UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Muffin i jej opowieść.

02.08.2012

Witam Was wszystkie bardzo serdecznie. Trafiłam na Wasz blog mniej więcej 2 miesiące temu kiedy szukałam odpowiedzi na pytanie czy związek z socjopatą może być szczęśliwy ( swoją drogą chyba bardziej idiotycznego pytania nie mogłam wtedy wymyśleć) Nie jestem dobra w pisaniu, więc nie spodziewajcie się jakiejś rewelacyjnej historii bo bestseller to na pewno nie jest.

Fizycznie uciekłam pod koniec lutego, emocjonalnie cały czas w tym tkwię. Nie do końca potrafię znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego nie mogę uwolnić się od tego w stu procentach. Czy to za mała determinacja z mojej strony, brak sił, czy może trudność w zlokalizowaniu powodu dlaczego w ogóle pozwoliłam, aby ktoś mnie traktował w tak podły sposób.
                Wychowałam się w domu pełnym miłości i radość. Miałam naprawdę szczęśliwe dzieciństwo, nie czuję, aby brakowało mi czegokolwiek z mojego rodzinnego domu. Z mamą jestem bardzo zżyta, jest moją najlepszą przyjaciółką, jeżeli chodzi o kontakty z tatą to są one poprawne. Absolutnie nie czuję, abym wyniosła z domu deficyt miłości, poczucia własnej wartości czy bezpieczeństwa.
                Byłam z mężczyzną, który mnie wykorzystywał, myślę, że wykorzystywał moją nadmierną wiarę w ludzi. Zostałam zdradzona, byłam szantażowana emocjonalnie, bałam się, że on może mnie zostawić a ja sobie bez niego nie poradzę. Przepraszałam za rzeczy, za które wcale nie czułam się winna, bo w głębi serca wiedziałam, że to ja ma rację, ale robiłam to ze strachu. Wizja, że mogę go stracić paraliżowała mnie przed bronieniem własnego zdania. Takie emocjonalne huśtawki trwały cztery lata. Rozchodziliśmy się nie raz. Zawsze to on mnie zostawiał. Mówił, że zasługuje na coś lepszego, stać go na bardziej wartościową dziewczynę, która da mu prawdziwe szczęście. Kłamstwo było jego drugą naturą. Był w tym mistrzowski. Późno odkryłam jego oszustwa i nawet po pokazaniu mu dowodów na jego kłamstwa on wszystkiego się wypierał. Doszperałam się do rzeczy, które naprawdę mnie zraniły. A najbardziej zraniły mnie jego słowa, które napisał do swojej „przyjaciółki” „ jestem z nią tylko z rozsądku, nic do nie czuję”. Kiedy mu o tym powiedziałam, a nawet pokazałam print screena z jego własnymi słowami wypierał się, że on nigdy w życiu nie napisałby czegoś takiego i  na pewno ktoś go wrabia.  Wypierał się zdrady, tego, że był w drugim związku równocześnie jak byliśmy ze sobą razem. Spotkałam się z tą kobietą. Potwierdziła tylko moje przypuszczenia, że jest to socjopata w krwi i kości. Nie liczy się z uczuciami innych,  nie potrafi się dostosować do norm panujących w społeczeństwie, a wszystko co robi, robi tylko i wyłącznie z korzyścią dla siebie. Dużo jest przykładów jego kłamstw, zagrywek emocjonalnych, ale myślę, że każda z Was doskonale wie do czego oni potrafią się w tych tematach posunąć.


                Jest to bardzo ogólny zarys jak wyglądał nasz „ związek”. Myślę, że najistotniejsze w tym wszystkim jest pytanie, dlaczego wracałam do niego ponownie i naprawdę nie potrafię tego zrozumieć. Myślę, że to mnie trzyma w miejscu i nie mogę pójść dalej.  Już wcześniej wiedziałam, że ten związek nie daje mi szczęścia, a jedyne co dostaję to ból, zmartwienia, łzy, nieprzespane noce i poczucie irracjonalnego lęku. Zawsze jak mnie prosił to do niego wracałam, nawet nie musiał specjalnie się starać, pozwalałam na to, żeby jedno przepraszam wszystko załatwiło i było „ tak jak dawniej”. Jeżeli miał kłopoty i dzwonił do mnie o trzeciej w nocy ja wstawałam i wychodziłam, żeby się z nim spotkać. Zawsze byłam na każde skinienie nie zależnie od tego czy ze sobą byliśmy czy akurat postanowił mnie zostawić.  W tamtym roku dopuścił się dwóch rozbojów ( nieoficjalnie jest ich więcej) w tym jeden dokonany na oczach małego dziecka. Mimo tego byłam z nim i starałam mu się pomóc, starałam się zrozumieć. Wierzyłam, że po prostu zabłądził, zgubił swoją drogą a tak naprawdę jest wartościowym człowiekiem. Wspierałam  go kiedy trwało śledztwo, kiedy jeździł do prokuratury składać zeznania. Skończyło to się tak, że znowu mnie zostawił. W tym momencie powiedziałam sobie dość. Oczywiście prosił mnie, abym do niego wróciła, od lutego prosił mnie o to trzy razy. Nie złamałam się, ale po każdym takim „numerze” jestem emocjonalnym warkiem człowieka. Mimo, że nie jesteśmy razem interesuję się jego życiem, sprawdzam czy już była rozprawa sądowa, sprawdzam czy trafił za kratki. Błagał mnie o pomoc, zapewniał o miłości, mówił, że dopiero teraz zrozumiał jak bardzo mnie kocha. Pomimo tych słów nie zdecydowałam się wrócić, ale mam poczucie winy, że zostawiłam człowieka, który liczył na moją pomoc. Nie potrafię się uwolnić od uczucia, że postąpiłam niesłusznie.  Z drugiej strony, racjonalnej strony myślę, że to wszystko co mi powiedział to była znowu jego gra, gra przeznaczona dla mnie…Nie potrafię zapanować nad swoimi uczuciami, emocjami. Nie wiem jak sobie z tym poradzić, jak pozbyć się poczucia winy, jak przestań o nim myśleć, jak to wszystko zostawić za sobą? Dość często mam wrażenie, że za nim tęsknie a raczej za tą iluzją, którą sobie stworzyłam, za obrazem człowieka, który tak naprawdę nie istnieje.

