UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

piątek, 10 sierpnia 2012

Znów dół?

Dla uciekającej najgorsze są doły. Niby już było dobrze, niby wszystko już wiedziałaś, niby sobie przetłumaczyłaś, niby cieszyłaś się tą nową sobą. Niby tak szybko uciekasz, a tu BACH! Leżysz. Wyć się chce, użalać nad sobą, smutek, tęskność, obezwładniająca niemoc. A już myślałaś, że jesteś zdrowa, że poprzedni dół to był ten ostatni. I czujesz takie rozczarowanie, że jednak radość była przedwczesna, że jednak nie tak to szybko to zdrowienie idzie jakbyś chciała. Przecież tak się starasz, czytasz te książki, robisz mnóstwo notatek, kupiłaś fajny stanik, wyglądasz naprawdę super. Więc dlaczego? Dlaczego gdy przychodzi weekend znów tak źle się czujesz?

Kochana, nie pytaj dlaczego. Tak jest i już. Co z tego, że się dowiesz dlaczego, to nie sprawi, że doły przestana się zjawiać. Na pewno jest na to jakieś psychologiczne uzasadnienie. Ja nie jestem psychologiem i nie będę udawać, że wiem dlaczego tak się dzieje. Ja wiem, że tak jest i wiem, że to mija. Faza Powracających Dołów mija. Kiedy? Też Ci tego nie powiem. U jednej szybciej, u drugiej dłużej. Zależy to od wielu czynników. Między innymi od tego jaką masz konstrukcję psychiczną, jak mocno byłaś uzależniona, jak wielką traumę przeżyłaś. Dopóki są doły, to znaczy, że wciąż jesteś w żałobie, a wiadomo, że ludzie różnie przeżywają żałobę, jedni otrząsają się szybciej inni potrzebują więcej czasu.

Co robić by jakoś łatwiej ten dół znieść?
Z mojego doświadczenia wynika, że najgorzej znosi się doły w samotności i bez zajęcia. Na dół trzeba być przygotowaną, by nie dać dołowi dostępu do siebie, nie dać mu wolnego czasu.
A więc różnego rodzaju wyjścia z koleżankami, imprezki,  pogaduchy przy lampce wina. Tu uwaga - niebezpieczeństwo - nie pijemy za dużo alkoholu, bo gdy się upijemy to prawie na pewno na smutno i to dopiero będzie DÓŁ. Troszkę możemy, ale jeśli obawiamy się, że możemy stracić kontrolę, to lepiej wcale nie pijmy.
Kolejny sposób to wycieczki, spacery, ruch na powietrzu. Najlepiej w towarzystwie. Zmęczyć się, biegać, jeździć na rowerze itp. co lubisz lub chcesz spróbować.
Jeśli nie możesz wyjść gdzieś w realu to pogaduszki przez internet. Nie smęcić, nie biadolić, nie wspominać, nie pomstować (dotyczy rozmów w realu też). Starać się tryskać humorem. Jeśli nie możesz powstrzymać się od powracania do wiadomego tematu, to najlepiej obśmiać. Obśmiać jego, siebie, sytuację. Śmiać się z tego. Że to wcale nie śmieszne? Może i nie śmieszne, ale obśmiać można, zapewniam, że można :) Może nie w Fazie Zombie, ale zakładam, że ta faza już za Tobą, więc śmiej się.
Jeśli nie uda Ci się zorganizować towarzystwa, zorganizuj się sama. Przecież na basen możesz pojechać sama. I zmęczyć się pływaniem do utraty sił. Gdy wrócisz do domu taka zmęczona, wypijesz meliskę i zaśniesz jak niemowlę. Albo i bez meliski.
No i  masz swoja listę przyjemności. Wybierz coś i popraw sobie humor. Właśnie po to tę listę sporządziłaś. Nie żeby ją mieć, tylko żeby z niej korzystać. Korzystaj.





32 komentarze:

