UWAGA. BLOG ZAWIERA TREŚCI PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT.

środa, 29 lutego 2012

DROGA DO SIEBIE #6

 Ideały czyli „Miłość cierpliwa jest…”

Młodość! Pierwsze zauroczenia, zawroty głowy. Zakochiwałam się bez pamięci. Inne dziewczyny spotykały się z tym, z tamtym, ja wpadałam jak śliwka w kompot. Miałam szesnaście lat, chodziłam również z szesnastolatkiem, byliśmy dzieciakami, a ja już snułam wizje naszego przyszłego, wspólnego życia. Oczekiwałam poważnego, stabilnego, trwałego związku, takiego „na zawsze i na wieczność”, a wybierałam do niego niespokojnego ducha, pędziwiatra nie mogącego zagrzać miejsca. Sprzeczność nie dająca się pogodzić, ja jednak z uporem maniaka wierzyłam, że to jest możliwe  i moje kolejne wybory, nie tylko te młodzieńcze, odbywały się według tego klucza. Po pierwsze nie mógł być NUDNY i przewidywalny jak mój tato. Dlatego nie był to zakochany we mnie prymus S – inteligentny, zdolny, przy tym poukładany, nad wyraz grzeczny i solidny, tylko był to A, równie zdolny i inteligentny, ale o wiele bardziej ciekawy. Miał mnóstwo zajęć, przyjaciół, pomysłów. Ciągle gdzieś leciał, z kimś się spotykał. A ja czekałam. Wiecznie na niego czekałam i złościłam się, że dla mnie nie ma czasu. Najchętniej zamknęłabym go w złotej klatce i wypuszczała tylko po to, żeby się ze mną całował. A potem z powrotem do klatki. Żeby był MÓJ,  tylko mój, NA ZAWSZE. Może S byłby z tego zadowolony, ale nie A. Wytrwał ze mną kilka miesięcy na zasadzie – on latał, ja czekałam, a spotykaliśmy się po to, żeby się całować. Po powrocie z wakacji przestał się do mnie odzywać. I to była moja pierwsza wielka czarna doopa. Potrafiłam godzinami leżeć na podłodze, słuchać „Samby pa Ti” Santany i przeżywać rozstanie.


(W nawiasie dodam, że S do dziś jest z jedną i tą samą żoną, pracuje na uczelni i systematycznie przysyła mi kartki na święta. A ma trzecią żonę. Pierwsza była jego rówieśnicą, druga była około dychę młodsza, ta trzecia jest młodsza prawie o połowę… niedawno zostali rodzicami.)

Z „otchłani rozpaczy” dość szybko wyrwał mnie Kajtek. To był mój pierwszy w życiu „klin” i za chwilę znów byłam zakochana po uszy. Z „klina” zrobiła się Wielka Miłość, tym razem obustronna. Kajtek był rozrabiaką z milionem pomysłów na godzinę, a w środku wrażliwcem, marzycielem i romantykiem. Może to on był  moją połówką? Lubię w to wierzyć, bo chyba pasowaliśmy do siebie, niestety nie udało nam się. Byliśmy tak pewni swojej miłości, że w pewnym momencie przestaliśmy o nią dbać … i „posypało” się. Nie umieliśmy „pozbierać”. 

Kajtek podarował mi coś, co zapadło głęboko i na długo w mojej duszy. Był to I List do Koryntian św. Pawła:

Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.

Czyż to nie brzmi jak hymn KKZB? A zwłaszcza "wszystko znosi, wszystkiemu wierzy i wszystko przetrzyma"? Umiałam ten "hymn" na pamięć i starałam się zgodnie z nim postępować. Chciałam tak kochać, to był mój cel, ideał do którego dążyłam, a gdy ktoś mówił, że ideałów nie ma, odpowiadałam: „Ideałów nie ma, ale trzeba w nie wierzyć, by wiedzieć w jakim kierunku należy dążyć”. I dążyłam, nie bez porażek, ale wciąż miałam w głowie ten tekst i te ideały. 

Do wcześniejszego marzenia o mężczyźnie odpowiedzialnym jak ojciec, a jednocześnie  szalonym i namiętnym jak bohater romansu dodałam sobie przepis na miłość doskonałą, spreparowany przez chrześcijańskiego apostoła. Uwierzyłam, że gdy będę to stosować, to osiągnę szczęście.

I może wszystko byłoby dobrze, gdyby ci, których wybierałam również mieli takie ideały i do nich dążyli. 

Niestety, tak nie było.