Muffin

55 komentarzy:

  1. Witamy Cię Muffin i dziękujemy raz jeszcze za zaufanie i podzielenie się z Twoją historią.

    Nawet nie wiesz ile Twoich wersów zgadza się z moja prozą życia.
    Jesteś bardzo świadoma, ale jak widać jeszcze tkwisz w tamtym życiu.

    Czy nie masz możliwości skierowania swojej uwagi, ale tak w 100% w innym kierunku?

    Trzymam za Ciebie kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Helo Muffin:)
    Witaj, rozgość się i nie czuj się winna ani zobowiązana.
    Stara śpiewka - ja Cię potrzebuję, a Ty masz nie gdzieś...
    A dlaczego przypominasz sobie o moim istnieniu wyłącznie w (swojej:) potrzebie? Dlaczego uważasz, że ja ie mam prawa do żadnych potrzeb? Dlaczego robisz to co jest Ci wygodne, wtedy kiedy Tobie pasuje, a ja muszę się dostosować albo okazać niegodną Ciebie?
    Boszszsz... Dobrze zrobiłaś Muffin, wiej jak najdalej i nie pozwól wrobić się w jakąkolwiek współodpowiedzialność za socjopatę. Wszyscy wkoło ponoszą winę za ich "nieumiejętne postępowanie w życiu społecznym". Wszyscy tylko nie sprawca.
    Jeśli zostanie sam to kogo obdaruje odpowiedzialnością? Kogo? Sam będzie winny???

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytasz, czemu wracałaś do niego wielokrotnie.
    Przecież znasz odpowiedź na to pytanie. Napisała, że „…bałam się, że on może mnie zostawić a ja sobie bez niego nie poradzę….”. Dlatego godziłaś się na takie traktowanie. Dlatego uznałaś, że on ma większe prawa niż Ty.

    Proponuję też, byś zrobiła porządek ze swym myśleniem i swymi uczuciami.
    Napisałaś: „…Nie potrafię się uwolnić od uczucia, że postąpiłam niesłusznie….”. To nie uczucie, to myśl. A myślenie, jeśli uważasz je za niesłuszne, można zmienić. Możesz myśleć, że postąpiłaś słusznie.

    Poza tym zastanów się, do czego potrzebna jest Ci wizja Muffiny-samarytanina. Bo przecież byłaś nim w tym związku; niosłaś mu pomoc, byłaś tą szlachetną. Niezła gratyfikacja.

    I skoro wiesz, że tęsknisz za kimś nieistniejącym, za ułudą, otwartym pozostaje pytanie, czemu tak uparcie trzymasz się swego złudzenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo oni tak niesamowicie kłamią...bez mrugnięcia okiem. I samym swoim byciem roztaczają aurę niewinności i dobrych chęci.
    Witaj Muffin.
    Moim zdaniem nie masz się czym niepokoić. Minęło niewiele czasu i to naturalne, że czujesz to wszystko, o czym piszesz. Ja pod koniec związku byłam w takim stanie, że trafiłam do lekarzy a niedaleko było szpitala. Mimo wsparcia farmakologicznego i terapii potrzebowałam wielu miesięcy, żeby "odpuściły" te natrętne myśli, obsesje związane z tym, co się wydarzyło, lęki i paniczny strach. Dzięki lekom przynajmniej spałam - i to moim zdaniem jest podstawa zdrowienia. Brałam też końskie dawki magnezu, ale za późno odstawiłam kawę (wzmaga stany nerwicowe).
    W każdym razie w pewnym momencie nagle mi odpuściło i zaczęłam znowu czuć szczęście i zajmować się swoim życiem. Czas.
    Poruszyłaś akurat temat, o którym dziś myślałam. Te nasze deficyty, na których się tu skupiamy. Dochodzę powoli do wniosku, że głównie dlatego stałyśmy się ofiarami, że primo, trafiłyśmy na genialnych kłamców i manipulantów, secundo, mamy w sobie pokłady empatii i jeszcze wiele innych, pozytywnych cech, których, notabene psychopaci zazdroszczą. Mój terapeuta uważa, że każdy dałby się wkręcić. Poczucie wartości to chyba głównie oni nam niszczą. Takie moje dzisiejsze przemyślenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Muffin:)
    Uciekaj, i to już, teraz. Podziwiam wszystkie dziewczyny że potrafią TO opisać - ja nie mam na to sił. Ani na opisywanie siebie w tamtym czasie z nim , ani za bardzo o nim .
    Bez niego i bez TEGO mam teraz inny świat.Wolny świat, bez tych jego bzdur....aż mnie ciarki przechodzą na myśl o tym dzisiaj...