  1. Dół weekendowy:)
    Nie, żeby "posiadanie doła" było mi obce, ale akurat weekendowy raczej mnie nie dotyczy:) Dlaczego? Ano, z tej prostej przyczyny, że weekendy za czasów psychofaga - to były doły:) Teraz może (ewentualnie) być nudnawo:) Ale dół? No way!
    Weekend w czasach słusznie minionych polegał na patrzeniu i "odczuwaniu skutków" rozrywkowego usposobienia "towarzysza życia".
    Były weekendy "trochę udane" kiedy nie udało mu się uwalić w trupa:).
    Tera "tylko dzwoni", mogę więc szerokim łukiem omijać weekendowe doły. Zupełnie niedawno nauczyłam się mieć przyjemność z posiadania weekendu:) Nauczyłam się cieszyć się wypoczynkiem, którego nikt nie zamieni w rynsztok.
    Mnie doły weekendowe nie dotyczą - raczej "roboczodniowe":)))
    Ale, właściwie - zawsze można pojechać na klif - a tam wszystko się zmienia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki:)))
    Tak więc Dziewczyny - zamiast łapać weekendowe doły, cieszcie się, że nikt nie psuje Wam zasłużonego wypoczynku:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. :)))))))
    ja też na szczęście już lubię i czekam na weekendy. Ale mam zawsze pod ręką coś do czytania - na wypadek gdyby ....:)) i gimnastyka, sport..wolność.:)) coraz bardziej wpadam w nowe uzależnienie - sport .:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. doczytałam jeszcze , że salsa albo zumba . i czary-mary Dot - czasu braknie na doły i dołki.:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak trzymać Drogie Uciekające:)
    Nikt nam nie psuje weekendu:) Nie ma powodu do łapania dołów:))
    Jeszcze zakupy:) i basen, wycieczki krajoznawcze:), kino z dziećmi albo dobre lody (byliśmy dzisiaj - chociaż dzieci są "stare" to lubią takie eskapady:) -mnóstwo jest rzeczy, dzięki którym można do powstania doła nie dopuścić.
    Nowy zapach sobie przetestowałam dzisiaj w perfumerii - pasuje mi, cały czas ładnie pachnie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie juz tez doły weekendowe nie dotyczą, ale myslę, że zagladaja tu dziewczyny, ktorym moze taki post się przydać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O BA...
    Dlaczego weekendowe?
    - Bo w czasie tygodnia pracy mamy mniej czasu i energii "na głupoty" czyli tęsknotę za brakującą cząstką dotychczasowego życia.
    - Bo stawiając siebie zawsze na pośledniejszym miejscu, dotąd zawsze weekend, to był czas aby WRESZCIE pobyć Z NIM (co często miał w odwłoku) bez pośpiechu i choćby TYLKO po to by się przytulić,
    - Bo WEEKEND = ON (do końca trwania związku, nawet jeśli to było zupełnie nieświadome)
    STĄD - weekend to nadmiar czasu i pustka,

    Tak jak Katalina z dużą ulgą przyjęłam "NIE MARNOWANIE" moich cennych, jako zasłużony odpoczynek, weekendów :)))
    Ponieważ tyle rzeczy odkładałam "na potem", żeby na bieżąco spełnić JEGO potrzeby, więc teraz mam mnóstwo do nadrobienia. ZAWSZE coś się znajdzie - ile to rzeczy w okolicy jeszcze nie zwiedziłam (mimo, że to rzut beretem - umrę i nie zobaczę? never ever) więc zwiedzam. Szaleństwo i/lub wyciszenie z dziećmi - jak KLIF czy basen Kataliny - dzieci zadziwione i zachwycone - nadrabiamy zaległości z zagonionego roku szkolnego, gdzie brak na to czasu. Ksiązki, sklepy, głupi spacer z głupim psem a nade wszystko spotkania z ludźmi. Nie macie koleżanek (krewnych), z którymi nie miałyście czasu od dawna się spotkać?
    Teraz weekendy mam zaplanowane DŁUUUUUUUgo naprzód :) I doły się zasypały :)))
    Miłej niedzieli drogie Panie :)
    Gall...anonim

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie dzisiaj zimno i leje. Stres mnie lekko dopadł bo ogródek czeka.... ( nie chce mi się i nic na siłę ) ; kukułki się kończą :) kontuzja po wczorajszej gimnastyce :) ; ale , cisza i błogi spokój , muzyka , książka , kocyk , i zasłużony odpoczynek :))) zbieranie sił na nadchodzący tydzień.
    Pachnąco - bez papierosków.
    Z telefonem - ale co najwyżej wyślę eskę do cobycmusi albo NOWAlijki -
    Dobrego dnia wszystkim i głowa do góry :))

    p.s. dlaczego szybciej się tyje niż chudnie??

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrego dnia, milko i wszystkim :)))

