nie "utrzyma". I na nowo ta sama heca. Ale za każdym kolejnym razem będziesz się coraz bardziej z tego śmiała.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak właśnie mi się wydaje że nowa już odfrunęła.
    Zastanawiałam się czy kogoś sobie nie zapoznać i paradować :)) ale to psychofag - KAŻDA MOJA REAKCJA I ZACHOWANIE BĘDZIE NIE TAK.

    OdpowiedzUsuń
  26. Szaleństwo. Kobieto, milko, zastanów się! Poznasz to poznasz - będziesz paradować i już. Ale nie dla zrobienia komuś "przyjemności" tylko dla siebie. A co Ciebie obchodzi jego reakcja? Masz z kim - paradujesz bo lubisz. I nikomu nic do tego.
    Jakie zachowanie? Twoje zachowanie , Twoje paradowanie, Twoja sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  27. Oj Helleno jaka jesteś mi bliska. Jakbym czytała samą siebie.
    I ty i Milka piszecie o spotkaniach z byłym. Ja nawet o tym nie myślę, unikam miejsc, gdzie mogłabym go spotkać, juz nie mamy wspólnych spraw, więc to łatwiejsze. Mam za to inny problem. Widuję go kilka razy w tygodniu. On lubi wędkować a dojazd do jego ulubionego łowiska biegnie ....przed moimi oknami. I tu nawiążę do obsesji. Ja go tak znam, że wiem, kiedy jedzie ze swoją towarzyszką, a kiedy sam. /obsesyjnie sprawdziłam - przyznaję się/. Jak jedzie z prędkością światła - jedzie z nią. Jak jedzie wolno, majestatycznie i gapi się w moje okna - jedzie na ryby sam.
    I najważniejsze - czy oni nigdy, nie odpuszczają? Myślę, że odpuszczają, ale z wielkim trudem, bo też mają OBSESJĘ na naszym punkcie, spowodowaną odrzuceniem.
    Im nie mieści się w głowie, że ktoś może ich zwyczajnie już nie chcieć. Być może nigdy nie dowiem się jaka jest prawda, ale mam przeczucie, że mój były N jeszcze się całkowicie ze mną nie pożegnał. I, że jego też trawi obsesja. Ale ja mam przewagę - jestem tego świadoma i mogę się kontrolować. On w swiom mniemaniu naj, naj, naj nie czyta mądrych książek i nie korzysta z porad mądrych ludzi, takich, jak chociażby tu na blogu. Lula.

    OdpowiedzUsuń
  28. Lula - to chyba nie obsesja tylko potrzeba kontroli :)) i szukanie jeszcze jego zainteresowania - tu akurat myślę że każda z nas ma swoje sposoby i to jest najmniejszy problem - problem jest gdy już tego naprawdę nie chcemy bo wiemy że nam to na zdrowie nie wyjdzie :)
    Sprawdziłam też SLAA najbliższe - w Katowicach - tam gdzie "mój"psychopata od lat ponad 15 udziela się w AA. Czuję się trochę czasami jak w klatce jeszcze - brak mi chyba jeszcze jasności umysłu.
    Ech....cierpliwość , moja słaba strona :)))

    OdpowiedzUsuń
  29. Odpuszczają tak, jak pisze Katalina, kiedy znajdą kolejną ofiarę. Ale poczucie odrzucenia lub porzucenia jest dla nich dotkliwie bolesne. Narcyz cierpi. Mój były N
    kilka razy, przy okazji wypomniał mi, że to ja zerwałam z nim kontakt. Wiem, że trudno było mu się z tym pogodzić. Nie raz pisał prowokujące do kontaktu maile.
    Nie skorzystałam tak jak wcześniej. Nie mogę się doczekać kiedy skończę z nim kwestie formalności. Wtedy będę wolna.
    Dzięki dziewczyny, też jesteście mi bliskie, ale nie zajmujcie się już tymi panami,
    ich już nie ma w Waszym życiu, zajmijcie się sobą.
    Dla mnie to, co dzisiaj napisałam było formą terapii. Etapem oczyszczania się z tego, co spotkało mnie wczoraj. Bardzo pomogło. Bardzo.
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  30. Czy ja dobrze widzę ?? ONI CIERPIĄ ?? ja wyczułam tylko zimno i wściekłość.

    OdpowiedzUsuń
  31. Cierpią? nie cierpią? A co nas to obchodzi? Podziękowałyśmy tym panom i to już nie nasza broszka.

    Obojętność, chłód, dystans - to chcę czuć do pana N.

    OdpowiedzUsuń
  32. czysta ciekawość i zaskoczenie - nie zamierzam go pocieszać przecież :)))))))))

    Może kiedyś upublicznię wczorajszy bilans i opiszę to uczucie upokorzenia - JEDNO WIEM , NIE CHCĘ BYĆ TAKA JAK BYŁAM Z NIM , NIE CHCĘ TEGO ZNÓW PRZEŻYWAĆ.