    Uciekaj, będzie Ci o niebo lepiej .

    OdpowiedzUsuń
  6. chciałam to powiedzieć Lilium , ale musiałam już jechać do pracy nagle...:)
    dziewczyny , jeśli odchodzicie to bez tłumaczenia i rozmów z nim...bo to nie ma sensu, z tymi ludziami nie da się ani żyć ani rozmawiać. Ja byłam taka głupia i coś nawet potem wypisywałam czego bardzo się dzisiaj wstydzę i jest mi z tym źle , w sensie wewnętrznie.:)
    Bez tłumaczeń i rozmów , po prostu, nie istnieje już dla nas ta osoba i basta.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Wam za odpowiedzi. Czytając wszystkie Wasze komentarze, dotyczące nie tylko mojej historii oraz posty zawsze czuję się pełna optymizmu i wiary, że ja też dam radę uciec.
    Kieruję swoją uwagę w innym kierunku, mam zajęcia, które pochłaniają zdecydowaną większość mojego czasu, jednak zawsze znajdzie się w ciągu dnia chwila, kiedy moje myśli mimowolnie biegną w przeszłość. Nie potrafię nad tym zapanować. Powiedzcie mi czy Wy "ucieknięte" myślicie jeszcze o Waszych historiach czy jest to dla Was blade wspomnienie, które czasami wypłynie na wierzch? Zastanawiam się ile potrzeba czasu, aby poczuć, że przeszłość jest już daleko za mną. Wiem, że u każdego następuje to w innym momencie i nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
    Masz rację Katalino ja również mam prawo do potrzeb, dopiero teraz powoli zaczynam to zauważać. Nie muszę być wiecznie altruistką i też mam prawo zadbać o siebie. Czasami nieudolnie mi to wychodzi, ale staram się.
    Wielkokropku przyznaję rację, jest chaos w moich myślach i uczuciach. Muszę to wszystko uporządkować. Zastanowić się nad sobą, nad wyborami, które kiedyś podjęłam, żeby uniknąć takich błędów w przyszłości.Muffin samarytanin brzmi słabo, zawsze miałam poczucie, że należy pomagać innym jak Cię o to proszą i jak widać nie skończyłam dobrze. W erze dzisiejszych mężczyzn moje złudzenie jest tak idealne, perfekcyjne, że ciężko mi je porzucić ;) A tak poważnie nie wiem dlaczego się tego trzymam. Muszę znaleźć odpowiedź.
    Liv, podoba mi się stwierdzenie, Twojego terapeuty że każdy mógłby dać się wkręcić. Pozwoliło mi to, utwierdzić się w przekonaniu, że nie byłam " naiwną idiotką" tylko zostałam zupełnie zmanipulowana, pozbawiona samodzielnego myślenia i wykorzystana.
    Jeszcze raz Wszystkim dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki Milka za odpowiedź :) Dopiero po 4 miesiącach miałam siłę, aby choć trochę spróbować opisać to co mnie spotkało. To był impuls po prostu poczułam, że muszę to wyrzucić z siebie i szczerze mówiąc czuję się z tym lepiej:)Masz rację, nie ma sensu prowadzić, żadnych końcowych rozmów. Tłumaczyć się. Ja popełniłam niestety ten błąd.