    Co do tycia i chudnięcia, to też nie wiem, ale co tam, zjem Pawełka :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam dola z powodu cellulitu ..wstyd mi tak, ze sie nie podpisze, ha-ha. Zjawil sie dran nie wiem skad jakies dwa miesiace temu, gdy postanowilam wymodelowac sylwetke uzywajac kremow i zeli...normalnie dziury mi sie porobily w udach i pupie... czy jest jakis sposob by sie go pozbyc w trzy dni? chocby na trzy dni. po ucieknieciu poltora roku temu bede sie wylegiwac w meskim towarzystwie na bardzo cieplej plazy (nota bene dostane tez wlasnie wtedy okres, bo ostatnio ze wszystkim mam pod gorke;o)
    To bylo na powaznie. Kontynuujac na powaznie: doly zdarzaja mi sie teraz glownie z powodow finansowych. najwiekszy przede mna - po powrocie z wakacji, ale nie moglam sobie odmowic. nie mam dzieci wiec rozsadna byc nie musze....ale bedzie panika, bez dwoch zdan.. z powodu psychofaga juz nie miewam dolow od miesiecy- za psychofagiem nie tesknie, o jego nowe milosci nie jestem zazdrosna - wspolczuje jej bardzo. Wiem, ze choc to dobrze wyglada z zewnatrz (o jejku, ilez ja sie nagimnastykowalam by zakamuflowac nasze/moje problemy - efekt byl powalajacy: w towarzystwie zawsze usmiechnieta i zadbana, niewazne)n. No, to jak z tym pozbywaniem sie cellulitu w trzy dni? Moze jest jakis sposob??? NA trzy dni. Potem niech wraca, obiecuje, ze zaczne sie gimnastykowac, jesc mniej slodyczy, pic mniej alkohoku wiecej wody, wiecej warzyw i owocow itd, itd ;o) Pozdrawiam Was wszystkie i milego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  10. taak... "odczuwanie skutków rozrywkowego usposobienia towarzysza życia"... znam, pamiętam, nie tęsknię. Ja to nawet lubiłam jak w piątek udało mu się uwalić w trupa. Wtedy była szansa na to, że w sobotę już nie będzie miał sił na korzystanie z weekendu, szukanie wrażeń w towarzystwie niezwykle wartościowych przyjaciół, którzy też muszą odreagować po całym tygodniu nicnierobienia i mogłam liczyć na "trochę udany" weekend, bo w niedzielę (jak już kac minął) mogliśmy spędzić czas razem. A już od czwartku chodziłam spięta, bo każdy najmniejszy powód do kłótni był wykorzystany, bo jak się pokłócimy to ze spokojnym sumieniem będzie mógł się napić, bo będzie mieć jeszcze jeden pretekst do "odreagowania".
    A teraz weekend to mój czas. Sport, zakupy, ogarnianie spraw zaległych, rodzina znajomi :) Doceniam, w końcu. Mogę wieczorem posiedzieć z przyjaciółmi nie zastanawiając się przez cały czas, czy mój luby wróci dzisiaj na noc, czy rano obudzę się obok pustej poduszki. Nie zerkam co chwilę na telefon z nadzieją, że dostanę wiadomość "wracam do domu skarbie".
    Nawet jak w tygodniu dopadają mnie doły, to na weekend przyklejam sobie uśmiech do twarzy i staram się zapomnieć o problemach (niestety, jeszcze nie zawsze się udaje) :)
    Udanego weekendu :)
    sobieporadze

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurcze, nie wiem jak się robi żeby było widać mój podpis, więc się przedstawię: to ja, Ulka- Silma:D
    Otóż Drogie moje, mam nieco mieszane uczucia co do tego tekstu. Jakby nie do końca mogę się zgodzić z tezami i radami. Zacznę od domniemanych przyczyn. Jak śpiewała Edyta Geppert- Jaka róża taki cierń. Czym większy ból, rana, tym dłuższe gojenie, a to również w postaci dołów, dołków i rowów tektonicznych się objawia. Jak z tym walczyć? No i tu mam kompletnie inne zdanie niż Vena. Dodam, że to moje zdanie, może innym się nie spodobać i nie zagrać, ale u mnie się sprawdziło. Kochane, można być i 10 lat w terapii i nadal psychofag czkawką się ni z tego ni z owego odezwie. Więc etap zombie, wyjni czy jak to nazwać będzie nawracał. Pocieszające jest to, że coraz rzadziej i słabiej. Ja nauczyłam się przeczuwać nadejście doła, jak Epileptyk ataku. Czułam taki rodzaj mrowienia w żołądku, coś jakby antymotyle:D. I wtedy broń borze nie uciekałam przed dołem. Dół bowiem jest złośliwy i wredny, i jak się zaprze to Cię dopadnie. Dlatego lepiej go przeżyć w miejscu przez siebie wyznaczonym, na swojej udeptanej ziemi wyzwać go na pojedynek. Mnie najbardziej służył pusty dom (czyli samotność, której tak nie lubicie)i możliwość wykrzyczenia, zwierzęcego wycia, ale cały czas świadomie: tak, mam doła i pozwolę mu przez siebie przepłynąć. Im głośniej darłam ryja tym on szybciej znikał. Jakby się bał mojego głosu wychodzącego z głębi trzewi. Kiedy na to wpadłam, dołu stały się rzadsze, słabsze i w końcu poszły precz. Od lat nie wiem co to dół. Od momentu, kiedy przestałam z dołami walczyć i pozwoliłam im "zawładnąć" sobą do chwili kiedy zaliczyłam ostatni dołek minęło może w sumie z pół roku. Póki walczyłam, usiłowałam "zagospodarować" doła nawracały one regularnie kilka razy w tygodniu przez 3 lata...
    Co do rady:
    "Z mojego doświadczenia wynika, że najgorzej znosi się doły w samotności i bez zajęcia. Na dół trzeba być przygotowaną, by nie dać dołowi dostępu do siebie, nie dać mu wolnego czasu.
    A więc różnego rodzaju wyjścia z koleżankami, imprezki, pogaduchy przy lampce wina. Tu uwaga - niebezpieczeństwo - nie pijemy za dużo alkoholu, bo gdy się upijemy to prawie na pewno na smutno i to dopiero będzie DÓŁ. Troszkę możemy, ale jeśli obawiamy się, że możemy stracić kontrolę, to lepiej wcale nie pijmy"...
    To z nią jest trochę tak, jak z brakiem umiejętności przebywania w ciszy. Zauważyłyście, jak wiele osób zaraz po wejściu do domu pierwsze co robi to włączenie telewizora,radia, muzyki? Wszystko jedno czego, byle ni bycie w ciszy. Czemu? Bo w ciszy słychać własne myśli. Bo czasem te myśli są niewesołe, dotykają żywych ran, bolą. Ale Drogie Panie, nie da się wyleczyć zęba bez borowania, ropiejącej rany bez oczyszczenia. Pozwólmy sobie na myślenie, czucie bólu. Inaczej guzik będzie z tego biegnięcia do przodu. I zostanie tylko ucieczka przed demonami.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurcze niech ktoś poprawi tego orta! broń borze... bóg mnie opuścił...
    Ulka_ Silma

