UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

wtorek, 29 maja 2012

Witam, kłaniam się w pas i ogłaszam:

WCZORAJ MOJA BLISKA SERCU PRZYJACIÓŁKA, A JEDNOCZEŚNIE KOLEŻANKA Z PRACY, WRĘCZYŁA MI KOPERTĘ Z MOIM IMIENIEM I NAZWISKIEM, ZA DATĄ: 26.05.2011, A W ŚRODKU:

"Uroczyście oświadczam, że ja Honda (taka i taka), urodzona **.**.1982 jak następuje:

- od dziś przestaje robić z siebie worek treningowy dla mojego byłego partnera, a składa się na to:

* podkładanie mu się - dzwonienie (raz mi się zdarzyło, ale jednak)
* posiadanie jakiejkolwiek nadziei (wiem, bardzo zabawne)
* usprawiedliwianie go (żałosne)
* zastanawianie się, co autor miał na myśli mówiąc: kurwa, kurewstwo, dziwka i kurwidołek (nie ma jak się z tego i tak wytłumaczyć).

W dniu 26.05.2011 przekładam i wprowadzam do realizacji."

Jedyne przekłamanie to to, że wprowadziłam do realizacji ten szczytny projekt dopiero 30 lipca.
30 lipca 2011 :)

Ale wtedy, w maju byłam w ciemnej dupie, na tak ostrym zakręcie, cudem nie wylądowałam w rowie, o mały włos.
Honda jednak zrywna i dobrze trzyma się drogi, choćby nie wiem co.

Poprosiłam o wydanie tej koperty po roku, koleżanka pamiętała, ja nie, czytając to najpierw roześmiałam się głośno, a potem postanowiłam się z Wami tym podzielić.

Dobrego wtorku.

Honda

niedziela, 27 maja 2012

A zatem, w skrócie - bywało różnie, bardzo dużo faktów wyparłam, musiałam. Nawet do największego shit'u musiałam się jakoś dostosować, aczkolwiek dość szybko zorientowałam się - halo! Honda, coś tu chyba nie gra. Paradoksalnie - im byłam starsza tym większy zamęt, pierwszy związek to faktycznie była młodzieńcza miłość i nikt nikogo nie skrzywdził, rozstaliśmy się, bo nasze drogi zwyczajnie zaczęły się rozchodzić, ale potem niestety było już tylko gorzej.

Aby za bardzo się nie rozpisywać w sensie powtarzać za dużo- opiszę dwa związki, które wykręciły mi trzewia na tyle by w końcu ich tło towarzyszyło mi w poznawaniu bolesnej prawdy.

Jednak droga od punktu zero, do chwili obecnej to jak obdzieranie siebie ze skóry.

Bolesne, długie i wymagające samozaparcia, ale ta nowa skóra dziś błyszczy. Jest moim pancerzem.

P.S. Będzie też osobny rozdział, poświęcony patologicznym kłamcom, pozbawionych kręgosłupa moralnego i co tu dużo mówić, mózgu także.

A potem już będzie dobrze, pięknie. Tak jak jest teraz.

Pozdrawiam!

Honda

czwartek, 24 maja 2012

Kocham nasze statystyki:) A w szczególności kocham źródła ruchu sieciowego:))))))))))))))))

Dzisiaj miałam ciężki długi dzień, zaglądam "na deser" do Nas i co widzę?

Ano, że wyświetlamy się po wpisaniu do wyszukiwarki:











jestem załamana wyglądam jak wieloryb
1








:))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
 

 
 

sobota, 19 maja 2012

WŁAŚCIWOŚCI OSOBNICZE – LISTA DODATKOWA

Analiza zjawiska „psychofag” pochłonęła wiele naszego cennego czasu i zaprzątnęła zbyt wiele obszarów pofałdowanych w mózgu (bo, niestety – posiadamy). Listę podstawową opracowała Maja – syntetycznie, analitycznie, szczegółowo, drobiazgowo, starannie.
Podczas Sabatów, zwykle, konfrontujemy nasze doświadczenia, wyciągamy ogólne wnioski. Kilka przemyśleń dotyczących „kodu genetycznego” psychofaga pozwolę sobie udostępnić tutaj.
Są to wnioski nie a priori, bezwzględnie są to wnioski analityczne a posteriori. Kto się spsychofażył choć raz – ten wie…