    OdpowiedzUsuń
  9. "... bys zauważ yła, przynajmniej odrobine, jak dobrze sie czujesz,
    poniewa ż nie jestes ju ż w zwiazku z kims, komu tak naprawde na
    tobie nie zale żało. Czy to nie ulga? Przecie ciagłe usprawiedliwianie
    kogos i próby „rozgryzienia" go pochłaniaja sporo energii. Pomysl tylko
    o tych wszystkich chwilach, kiedy otwierasz sie na tyle pozytywnych
    rzeczy, zamiast obsesyjnie myslec o n i m. Rozstania sa bolesne, to
    prawda, nawet jesli byliscie tylko na kilku randkach. Mo żliwe, że
    naprawde ci sie podobał i miałas nadzieje na wspólna przyszłosc. Ale za
    to ile siły daje ci jasnosc mysli, dzieki której umiesz powiedziec: „Po
    prostu mu na mnie nie zale ało". Potrafisz sobie wyobrazic te dziewczyne
    w przyszłosci? Nic nie bedzie w stanie jej powstrzymac!
    Po rozstaniu moz esz robic milion rzeczy. To twoja sprawa, czym sie
    w tym czasie zajmiesz -joga, słuchaniem tasm z nagraniami budujacymi
    wiare w siebie, planowaniem morderstwa. Ale bedziesz musiała czuc
    ból, bedziesz musiała przez to przejsc, a potem bedziesz musiała jakos
    sie z tym pogodzic."
    To fragment ksiązki "Nie zalezy mu na Tobie"- Greg Behrendt, Liz Tuccillo
    Ja wiecznie usprawiedliwiałam, za wszelką cenę chciałam wierzyć, że jestem ważna, że miś jest dobrym człowiekiem, tylko się pogubił, ale tak naprawdę to tylko mnie kocha, jestem wyjatkową kobietą w jego zyciu i muszę poczekać, a on na pewno zrozumie i się "nawróci".
    Po przeczytaniu tej dość humorystycznie napisanej ksiązki otworzyły mi się oczy i dotarło do mnie, że JEMU NA MNIE NIE ZALEŻY. W tym momencie wszelkie starania straciły sens. JEMU NIE ZALEZY. SZKODA TRACIĆ CZAS DLA KOGOŚ KOMU NIE ZALEZY. SZKODA CZASU NA TĘSKNOTĘ ZA KIMŚ KOMU NIE ZALEŻAŁO. Ulga. Nie muszę juz go usprawiedliwiać, mieć nadziei, że on się zmieni, że wróci, że się odnajdzie. Koniec. Ulga. Ufff. Mogę spokojnie zając się tylko sobą, mogę odpuścić sobie obsesyjne mysli, mogę nie krecić filmów, że może jednak się zejdziemy. CHA ci w DE, palancie. SPIE.. w podskokach. Na drzewo. I niech cie moje piękne oczy juz nigdy nie oglądają. TERAZ JA.

    OdpowiedzUsuń
  10. ile czasu potrzeba pytasz...ja poczułam się wolna ,,od tego,, - gdy poczułam (i napisałam to tu tamtej nocy pamiętam) że tak, to był gwałt na duszy. Płakałam z żalu, z bólu, ze złości aż w końcu po paru dniach z ulgi.
    Wiesz, on mnie ciągle gdzieś jeszcze dręczy - dzisiaj np. znalazłam liścik za wycieraczką samochodową - napisał że beze mnie firma się rozpada - ....ale już się nie dam wkręcić ani nabrać na żadne jego gadania.
    Praca to mój czuły punkt - zawsze wiedzą w który trafić:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Muffin kochana ,
    powiem tak. ja wiem że trudno jest i ciężko , bo żalu w nas ocean i chcemy to wykrzyczeć, właśnie jemu. mnie pomogła książka, pierwszą ją przeczytałam, było tam zdanie żeby napisać list i wykrzyczeć ten żal...
    tak zrobiłam, ale w środku nocy na dokładkę napisałam dwa smsy do niego , ten żal mu wygarnęłam. i po co ??????????
    dziś powiem że nie warto było, źle mi z tym i proszę na wszystko - nie tłumaczyć i nie rozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Veno, bardzo podoba mi się to co napisałaś, aż mimowolnie uśmiechnęłam się czytając to. Tak masz rację, poczucie ulgi i wolności na pewno jest bezcenne. Warto o to walczyć niezależnie od tego ile trzeba włożyć w to pracy.
    Mnie on również do dzisiaj dręczy, co prawda wczoraj minął miesiąc od jego ostatniej wiadomości, ale czuję przez skórę, że jest to cisza przed burzą.Jak mam gorszy okres to boję się, że dam mu się sprowokować do powtórnego kontaktu, że znowu pozwolę przelać jego problemy na siebie. Nie chcę tego, chcę pójść dalej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Należy pomagać innym?
    Oczywiście, że tak.

    Ale, czy pomagając innym, siebie należy mieć za nic? Na pewno?

    OdpowiedzUsuń
  14. "Nie wiem jak sobie z tym poradzić, jak pozbyć się poczucia winy, jak przestań o nim myśleć, jak to wszystko zostawić za sobą?"

    Na to potrzeba czasu. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Kiedyś przyjdzie dzień, że okaże się, że juz nie myslisz o nim bez przerwy, a jesli nawet myslisz to te mysli juz nie bolą, po prostu sobie przepływają.
    Mnie najtrudniej było i własciwie nadal jest, bo do tej pory czasami mnie to nachodzi, ze nie mogę sobie wybaczyć, że byłam taka głupia. Albo, że na koniec tak głupio się zachowałam i nie plunęłam mu w twarz zamiast beznadziejnie głupio gadać, że aż wstyd powtórzyć co gadałam.

    Skup się na sobie. Na pokochaniu siebie. Na wybaczeniu sobie. To jest ważne. Analizuj siebie, nie jego. I nie miej wyrzutów sumienia, ratujesz siebie, to Twój obowiązek, ratować siebie, a nie palanta, który Cię zdradzał, szantażował i krzywdził.