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja w samochodzie zrezygnowałam z radia parę lat temu - tak potrzebuję ciszy ... od pół roku nie oglądam tv...mój były mąż pojęcia nie miał całe lata co to cellulit , dopóki nie zaczęłam sama smędzić na ten temat...
    wzięłam się za siebie dopiero po trzydziestce , ale za to skutecznie.
    co do alkoholu i papierosów , myślę że umiarkowanie we wszystkim , i będzie dobrze.
    Nieraz mam ochotę się upić , ale z tego co czytam i słucham skutecznego lekarstwa na kaca nie ma więc odpuszczam sobie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może przez to że mój psychofażek pił, mam awersje do alkoholu. Pewnie też dlatego, że w mojej rodzinie nikt nie pił. Po wino sięgam rzadko, na smaka, czasem dodaję do potraw. Piwa nie znoszę, wódki również. Problem towarzyski :)bo na spotkaniach tez nie piję. Tak więc nie mam ochoty się upić...
      Ulka- Silma

      Usuń
  14. Darcie ryja w PUSTEJ chałupie też mi się podoba :)
    Różne my są, to i różne metody na doła. Grunt to nie dać mu się obezwładnić i doprowadzić do bezsilności, no bo co by niby miało to dać?
    Miłego wieczoru. Gall...anonim

    OdpowiedzUsuń
  15. Ulko-Silmo :)
    "broń borze" zostanie, bo nie ma możliwości edytowania komentarzy i nikt nie może tego poprawić, ale uznajmy, że chodziło o bór (las) i nie ma błędu :))

    Co do meritum. Ulko, ktoś, kto przeczytał moją zakładkę, wszystkie moje zakładki wie, że nie uchylałam się przed myśleniem, drążeniem siebie, analizowaniem przyczyn, przed autoterapią i wyciąganiem wniosków nie zawsze dla mnie miłych. Nie uciekłam przed demonami, tylko z nimi robiłam porządek. Jest tam też fragment o takim sposobie odstresowywania o jakim Ty piszesz, krzyk w samotności, ekspresja do bólu, łącznie z bluzganiem i płaczem. Tak, jest to bardzo oczyszczające, po takim odreagowaniu wraca spokój i uśmiech. Czasami nadal to stosuję (zwłaszcza te bluzgi :), już nie odnośnie psychofaga, ale i w innych sytuacjach stresowych.

    Ja bym podzieliła te doły przynajmniej na dwa rodzaje (w tej chwili przychodzą mi do głowy dwa rodzaje). Dół z powodu nagromadzenia złych emocji - ból, gniew, złość, żal, rozgoryczenie i drugi rodzaj - dół z powodu odczuwanej pustki i nieumiejętności zajęcia się sobą.

    Z nagromadzonymi złymi emocjami koniecznie trzeba coś zrobic i zgadzam się z Tobą jak najbardziej, że nie mozna tego przyklepywać, uciekać od tego, bo wcześniej czy później te emocje wypłyną. Jesli wypłyną to i tak dobrze, bo gorzej gdy w nas pozostaną w postaci permanentnego stresu, depresji lub innej choroby. Masz rację, pozwólmy sobie na myślenie i czucie bólu. Bez tego nie wyjdziemy z mroku.