Czytaj dalej >>>

piątek, 18 maja 2012

Jesteśmy rozpuszczone:) Sukces nas zepsuł:)
CZYDZIEŚCI PIĘĆ TYSIĘCY bez żadnego fajerwerka:)
Oj, Laski, oj:)
Dziękujemy czytelniczkom za pochylenie nad naszym "zbiorowym szaleństwem".
Idziemy tą drogą, do przodu. Znaczy UCIEKAMY ciągle DO PRZODU!
CZKAWKA

Jeśli byłaś kiedykolwiek kobietą psychofaga, nie masz szans na spokojne życie dopóki ziemia gada nosi. Nie żebym komuś czegoś życzyła, co to, to nie. Ale…
Moglibyśmy spokojnie budować (próbować) swój świat niepoturbowany. I budujemy, składamy, zaczynamy się dobrze czuć i … On przypomina sobie, że jeszcze w tym miesiącu nie wykonał planu „dręczenia bo lubi”. I dzwoni (czasami się pojawia, ale na szczęście nieczęsto). Nie wiem po co. Naprawdę nie wiem. Chyba tylko po to, żeby dać sygnał: jestem, pamiętam, nie odpuszczę. Nie pozwolę ci żyć, NO WAY! Beze mnie nie możesz, zdecydowanie NIE!

Czytaj dalej>>>

czwartek, 17 maja 2012

Sen

Przyśnił mi się chuj. Nie penis znaczy, tylko psychofag - zdrajca.
Całkiem długo mi się śnił, na tyle długo i w takiej sytuacji, że zdążyłam poczuć wszystkie emocje jakie czułam na krótko przed "ostatnią niedzielą". W tym śnie czułam się taka niepewna, nieważna, taka starająca się go sobą zainteresować, a on był taki niedostępny i myślący o sobie. Jeszcze większy niż w rzeczywistości, a ja malutka jak dziewczynka...
Gdy się obudziłam było mi strasznie przykro, że znów mnie tak potraktował i nagle świadomość - to był sen, TO BYŁ TYLKO ZŁY SEN!!
Jak to dobrze, że już uciekłam, że już nie muszę się tak czuć. Przy nikim.
I choć obudziłam się przygnębiona, to teraz czuję ulgę. Bo się obudziłam, OBUDZIŁAM SIĘ!, i oto nie jestem już w tamtej upokarzającej relacji, i to jest takie radosne :)

Zastanawiające jest jednak, że w ogóle taka sytuacja mi się przyśniła. Co to znaczy? Że nie wytrzebiłam jeszcze z podświadomości czegoś co powinnam wytrzebić? Tęsknię za chujem? Chcę się sztachnąć?
No, w każdym razie nie był to przyjemny sen, na szczęście SEN.

piątek, 11 maja 2012


 KOBIETA KLASY AAA+
To ja, bez wątpienia. AKTUALNIE ABSOLUTNIE ASEKSUALNA.
A plus oznacza, że nie TYLKO dlatego, że nie ma okoliczności. Bywają, ale to może na deser.
Do adremu, jak mawiają klasyczki gatunku. Długo już trwa ten stan i myślałam, że jest chwilowy-przejściowy z racji posttraumatycznych komplikacji po psychofagozie.
Ale nie, stan ten jest trwały i nie martwi mnie absolutnie. Stabilność i pewność jaką daje jest nie do przecenienia. Człowiek (kobieta, ja) głupi jest i czasami przemknie mu przez głowę myśl: dobrze (cudownie, wspaniale) byłoby tę chwilę podzielić z KIMŚ. Ale…


Czytaj dalej >>>

środa, 9 maja 2012

Dam na główną, a co tam:) Można nowe buty:), można tym bardziej zdany egzamin: niniejszym donoszę z nieskrywaną dumą, że Kataliniątko zdało angielski (ustny) na 93%.
Cieszę się okrutnie:)

sobota, 5 maja 2012

DROGA DO SIEBIE #9

Dzisiaj ciąg dalszy moich spisywanych na bieżąco refleksji z forum. Dziś o tym jak trudno komuś, kto tego nie umiał całe życie, nauczyć się kochać siebie. Przyznam się szczerze - jestem o 100 lat świetnych od początku mojej drogi, a wciąż łapię się na tym, że nie wszystko robię zgodnie z miłością własną. Ciągle się tego uczę. Jestem na etapie wyznaczania granic mojej rodzinie przyzwyczajonej do mojego kochania za bardzo, organizowania wszystkiego i wyręczania. Problem mam z moimi domowymi mężczyznami - ojcem i synem. Obaj żyli w otoczeniu kobiet kochających za bardzo całe życie i trudno im przestawić się na samoobsługę i zajmowanie się swoimi sprawami bez potrzeby przypominania - dotyczy głównie syna. Z ojcem mam inne problemy wynikające z jego patriarchalnego systemu wartości. Uczę się konsekwencji. Czasami ręce mi opadają i ogarnia złość. Wiem jednak, że te relacje też muszę uporządkować. Droga do siebie wciąż trwa.