Wszystkie rozdziały czytaj w zakładce Droga do siebie

9 komentarzy:

  1. Te same wartości i to samo poczucie humoru.Dziś wiem,że miłość to wielka stała budowa w spokoju-pod hasłem"miłośc za miłość".Przyglądamy się budowie,robimy zdjęcia,zapiski,filmy.
    Miłość nie uznaje kłamstwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako młodzi ludzie wychodzimy z rodzinnego domu z pewnymi przekonaniami, myślę,ze często są to przekonania negujące postawy rodziców. Chyba tak się dzieje jeśli nie są zaspokojone nasze, dzieci potrzeby -potrzeba uważności, aktywnego zainteresowania, bliskości, wsparcia. Budujemy jakieś swoje wymyślone przekonania i one prowadzą nas ...w świat. A potem musimy je weryfikować. Moim przekonaniem na progu wchodzenia w dorosłość , było to, że każdy jeśli chce może być dobry, że można w szczerości i zaufaniu obdarowywać siebie wzajemnie bliskością, wsparciem, że wzajemne porozumienie między bliskimi ludźmi to tak bardzo naturalna oczywista rzecz,że nawet przez myśl mi nie przeszło, ze może być inaczej. Trochę pożyłam na tym świecie i odkryłam, że wszystkie te przekonania są NIEprawdziwe.
    Pozdrawiam
    Diamentowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje przekonania są jak najbardziej PRAWDZIWE!!! W niewłaściwym czasie trafiłaś na niewłaściwych ludzi. To spowododowało zachwianie Twojej wiary we własne ideały. Głęboko wierzę i życzę Ci spotkania na swej drodze tych, którzy wyznają wiarę w wartości tak ważne dla Ciebie. pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amarku, dziękuje za komentarz i taką entuzjastyczną wiarę w słuszność moich przekonań;) Dziękuję :)
      Przekonania może owszem prawdziwe, jednak z wielką poprawką ,ze nie dla "KAŻDEGO". Ludzie są różni i najpierw trzeba spotkać człowieka o bardzo zbliżonych, właśnie, przekonaniach o bardzo podobnej dojrzałości emocjonalnej, intelektualnej, o podobnym systemie wartości, o podobnych celach w życiu, a potem już ..jak w bajce ;)
      Pozdrawiam
      Diamentowa

      Usuń
    2. To nie entuzjazm. To wiara w te same wartości i to pomimo zdecydowanie bardziej zaawansowanego wieku i takich sobie doświadczeń.Nie dla KAŻDEGO. No pewnie. Ale jaka to radość, że jednak można trafić na wyznających podobne zasady. Z moich obserwacji wynika, że podobnie myślący nie są w mniejszości, chociaż często wstydzą się przyznać do swoich przekonań. Co do "życia jak w bajce" mam mieszane uczucia. Mam takie wyobrażenie: niech będzie normalnie, bezpiecznie, w pełnym zaufaniu i wzajemnej trosce o potrzeby partnera. Drobne, wspólne ekscesy i szaleństwa jak najbardziej wskazane. Jednak wykluczam nieustanną potrzebę dopływu adrenaliny. Taki stan bardzo negatywnie wpływa na funkcjonowanie naszego najważniejszego organu. Wiem, że ta "szara masa", którą u niektórych szczęśliwców pokrywają włosy decyduje o wszystkim. Cała reszta to piękne literackie epitety. Mózg nie potrzebuje sztucznej stymulacji. Jego możliwości same z siebie pozwalają na dobre wybory i mimo popełnianych błędów, musimy próbować bez końca i mieć wiarę, że trafimy na to czego szukamy. To sobie poględziłem. Ale tak myślę i nic tego nie zmieni. Powodzenia, nie rezygnuj:):):)

      Usuń
    3. "Bardziej zaawansowanego wieku i takich sobie doświadczeń"- tak, chyba z wiekiem nabieramy większego dystansu do wielu spraw. A doświadczenia "takie sobie " ...to budujące ? napełnione goryczą ? och ta kobieca ciekawość ;)
      Dziękuję pięknie za życzenia powodzenia :):)

      Ps. Nie wierzę "w życie jak w bajce" to stwierdzenie z przymrużeniem oka.
      Pozdrawiam
      diamentowa

      Usuń
    4. "Takie sobie". Użyłem tego sformułowania dlatego, bo już dawno zrozumiałem, że życie to "szara codzienność". Zdarzają się chwile nadzwyczajnego szczęścia, chwile totalnego upadku. Jednak o całości decyduje to jak potrafimy "urządzić" i przeżywać codzienność. Jeżeli jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni w "szarej codzienności", to zdarzające się od czasu do czasu ekstremalnie złe rzeczy mogą tylko wzmocnić łączące nas więzi. Jeżeli takie szczęśliwe, "zwykłe życie" można nazwać bajką, to ja chętnie poczytam albo wysłucham przed snem.;) Pozdrawiam Diamentowe (to chyba bardzo "twarde"):):):)

      Usuń
    5. Powtórzę za Paulem C, że "inspiracją są inni ludzie"...zainspirował mnie Pan do chwilki zastanowienia się nad swoim podpisem, widzeniem samej siebie -"diamentowa"...?. Ma Pan całkowitą rację diament jest bardzo twardy, i chłodny nawet, takie sobie "szkiełko". Może jedynie dla postronnego obserwatora jest chwilowym olśnieniem. No cóż chroniąc siebie, ubieramy maski ...

      diamentowa ...?

      ps. Zamówienia na bajki ;):):) przyjmuję pod adresem: "kwiaciarka_@op.pl"

      Usuń
    6. Diamentowa od;szukam znawcy diamentów ,nie oprawcy. Jestes diamentem!A zakończenie bajki podpowiadam;żyli długo na ogół szczęśliwie w bardzo dobrze ogrzewanym domu.

      Usuń