    Ten tekst pisałam z myślą o tych drugich dołach, spowodowanych pustką. Jak widzę, powinnam to wyraźnie zaznaczyć, bo nie wszyscy czytali wszystkie moje przemyslenia i taki jeden post może faktycznie być zrozumiany, że propaguję tylko uciekanie od samotności. Nie, ja wiem, że musimy nauczyć dobrze czuć się w swoim własnym towarzystwie i nie bać samotności. Ja juz to umiem, ale był okres, że jeszcze tego tak dobrze nie umiałam i męczyłam się bardzo, bo nachodziła mnie jakaś głupia tęskność nie wiadomo za czym - ja to nazywałam tęsknota za tęsknotą. Wtedy organizowanie sobie różnych zajęć na weekendy skutecznie mi pomagało i dawało zadowolenie z fajnie spędzonego czasu. To o tym pisałam - działania w kategorii ZAJĄĆ SIĘ SOBĄ.

    Piosenka Edyty Geppert "Jaka róża taki cierń" jest bardzo przejmującą piosenką, Edyta pięknie ją śpiewa, ale ja nie lubię tej piosenki, bo jest ona o samobójczyni:
    "Miłość durna, miłość zła
    Nie ma władzy nade mną
    Włosy me pochwycił wiatr
    Dziesięć pięter i ciemność"
    A ja nigdy nie miałam myśli samobójczych. W najgorszych chwilach moja wola życia i wola wyjścia z traumy była wielka, nawet wtedy kiedy czułam się masakrycznie.

    Ulko, dzięki za komentarz, uświadomiłam sobie, że nie mogę zakładać, że każdy kto czyta mojego posta, czyta go w kontekście wszystkiego co do tej pory napisałam.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mea culpa... wlazłam w środek tekstów i się mądruję:) Nie znałam tamtych tekstów, wiec przepraszam. Muszę też przyznać, że nie umiałabym rozdzielić dołów na długie i krótkie, bo sama zaliczałam raczej serie krótkich. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić długotrwałego stany zdołowania, ale jeszcze nie depresji. To musi być trudne.
      Całuje i życzę sukcesów w radzeniu sobie z problemem.
      Ulka- Silma

      Usuń
  16. Vena, a nie jest to tak trochę , że dopiero gdy wiemy z czym walczymy to wtedy dopiero żadne doły nie są straszne ? Ani ,,pustka,, czy samotność ? Jestem sama , w pustym domu i nic się nie dzieje - a kiedyś nie usnęłabym sama bez zapalonej lampki... coś mi się wydaje że naprawdę na skróty nie da się uciec - dzisiaj napisałam to do cobycmusi - skąd jeszcze moje łzy i rozpacz ( nie jest to płacz za NIM ) - ale musiałabym od początku znów pisać - o terapii dda , traumie dzieciństwa , młodości , itd .
    Dół płaczliwy który mnie dopada to świadomość i pogodzenie się z prawdą - wybrałam dwóch mężczyzn , którzy umieją dać mi tylko jedno uczucie - "nie czuj" i milcz - a będzie dobrze. Trudne do zrozumienia ale jak piszę - musiałabym założyć chyba nową zakładkę - ucieczka dda czy terapia dda . lub "ruiny za mną" :))

    OdpowiedzUsuń
  17. Fajny tekst, ale czy taka ucieczka pomoże mi nie sądze. Mam doła, bo oszukałą mnie i skrzywdziął osoba, którą kocham. Nie rozumiem jego postepowania, a on nawet nie che mi wytłumaczyć, dlaczego tak mnie okłamywał i nie powiedził prawdy choc wiedizał co czuje do niego. W kazdym razie taka ucieczka byu się zmeczyc by coś robic mi nie pomaga, nawet nie jestem w stanie tego robic, bo źle sę czuje fizycznie, mam o poowe mniej sił niz kiedyś. Moze jak bym nie zajmowałą się czytaniem ksiązek i innymi rzeczami a bardziej skupiła na nim i nie zdawał sie naniego, teraz było by imaczej i nie był by z inną z powodu wpadki. Przeanalizowałąm moje zachowanie czego nie zrobiłam a powinnam, jego słowa itd , niestety akurat to co mówi pamietam dobrze. Jest mi smutno, jaki sens jest szarpanie sie skoro nie mam przy sobie osoby którą kocham.