Pokochać siebie czyli kto jest najważniejszy w moim życiu

Na mnie działają pytania. Jedno pytanie ciągle powracało. Czy Ty kochasz siebie? "Ależ oczywiście" – to była pierwsza odpowiedź bez zastanowienia. Jednak zaczęło mnie to drążyć, drążyło, drążyło, aż doszłam do wniosku, że ja mam wysoką samoocenę, ale to nie jest równoznaczne z kochaniem siebie i z akceptacją siebie w całym swoim spektrum. To wręcz jest mój wewnętrzny konflikt. Z jednej strony mam o sobie bardzo dobre zdanie, z drugiej strony, czy ktoś kto kocha siebie pozwala robić sobie krzywdę i godzi się na upokorzenia? Więc jak to jest z tym kochaniem siebie? Po czym poznać, że ktoś kocha siebie?

Dalej czytaj w zakładce Droga do siebie

czwartek, 3 maja 2012

Wielkomajówkowe Hello  Wszystkim!
Pisze do Was (dla Was) Królowa Diamentowa Mocno Ucieknięta.  Jako korespondent z etapu ”po ucieknięciu” uprzejmie donoszę, że po mojej stronie mocy jest bardzo fajnie. Pogoda doskonała, ludzie sympatyczni, zdrowie dopisuje, humor (czasami czarny lub wisielczy) również.
I powiem szczerze, że już nie mam ochoty wracać do – jak było? Wolę zajmować się tym jak jest.
Było do dupy, jest zdecydowanie lepiej – tak bym (pokrótce, lakonicznie) zdystansowała się z przyjemnością od bezsensownego rozkminiania obesranej przeszłości. Jemu nie wytłumaczę, a Wy wiecie bo macie/ miałyście tak samo albo podobnie (nawet gorzej – niestety). Ostatecznie mamy tutaj świadczyć słowem i czynem, że jesteśmy mocno ucieknięte, że da się, że można, że warto. Bez czarowania – WARTO!
Z miłości do życia – warto. Bo ono jest nasze, jedyne, niepowtarzalne. I trzeba je kochać. Jak jest takie nieposkładane to trudno jakoś nadzwyczajnie się nim zachwycać, ale każda  z nas wie, że ono jest, gdzieś się w tym bajzlu schowało i trzeba poszukać, posprzątać, poukładać, a śmieci – wyrzucić. Co się zepsuło spróbować naprawić, a jak było jednorazowe – WYWALIĆ bez sentymentów.
Spokój, w moim życiu zapanował niebiański wręcz spokój. I, chociaż nie mamy stałych i pewnych (a także nadzwyczajnie satysfakcjonujących) dochodów,  chociaż skromnie sobie żyjemy – nie zamieniłabym przenigdy tego cichego, skromnego status quo na słusznie minioną wypasioną huśtawkę.
Jutro matura – najmłodsza do boju. Ale idziemy na tę wojnę z godnością i spokojem.
Wszystko co jest do przeżycia przeżywamy w pełni. Nikt nam nie zaciemnia obrazu spraw swoim egoizmem. Każda chwila jest wyraźna i niepowtarzalna. Wybieram, decyduję kierując się rozumem (bo mam, mimo pewnych wątpliwości pewnych wątpliwych osobistości), sercem, intuicją. Moje wybory - moja odpowiedzialność. Ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje (swoje – mam na myśli niezależne, autonomiczne, niewymuszone) to piękny stan. Uwielbiam być odpowiedzialna, ponosić konsekwencje i zbierać miód i śmietankę – w zależności od skuteczności podjętych działań.
Wolę śmietankę i miód, ale jak mam dostać coś mniej fajnego – przyjmuję z pokorą – widocznie zasłużyłam. Fantastyczne jest to, że jeszcze trochę się tym moim życiem nacieszę. A mogło mnie to ominąć, mogłam nie dać sobie tej szansy.
Tak więc Kobiety – dajcie sobie szansę, warto!