    Dzisiaj mam siebie , i czuję się jak wygrana - niszczyć to teraz ?? O nie.:)))

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie wiem czy cierpią wszyscy, mój tak. Nie spodziewał się. Nie dałam mu dokończyć gry na moich emocjach. Poszłam sobie w siną dal. Został sam. Jest zimny i wściekły, dokładnie tak. Ale to dla niego jest ratunek. Gdyby zachowywał się normalnie nie poradziłby sobie z własnymi emocjami. Bo oni są bardzo wrażliwi na własnym punkcie. Zapewne już jakąś inną wysysa i powtarza sprawdzone metody żeby się dowartościować. Ale to już nie mój problem. Nie mam zamiaru zastanawiać się nad tym.

    OdpowiedzUsuń
  34. Tak. Ale ja miałam parę tygodni stan taki żeby ratować na siłę cały świat - było mi strasznie żal tych kolejnych. Przeszło - nie da się świata zbawić . Był też czas gdy modliłam się o nową ofiarę - to wtedy gdy czułam strach przed nim (pamiętam jak mnie pocieszałaś kiedyś , dzięki) .
    I jednak to prawda - trzeba żyć swoim życiem , nie ich.

    Gratuluję Ci - walczyłaś i dałaś radę - wszystkiego dobrego Ci życzę :).

    OdpowiedzUsuń
  35. :-) Dzięki. Milko, walczę jeszcze, wciąż jestem w drodze. Dawka toksyny była silna,
    uzależnienie też. Żałoba po związku trwa ok. 2 lat. Nie wiem ile po związku tak zaburzonym trwać będzie dochodzenie do siebie.
    Masz rację, świata nie zbawimy, też to przerabiałam. Psychofaga też chciałam zbawić.
    Nie da rady... Ale siebie zbawić możemy a na pewno wybawić przed następnymi.

    OdpowiedzUsuń
  36. Ja też nie będę roztkliwiać się nad cierpiącą duszą pana N, ani nad losami moich następczyń. Ale czułabym się bezpieczniej gdyby psychofagów dało się jakoś napiętnować - na przykład organizując coroczne wystawy łajdaków. Pojechałabym, popatrzyła, zapamiętała do końca życia i trzymała się od nich z daleka.
    A tak - nigdy nie wiadomo kto zaprosi nas na kolejną kawę. Może znów jakiś ekscytujący adorator, który będzie wiódł mnie przez ukwiecone łąki, cudowne leśne polany, pomagał pokonywać przeszkody, aż nagle okaże się, że wpuścił mnie w bagno i tonę po pas. Lula.

    OdpowiedzUsuń
  37. :)czytałaś i pamiętasz Doti chyba - że my tak mamy - albo psychopata albo pijaczyna potem - szukałyśmy wtedy na blogu słów - kluczy...
    Ale , to też nic nie da - musimy potem już żyć i nie stracić czujności , ale na spokojnie i zdrowo:)) nigdy nie poznamy wszystkich chorób psychicznych mężczyzn:))

    OdpowiedzUsuń
  38. Lula , Ty mnie wyszukaj - a najpierw się zaloguj

    OdpowiedzUsuń
  39. Milka spróbuję jutro. Dzięki dziewczyny za sympatyczny i pouczający dzień. Kończę uciekać do przodu i powoli uciekam spać. Dobrej nocki życzę. Lula.

    OdpowiedzUsuń
  40. Lula, jest ich tylu, że nie byłabyś w stanie ich zapamiętać.
    Rozpoznasz ich jak poznasz siebie i Ty dla siebie będziesz najważniejsza itp.
    Wyczujesz falsyfikat słuchając się swojej intuicji.

    OdpowiedzUsuń
  41. Wszystko tak Helleno, tylko ja nawet jak siedzę na przystanku, czekam na autobus i idzie pijak, to wiem na bank, że podejdzie do mnie z prośbą o papierosa lub 2 złote.
    Przyciągam takie typy jak magnes. Moje koleżanki śmieją się, że emanuje ze mnie dobro i to dlatego. I sama wiesz, że pijak na przystanku to pół biedy - jest łatwo rozpoznawalny. Prawdziwe szuje potrafią się pięknie maskować i skrywać swoje prawdziwe oblicze. Lula.

    OdpowiedzUsuń
  42. OD TEJ CHWILI BARDZO PROSZĘ O WYPOWIEDZI NA NOWYM BLOGU.

    BEZPOŚREDNI LINK


    http://uciekamydoprzodu.blog.pl

    OdpowiedzUsuń