    OdpowiedzUsuń
  18. Milka, gdy wiemy z czym walczymy, to wiemy, że nie ma dróg na skróty. Albo przejdziemy przez sam środek cierpienia, albo nic z tego nie będzie. Gdy wiemy z czym walczymy, to wiemy, ze pojawiające się doły wskazują, że nasza nauka, nasza walka jeszcze nie jest zakończona, że gdzieś w nas jeszcze nie wszystko zostało oczyszczone, ze jeszcze jakaś drzazga tkwi, trzeba ją znaleźć i wyciągnąć.
    Trzeba. I to jest najwazniejsze. Ale również waznymi składnikami naszej terapii jest wychodzenie do ludzi, ruch, sport, poczucie humoru, sprawianie sobie przyjemności, nauka czerpania zadowolenia z innych aktywności i stanów niz tylko z zadowalania swojego pana i władcy. Nie chodzi o to by założyc sobie kaganiec "nie czuj i milcz", tylko o to, by świadomie organizować sobie czas, swój czas dla siebie. I weekned jest do tego dobrym czasem. Zamiast siedzieć i czuć pustkę, zróbmy coś dla siebie.
    Ważne by to wszystko robić świadomie i równolegle.

    OdpowiedzUsuń
  19. Anonimowa, myślę, że na razie nie zrozumiałaś znaczenia tego "uciekania" o ktorym tu piszemy.
    Tu nie chodzi o uciekanie by się zmęczyć. Tu chodzi o ucieczkę z toksycznego związku, chodzi o odcięcie się od toksycznej osoby oraz o dotarcie do przyczyn dlaczego związałaś się z toksyczną osobą, dlaczego długi czas tkwiłaś w takim związku, dlaczego tolerowałaś złe zachowania, dlaczego szukasz winy w sobie za jego zdradę, przeciez to on zdradził, a Ty temu przeciwstawiasz czytanie książek, przeciez to w ogóle nie ma porównania.
    Chodzi o pracę nad sobą, by czuć się godnie, pewnie siebie, by siebie kochać i szanować, by nie pozwolić innym, by Ciebie nie szanowali. To nazywamy uciekaniem. Poczytaj tego bloga, a zobaczysz o co w tym wszystkim chodzi.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Vena bardzo dobre słowa powyzej jak dla mnie. Ja przeszłam przez faze zombi - czas to był okrutny. I chyba zatrzymałam sie, nie potrafie zrobic kroku do przodu. Mam wrazenie że jestem obecnie na jakiejs simusojdzie. Moim chyba najwiekszym problemem jest dotarcie do tego dlaczego sobie na TO pozwalałam. Normalnie bariera punktu startu. I nie wiem jak i co dalej.
    edna

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj edna - ja taki stan o którym piszesz miałam z dwa tygodnie . Nic nie rób, żyj. Przeczekaj , każdy ma swoje tempo , ale czytaj - cokolwiek - czasem trzeba ,,przewietrzyć,,głowę , mnie bardzo pomagają słowa że nic nie muszę , mogę ale nie muszę już nic dla nikogo tylko dla siebie. Inaczej wyglądają dzisiaj moje przemyślenia i widzę że przewartościować trzeba pewne rzeczy. Ale traktuję siebie łagodnie , bez nakazów - faktycznie wtedy chęci same przychodzą. :)
    i pisz, to bardzo oczyszcza i pomaga.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. Od kilku miesiecy czytuje sobie ten blog i czasem sie dziwie. Doly na ten przyklad. W anglojezycznych artykulach gdy pisze sie o konsekwencjach przemocy dla ofiar (psychicznej, fizycznej, seksualnej, finansowej, etc) na pierwszych miejscach wymieniana jest DEPRESJA. W Polsce podobno statystycznie tyle samo osob ginie w wypadkach na drogach ile popelnia samobojstwo (nie znam dokladnych danych, podejrzewam, ze wiekszosc przypadkow to ofiary depresji starczej i mezczyzni)a na tym forum o depresji nic a nic. Wstydliwy temat albo co? Przez piec lat bylam ofiara przemocy pewnego czarujacego i szarmanckiego skadinad mezczyzny. Mam za soba kilka drobnych i jeden powazny epizod depresji z tamtego okresu. Zdiagnozowanej, takiej z antydepresantami, ktora nie pozwalala na podjecie pracy. Moj zwiazek i jego zakonczenie mialy miejsce na antypodach. Stracilam wszystko i zostalam sama z dlugami. Nie mialam samochodu, domu, pracy, spalam na podlodze u znajomej i bywaly dni, gdy bylam glodna a rodzina tysiace kilometrow stamtad. UCieklam do Polski,odcielam sie od meza, pozostal tylko email, z ktorego dobrodziejstw korzystal slac od czasu do czasu slodkie slowa milosci i uroczyscie. placzliwie itd. przepraszajac () Z kobiety samodzelnej i samowystarczalnej zamienilam sie w podporzadkowana, bojazliwa, zupelnie uzalezniona od mezczyzny (choc na zewnatrz udawalo mi sie utrzymywac pozoru, ze jest inaczej) Dlugo nie rozumialam jak on moze z soba zyc po tym co mi zrobil - to nie miescilo sie w moim pojeciu czlowieczenstwa.
    Milki faza zombie trwala dwa tygodnie. Mnie tyle nie wystarczylo. Moja faza zombie przeszla w trwajaca miesiacami DEPRESJE (choc miewalam lepsze dni) Ponioslam ogromne konsekwencje bycie w zwiazku z psychopata. Emocjonalne, fizyczne (chocby te moje zwiazkowe migreny) finansowe, itd. Pomogly mi spacery, terapia, rodzina, wycie, wszystko. To byl najwiekszy zakret w moim zyciu (grzeczna dziewczynka bylam, z domu bez przemocy choc z dominujacym ojcem- ale ten, raczej wyskoczylby z okna niz uderzyl mame). Najwazniejsze, ze z tego wyszlam, choc wciaz sporo mam do odbudowania. Sa doly dwutygodniowe, sa doly na ktore wystarczy lampka szampana. I jest DEPRESJA, o ktorej zdaje sie w tym kraju wciaz nie wypada wspominac ?. Dziewczyny, kobiety, ktore czujecie, ze stracilyscie/tracicie sens zycia i stan ten nie mija - warto udac sie do specjalisty(choc statystycznie szanse na to, ze bedzie dobry sa niewielkie;). Spacery, cwiczenia fizyczne, komedie, itd. na pewno nie zaszkodza. Moja dusza sie zregenerowala po psychofagowym zerowaniu. Czego i Wam zycze. Stalo sie, mialam pecha. Wybaczylam sobie i choc jemu nie zamierzam wybaczac (uwazam wybaczanie za przereklamowane) to mu nie wypominam;).Doly miewam (choc juz nigdy z jego powodu) i podejrzewam, ze beda sie pojawiac do konca dni moich.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jade , ja się trzymałam mocno wskazówki ZERO KONTAKTU . Tak tu dziewczyny radziły - dopóki emocjonalnie będę uwiązana to nic się nie uda. Pomału się zmusiłam do przeczytania jednej książki, potem następnych...zajęciem się sobą, swoimi problemami a nie TYCH PANÓW . Dlatego może nie dopuściłam sama do depresji - ale nie wiem.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Jade, masz rację. Ten blog jest grupą wsparcia dla kobiet, ktore postanowiły same poradzić sobie z traumatycznym rozstaniem, ale czasami bywa tak, ze pojawia się ciężka DEPRESJA jako jednostka chorobowa i wtedy "domowe" sposoby na poradzenie sobie z problemem nie dają rady.