    Trzymaj się Muffin :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie, jak już dochodzimy do etapu: UCIEKAM:) to później najtrudniej wybaczyć sobie, że się w takie bagno wlazło i siedział uparcie zamiast wiać od razu, bez oglądania się za siebie. Sobie najtrudniej wybaczyć, a z nimi (różnymi -patami i - fagami) nie ma co gadać. Problemem jest właśnie to, że oni nie są w stanie zrozumieć. Oni mogą chcieć albo nie chcieć, ale zrozumieć - nawet nie spróbują:)))

    OdpowiedzUsuń
  16. No nie, nie można siebie mieć za nic. A ja właśnie tak myślałam, że mogę zrezygnować z siebie na rzecz innych. Potrafiłam wyjść o trzeciej w nocy z domu, aby wysłuchać jego lamentów, wrócić o 5 nad ranem i mieć przed sobą perspektywę, że o 8 rano muszę być gotowa i czeka mnie ciężki dzień. Pozwalałam, aby traktowano mnie jak popychadło. Przekładałam jego dobro nad swoje.
    Próbowałam analizować jego, ale rzeczywiście była to stara czasu i żadnych konstruktywnych wniosków nie wyciągnęłam prócz tego, że jest skończonym idiotą.

    OdpowiedzUsuń
  17. A Ty (na szczęście) BYŁAŚ:))) Ale przestałaś? Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  18. Teraz żałuje, że nie słuchałam rodziny, przyjaciół, którzy mówili dużo wcześniej, że wpakowałam się w totalne bagno. Widać sama musiałam to dostrzec sięgając dna, aby teraz móc przyznać im rację.

    OdpowiedzUsuń
  19. Przestałam, już mi wystarczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. By uchronić siebie przed kolejnymi takimi toksycznymi związkami, odpowiedz sobie na podstawowe pytanie "DLACZEGO?".
    Dlaczego uważałaś, że jesteś mniej warta od niego?
    Dlaczego gotowa byłaś do takich poświęceń?
    Dlaczego pozwalałaś na bycie popychadłem?

    Jaką SWOJĄ potrzebę w ten sposób zaspokajałaś?
    Jak tę swą potrzebę możesz zaspokoić w inny, mniej traumatyczny, sposób?

    OdpowiedzUsuń
  21. Bo to każdy musi SAM:))) Żadne mądre rady się nie przebiją przez poczucie misji, którą pełnisz:) Przecież Ty nie możesz go zostawić, bo on biedny, bo smutny, bo nieszczęśliwy, bo udaje, że się powiesi (albo rozbije samochodem, albo utopi, albo nałyka, albo...), bo Twoja wina, że za mało, za słabo, za mizernie, że się po prostu nie przykładałaś:))) Ale jak się przyłożysz, to wszystko będzie znakomicie. I przykładasz się, i tracisz resztki szacunku do siebie, i chodzisz na rzęsach ze zmęczenia, i robisz WSZYSTKO, i... NIE JEST ZNAKOMICIE:( Wtedy (jeśli masz szczęście) zaczynasz myśleć:)) I - voila! - jesteś z nami:))) A to bardzo dobre miejsce "startowe" do uciekania:)
    PS. To (w dość dużym skrócie:))) ostatnich 20 lat mojego życia:) Z czego dwa najostatniejsze są znakomite:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Drogie Panie.
    Co to za nocne samobiczowanie?:)
    Czyżby po zniknięciu zasadniczego powodu ucieczki, czegoś brakowało?;)
    Już wystarczy:)))

    OdpowiedzUsuń
  23. Oprócz kasy i magazynu wszystko gra Drogi Amarku:)))
    Tak mi się przypomniało skąd się tu wzięłam. I chciałam napisać dziewczynom, które się boją, że znowu uwikłają się w jakąś niezdrową sytuację, żeby się nie bały. Bo ktoś tak przeczołgany jak my (skoro tu jesteśmy, to nie było łatwo:), wie jedno - wie czego nie chce:) I wystarczy się tego trzymać. Co mnie nie zadowala, co mnie męczy, co mnie: wkurza, obraża, denerwuje, nudzi... - zostawiam spokojnie i nie zabieram w dalszą drogę. I już:)))

    OdpowiedzUsuń
  24. Ech, amarku :)
    Ty nie masz pojęcia, jak trudno wybaczyć sobie TAKĄ WIELKĄ GŁUPOTĘ. Przecież to w pale się nie mieści czego względem siebie się dopuszczałyśmy. Trudno jest się z tym pogodzić :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Już tam:) Chcecie zostać "kombatantkami":)))
    Niby wszyscy inni WIELKICH GŁUPOT nie mają na swoim koncie?
    Mam wrażenie, że całe życie obfituje w potknięcia.
    Tylko od czasu do czasu utrzymujemy pion:)))