    Nie czujemy się na siłach diagnozować i leczyć depresji i z tego względu o niej nie piszemy. Natomiast jeśli chodzi o konkretne przypadki niejednokrotnie sugerowałyśmy konsultacje ze specjalistami. Leki, sanatoria, a nawet szpitale psychiatryczne tez są dla ludzi i każdy sposób jest dobry jeśli pomaga.

    Nasz sposób to dzielenie się swoimi doświadczeniami, mówienie o tym co nam pomogło, bo skoro pomogło nam, to jest szansa, że pomoże innym.
    Moja faza zombie trwała ponad 3 miesiące, a przez pół roku nie mogłam normalnie pracować, dopiero jak znalazłam w necie kobiety z podobnymi problemami do moich, gdy poczułam ich wsparcie, dopiero wtedy tak naprawdę zaczęłam stawać na nogi. A wcześniej chodziłam do terapeuty, brałam środki na sen i to było mniej skuteczne niż rozmowy, niż pisanie, niż dyskusje i wsparcie koleżanek.

    OdpowiedzUsuń
  25. Vena ma absolutną rację: my możemy pomóc tym, które chcą, potrafią, dają radę. Depresja to choroba - do wyleczenia potrzebny jest lekarz i środki farmakologiczne. To, co robimy tutaj może być dodatkiem do fachowej niezbędnej w takim wypadku pomocy.
    Diagnozę również postawić musi lekarz. My nie ocenimy czy ktoś jest tylko w "czarnej dupie" z powodu wielkiego smutku, żalu i poczucia krzywdy; czy cierpi na depresję i żadne "domowe" sposoby nie pomogą:)))
    Nie dawajcie się dołom:) Doceńcie te chwile, których nikt Wam nie psuje. Dostrzeżcie urok braku konieczności ciągłego przypodobania się za wszelką cenę. Cieszcie się sobą, wolnością, niezależnością. Można spędzić naprawdę cudowny, relaksujący, odprężający dzień w szlafroku:) I nie musi być to efekt dopadającego nas doła - to może być działanie skierowane na własną przyjemność, odpoczynek, małe, domowe SPA:) - polecam.
    Nie dawajmy się dołom - wyciągajmy z nich jak najwięcej dla siebie:))) Relaks, odpoczynek albo aktywność, działanie - zawsze z dobrym efektem dla nas:)))

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja to zawsze tak z grubej rury i dramatycznie; o) Antydepresanty odstawilam rok temu a od jakichs osmiu miesiecy jestem zdrowa choc miewam doly i smutne dni - klasyfikuje je "w normie", uwazam, ze zdarzaja sie wszystkim, mnie moze troche czesciej bo zawsze bylam lekko melancholijna. Za zadne skarby nie wrocilabym do weekendow z psychofagiem. Konmi by mnie nie zaciagnal; Moje weekendy lubie.Lubie byc sama i lubie ludzi. Z perspektywy czasu mialam wiecej szczescia niz rozumu - wszystko sie jakos ukladalo. Gdy zostalam bezdomna mialam klucz do trzech mieszkan. Gdy spalam na podlodze to w apartamentowcu, w ktorym byl basen i sauna. Gdy potrzebny byl mi czas dla siebie znajomi zaproponowali mieszkanie w pieknej starej kamienicy w centrum Warszawy - gratis. A we wtorek lece na romantyczne randez-vous w miescie zakochanych (Veno, wlasnie tam;). Jak mawia moja znajoma, bo Twoje zycie juz takie jest i musisz to zaakceptowac. Akceptuje wiec moje dziwne zycie i nie moge sie doczekac, kiedy wreszcie podniose sie z kleski finansowej (i niech Was te krotkie wakacje nie zmyla)
    Nie jest jeszcze cacy ale mentalnie jestem juz po ucieczce - na zupelnie innej planecie. Tylko wiem, jak cholernie ciezko moze byc. a zawsze jest ktos kto ma gorzej; Dziewczyny w depresji - tez dacie rade. Tylko sie nie poddawajcie. Cwiczenia fizyczne, spacery, znajomi sa bardzo wazne. . Przedluzajace sie wycie = depresja. Trzeba sie wypychac z domu. Jesli same sobie nie radzicie z dolami szukajcie pomocy. Warto.

    Dobranoc :o)

    OdpowiedzUsuń
  27. Katalino, tylko niewielki procent chorych na depresje szuka pomocy u lekarza. Z depresji mozna sie podniesc samemu, wszystko zalezy od stopnia jej nasilenia. Nie zawsze potrzebny jest lekarz i srodki farmakologiczne.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  28. Owszem - można:) Ale jest bardzo trudno. Wszak depresja to choroba, wymaga odpowiedniego "traktowania". Wszystko co związane jest z biochemią mózgu powinno być prowadzone przez specjalistę. Aby rezultaty leczenia były właściwe i trwałe. Faktem jest, że antydepresanty są na receptę, a recepty wypisuje lekarz. Już to tylko generuje konieczność konsultowania się z siłą fachową.
    Z chorymi psychicznie już tak jest, że ostatnią rzeczą, której szukają jest pomoc służby zdrowia. Dotyczy to również depresji. Tym trudniej ją leczyć, że nie daje objawów niebezpiecznych, zwracających uwagę otoczenia. To, że ktoś jest smutny, przygnębiony, bez woli działania nie wydaje się chorobą, raczej jakimś przejściowym stanem przemęczenia czy "gorszym momentem" w życiu.
    Właściwości osobnicze również są istotne. Nawet katar jeden człowiek znosi i przechodzi lekko, inny musi położyć się do łóżka i łykać prochy:)))

    OdpowiedzUsuń
  29. Witaj Jade :-) dawno Ciebie nie było...

    Depresję należy leczyć tak samo jak zapalenie płuc.
    Jedna i druga choroba nieleczona grozi śmiercią, ta pierwsza samobójczą...
    Nie dramatyzuję, nie straszę tylko stwierdzam fakt.
    Depresja jest epidemią naszych czasów. Niestety. W naszym zaściankowym środowisku
    jest chorobą, do której wstyd się przyznać. Nie mam czasu na rozpisywanie się.
    Ale...przewlekły "dół" należy zdiagnozować, korzystając z instynktu samozachowawczego a nie rad właścicieli patentu na wszechwiedzę typu: "weź się do roboty to ci przejdzie"
    albo "babie we łbie się przewraca bo ma za dobrego chłopa" itepe.

    Kicham na to, miałam depresję, wiem z czym się to je. Ignorancja moich najbliższych wołała o pomstę do nieba...Zrozumiała mnie i zmusiła do wizyty u lekarza moja przyjaciółka, która kilka lat temu sama przeszła ciężką depresję.

    Apropos, lekarza polecam! Cudowny człowiek. Uważny. Jako jedyny po wysłuchaniu kilku zdań o moim związku powiedział, że stosowane są na mnie socjotechniki...
    Rozsądnie przepisuje tabletki. W dużej mierze dzięki niemu stanęłam na nogi. Ale wiem, że sama włożyłam w to ogrom pracy.

    OdpowiedzUsuń
  30. OD TEJ CHWILI BARDZO PROSZĘ O WYPOWIEDZI NA NOWYM BLOGU.

    BEZPOŚREDNI LINK


    http://uciekamydoprzodu.blog.pl

    OdpowiedzUsuń