    "...zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny..."
    Przepraszam autorkę, ale to z głowy, czyli z niczego;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Ale trzeba Veno, trzeba:) Inaczej nie ruszysz do przodu. Start wygląda tak - owszem, wiem, byłam obrzydliwie głupia i dopuszczałam się wobec siebie rzeczy haniebnych. Ale teraz o tym wiem, nigdy nie zapomnę i mogę iść dalej nie czyniąc sobie zła.
    Wszystko... To proste:)))

    OdpowiedzUsuń
  27. Wiem, wiem :)))
    Generalnie się pogodziłam, i idę sobie spoko do przodu, ale czasami jak se przypomnę, to jak ten dziadek babkę łyżką w łeb, że ją wziął niecnotliwą :)))

    To nie tak, że rozpamiętuję i się użalam, i to mnie trzyma, to raczej utrzymuje mnie w takim własnie silnym postanowieniu NIGDY WIĘCEJ GUPIOCIPSTWA!

    OdpowiedzUsuń
  28. Wszystko jest po coś:) Nigdy więcej GUPIOCIPSTWA:)
    Trzeba pamiętać i nie ma co udawać, że się było mądrym jeśli się zdecydowanie nie było:) Teraz jest się przynajmniej spokojnym:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Tak, spokój nie ma ceny :)
    Mam pomysła na "Przystanek" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kostrzyn??? Woodstock???
      Żarcik:)
      Pisz:) Dawaj go tego pomysła:)
      A ja myślałam, myślałam aż wymyśliłam - jadę z dzieciakami na ten klif:) Na jednodniową wycieczkę:) I będę się gapić na wielkie niebieskie i mieć wszystko... Tylko jeden dzień - muszę się napatrzeć i "namieć":)))

      Usuń
  30. Super, jedź, narób zdjęć i daj chociaż popatrzeć :)
    Ja na klif mam za daleko, ale może chociaż do SPA się wybiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  31. :)zazdroszczę:))zawsze , każdemu, wszystkich wyjazdów:))))

    Vena, wybaczyć sobie..ja nie umiem. tej głupoty..jestem wściekła na siebie , i na te moje deficyty, jak się dzisiaj tak przyjrzę temu na spokojnie to mnie cholera jaśnista trafia..:)
    nawet ten liścik-firma pada-kiedyś już bym po nocach projekty robiła...a na zdrowy rozum skoro tak świetnie sobie radzę u kogoś to może czas na swoją firmę??
    mówię Wam, jaka ja jestem zła na siebie.......:)) ale konstruktywnie:)))))))

    OdpowiedzUsuń
  32. Przy fragmencie o planowaniu morderstwa oplułam dokumenty... Nauczka- nie pić przy czytaniu tego bloga :)
    Polecam wizualizację robienia strasznych rzeczy byłemu. Znakomicie oczyszcza na pewnym etapie. Mnie w pewnym momencie wyzwoliła złość, bo wcześniej czułam tylko żal i ból. I jeszcze taka moja osobista afirmacja: "Spier...laj z mojej głowy, spier...laj z mojej głowy...", raczej mantra.
    A na dziś dla Ciebie i Lilium:
    http://www.youtube.com/watch?v=IJ3cdu6Ptjs

    OdpowiedzUsuń
  33. O rany, Honda? Mam się niepokoić? Skąd te wyznania? Z jakiego powodu?
    Wiem, wiem, za Ciebie też popatrzę:) (na klif:))) Ty masz 'obowiązki:) Miłego weekendu kochana:)

    OdpowiedzUsuń
  34. na klif???? to będziesz koło mojego domu!

    OdpowiedzUsuń
  35. ;-)) na chwilke sie wtrące. najbardziej do gustu przypadła mi afirmacja..: spierdalaj z mojej głowy" przepraszam,że skorzystam z " gotowca" ale MUSZE :-)) wydrukowałam sobie nawet i wisi na monitorze.. hmmhmh zastanawiam się co pomysli jakis petent, który stanie zbyt blisko mojego biurka i przeczyta to... mhmhmh ;-)))

    pozdarwiam

    OdpowiedzUsuń
  36. Będę koło domu Marcysi patrzeć na morze i powtarzać afirmacje:))) Ale nie tę na sp..., to już mnie nie dotyczy:) Takie bardziej rozwojowe i przyszłościowe:)))
    Marcysiu, napisz na priv, może jakąś kawkę albo innego grzańca wypijemy na plaży:))) Jak się pozbędę "balastu":))) Bo jadę z czterema sztukami dorodnej młodzieży:) Ale młodzież ma swoje priorytety, gapienie się na wodę nie jest ich wymarzonym zajęciem. Dla dziewczynek jest "Klif" - centrum handlowe, dla chłopców jakieś inne (nawet nie wiem jakie) tajne sprawy:)))
    Honda - jadę w niedzielę z dzieciakami i dziewczyną synka:) Mówiłam Ci, że MUSZĘ pojechać pojechać do Orłowa. Od tego zależy moje dalsze życie:))) Ale "pandillac" wypełniony - 200%:)))

    OdpowiedzUsuń
  37. Tak chciałabym się z wami podzielić moimi przeżyciami, moją ucieczką, emocjami. Nie jestem dobra w sprawach komputerowych. Może mi się uda...

    OdpowiedzUsuń
  38. Witamy serdecznie Anonimowa. Dziel sie z nami Twoja ucieczka. My bardzo lubimy tutaj Uciekajace:)Tutaj nie trzeba miec zadnych zdolnosci komputerowych. Po prostu pisz i wysylaj. Wymysl dla siebie jakis nick to bedziemy wiedzialy , ze Ty to Ty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Dot. Uciekam już ponad rok, ale niestety ciągle się potykam. Dobry antydepresant od dobrego lekarza pomaga mi się podnosić. Chciałabym napisać coś więcej, ale tak tego dużo... sama nie mogę tego ogarnąć. Napiszę więc od kogo uciekam - uciekam od pewnego stuprocentowego Narcyza, dzięki któremu przez trzy lata żyłam jak w niebie, przez następne cztery jak w piekle. Odeszłam nie bez trudności. Czuję się jakby jakaś potworna pijawa wyssała ze mnie wszystko, co ważne, wartościowe, twórcze. Taki zrujnowany pustostan jestem. Zazdroszczę wam optymizmu i poczucia humoru. Może za jakiś czas będę podobna. Trzymajcie za mnie kciuki. Lula.

      Usuń
  39. Witaj Lula:)
    Zrujnowany pustostan:) Dobre:) Od razu widać, że TAK, że będziesz:) Będziesz miała i optymizm i poczucie humoru.
    Opowiadaj, pytaj, bądź - rozgość się.
    Zaprasza "zrujnowany pustostan" poddany dwudziestoletniej "wyniszczającej erozji".
    Co nas nie zabije... wiesz:)

    OdpowiedzUsuń
  40. Oj Lula - pogadaj z nami czasami a najlepiej codziennie :) na blogu wieczorowym , tym od pogaduch - zapraszamy a reszta POWOLI..

    OdpowiedzUsuń
  41. Witaj Lula,
    zobaczysz, powoli, małymi kroczkami, z dnia na dzień nabierzesz rozpędu, tylko musisz tego chcieć i nie poddawać się. Twój stan jest nam znany - wewnętrzna pustka. Ale zapełnisz ją.
    Choć to pewnie trudne, spróbuj pisać. Zacznij od początku, od dzieciństwa. Gdy będziesz nad sobą pracowac, wszystkie puzzelki same się poukładają.

    Trzymam, kciuki. Odzywaj się.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  42. Cześć Lula,

    sama nie uciekłam jeszcze...choć zostałam uderzona dwukrotnie...nie mówiąc o dawnych zaszłosciach...a Ty już ten najważniejszy krok poczyniłaś. Jesteś silna. Podnieść ze związku który trwał tę parę lat nie może być łatwo, bo musiałybyśmy być robotami na korbkę, ale czas teraz powinien należeć do Ciebie. Po prostu zmobilizuj się do chcenia...tego co kiedyś sprawiało Ci przyjemność i rób to wszystko i pisz jak najwięcej tu, czy w swoim notesie wylej swoje żale.

    Nadja

    OdpowiedzUsuń
  43. Dzięki dziewczyny. Po raz pierwszy od trzech lat rozryczałam się przed chwilą. Wiem, że to dobrze, sama czuję ulgę. Pracuję nad sobą tak, jak potrafię. Sporządziłam listę wszystkich upokorzeń, jakich doznałam od mojego pana N /a jest długa/ i gdy nachodzi mnie chwila słabości, nostalgia za tym co było /a było też wiele dobrego/, wywlekam tą listę i pytam samą siebie - chcesz aby to wróciło? Odpowiedź jest jedna - przechodzą mnie ciarki i zaczyna boleć mnie brzuch. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że pan N zagarnął mnie całkowicie, zawłaszczył, swoimi manipulacjami pozbawił przyjaciół - bo przecież w jego mniemaniu to on miał być całym moim światem, moim szczęściem, przeznaczeniem, wybawieniem - tym naj... naj... naj... w każdym calu. Wszyscy moi znajomi mieli wiele wad - on jeden był cudowny, bez skazy, godny zaufania, zawsze naj... Do dzisiaj duszę się w oparach kłamstw, którymi mnie karmił przez lata. Wiecie same, że te opary mogą zabić. Ale nie dam się. Będę walczyć o siebie, a on będzie kaleczył kolejne kobiety. Ale na to nie ma rady - każdy musi sam doświadczyć związku z narcyzem, przeżyć ten horror, samodzielnie wyciągnąć wnioski. Mnie też przed nim ostrzegano - nie wierzyłam.
    Spróbuję wejść wieczorem na wasze pogaduchy. Vena, aż boję się wracać do mojego dzieciństwa. To też nie była bajka z dobrym zakończeniem... Ściskam was mocno. Lula. /to z Dzikości Serca, uwielbiam ten film/

    OdpowiedzUsuń
  44. Nadiu dziękuję za Twoje słowa. Jestem jeszcze za słaba aby komuś radzić, ale myślę, że Ty też powinnaś zbierać się do odlotu ze swojego związku. Jeżeli uderzył, uderzy ponownie. Ile trzeba samozaparcia, żeby uciec - brak słów, ale można i trzeba. Odezwij się. Lula.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mimo konsekwencji które byłyby dla mnie dramatem, bo w zasadzie nawet nie wiem gdzie bym się tułała, już kilkakrotnie próbowałam...pakowałam się, wzywałam znajomych z autem, nie udało się, udobruchał mnie, lub powstrzymał...

      Nadja

      Usuń
  45. Nadja, a moze powiesz ciotce Dot dlaczego jestes jeszcze w zwiazku z kims kto Ciebie bije? Nadmienie tylko,ze nie uznaje odpowiedzi: "bo go kocham" albo "bo on nie wie co robi"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wplątałam się we wspólne długi, wspólny kredyt hipoteczny i nie mam gdzie pójść. Znajomi się boją a rodzice nic nie wiedzą...wystarczająco dużo zmartwień mają z moim rodzeństwem i wnukami...inna sprawa jeszcze, że nie jest to osoba z wszystkimi możliwymi objawami socjopaty. pod koniec lipca opisałam tu po krótce moją historię. Nie jest najgorzej, nie mam problemów z pieniędzmi (nie wylicza mi)sam mówi o wszystkich swoich wydatkach, a kartę z dostępem do jego konta mam cały czas ja, swoje dziecko traktuje tak jak chyba każde dziecko marzy,jest najlepszym ojcem jakiego widziałam, nawet kiedy traci cierpliwość, nie ma zapędów do spotkań z kumplami czy zdrad...każdą wolną chwilę spędza ze mną i z synem, trenuje sporty walki co pozwala mu rozładowywać napięcia jakie ma w pracy, bo kiedyś przynosił stresy do domu, czasem mnie prosi jak mamy gości bym go kontrolowała, bo wie że alkohol wzbudza w nim agresje. Dużo rozmawiamy...o wszystkim. Póki co mam spokój...ale najlepiej też nie jest...bo zostałam uderzona i tego z pamięci wymazać się nie da, sam jest tego świadom, mówi: "wiem że nie jesteś ze mną szczęśliwa i tak kiedyś w końcu odejdziesz i nigdy nie zapomnisz co Ci zrobiłem" Nie mogę wiecznie schizować się podejrzeniami o manipulację na każdym kroku, znam go i wiem kiedy jest szczery...tylko to nie jest to, czego pragnę....przeczekam jeszcze przynajmniej czas 10 m-cy aż jeden kredyt zejdzie i zostanie tylko hipoteczny, na którego połowę będzie mnie stać do czasu sprzedaży mieszkania.

      Nadja

      Usuń
  46. Każda z nas została w jakiś sposób stłamszona w nieudanym związku, i każda z innych powodów. Ja nie znam męskiej agresji. Mój pan N nigdy mnie nie uderzył. Za to miał cykliczne cieczki - jak ja to nazywałam. Wtedy nie liczyło się nic, tylko następna zdobycz. Cieszył się nią intensywnie i krótko, po czym wracał skruszony ze stałym tekstem - kocham cię, bez ciebie nie mogę znaleźć sobie miejsca, żyję tylko dzięki tobie i temu podobne farmazony. Wybaczałam do czasu, moja cierpliwość się kończyła, aż wreszcie kolejnej cieczki nie zniosłam. Po prostu. Bolało i boli do dzisiaj, ale mniej. Nie bałam się go. Jedyne co mógł mi zrobić to kolejne świństwo, a do tego przywykłam. A mężczyzny, który by mnie uderzył bardzo bym się bała...Lula.

    OdpowiedzUsuń
  47. Nadja, dobrze ze to napisalas. Nie milalam zamiaru Cie oceniac tylko moze... "sprowokowac" Cie do zastanowienia sie nad wlasna sytuacja. Przemoc fizyczna jest niedopuszczalna i nie mowimy tutaj tylko o regularnym biciu. Jest totalnym brakiem szacunku i zamachem na Twoje prawo do poczucia bezpieczenstwa. Ty o tym wiesz bo nie mozesz sie z tym pogodzic i caly czas Cie to gryzie.I to bardzo dobry objaw. Z wlasnego doswiadczenia wiem , ze po takich doswiadczeniach szuka sie kompensatorow takiego zachowania, czyli przywolywanie jego dobrych cech czy plusow jego charakteru tylko po to zeby nie musiec z jakis wzgledow (strach, niepewnosc, nadzieja) podejmowac drastycznych dzialan czyli wyjsc ze zwiazku ktory nie jest dla Ciebie dobry.

    OdpowiedzUsuń
  48. Nadiu ja dostawałam super prezenty, super wyjazdy nic nie było za drogie dla mnie ... Ale płaciłam za to bardzo wysoka cene za chwile. potrafił uderzyc, napluc w twarz itp. Moim zdaniem cena zbyt wysoka. juz nie wierze ze ktos kocha i jednoczesnie krzywdzi nie ma takiej opcji
    edna

    OdpowiedzUsuń